24 grudnia 2008

wszystko dzieje się po ciemku

- świat zaczął być stwarzany PO CIEMKU (przecież światło dopiero po chaosie zostało wezwane do bytu)

- Abraham W NOCY (a jakże) liczył gwiazdy

- ma nishtana HA LAILA haze? (jakby ktoś nie znał odpowiedzi: tym, że tej NOCY wyszliśmy z Egiptu)

- wreszcie:
"Gdy głęboka cisza zalegała wszystko,
a NOC w swoim biegu dosięgała połowy,
wszechmocne Twe słowo z nieba, z królewskiej stolicy,
jak miecz ostry niosąc Twój nieodwołalny rozkaz,
jak srogi wojownik runęło pośrodku zatraconej ziemi."
a wyglądało to tak, że po prostu narodził się taki malutki bezbronny... "Srogi wojownik" (!) jak tu nie zamilknąć? jak tu nie pytać: jakże się to staje?...

- i W NOCY z pośrodku zatraconej ziemi wyszedł żywy Pan Zmartwychwstały

Jest to na pewno dobra nowina dla przechodzących właśnie ciemną doliną życia - Bóg działa po ciemku.

23 grudnia 2008

nadinterpretacja

Na progu Bożego Narodzenia zostawiam wiersz, który od pierwszego przeczytania był dla mnie wierszem... Maryjnym :)
Tak, wiem, że "normalnie to wiewiórka, ale dla siostry może być Pan Jezus"...
Sęk w tym, że wtedy siostrą jeszcze nie byłam, a ta nadinterpretacja już wtedy była dla mnie dużo bardziej kusząca, niż prawdziwy "on" Szymborskiej i jego szarooka sprawczyni...


(kolegom/koleżankom teologom zawczasu mówię: dajcie spokój, to nie traktat chrystologiczny, tylko poezja całkiem przypadkiem trochę podobna do Bożego Macierzyństwa... ;) )

Wisława Szymborska 

Urodzony 

Więc to jest jego matka. 
Ta mała kobieta. 
Szarooka sprawczyni.

Łódka, w której przed laty
przypłynął do brzegu.

To z niej się wydobywał 
na świat, 
na niewieczność.

Rodzicielka mężczyzny, 
z którym skaczę przez ogień.

Więc to ona, ta jedyna, 
co go sobie nie wybrała 
gotowego, zupełnego.

Sama go pochwyciła 
w znajomą mi skórę, 
przywiązała do kości 
ukrytych przede mną.

Sama mu wypatrzyła 
jego szare oczy, 
jakimi spojrzał na mnie.

Więc to ona, alfa jego. 
Dlaczego mi ją pokazał.

Urodzony. 
Więc jednak i on urodzony. 
Urodzony jak wszyscy. 
Jak ja, która umrę.

Syn prawdziwej kobiety. 
Przybysz z głębin ciała. 
Wędrowiec do omegi.

Narażony 
na nieobecność swoją 
zewsząd, 
w każdej chwili.

A jego głowa 
to jest głowa w mur 
ustępliwy do czasu.

A jego ruchy 
to są uchylenia 
od powszechnego wyroku. 

Zrozumiałam, 
że uszedł już połowę drogi. 
Ale mi tego nie powiedział, 
nie. 

— To moja matka — 
powiedział mi tylko.

11 grudnia 2008

Dziecko Boga Ojca

Felietonik ten ukaże się wkrótce (jak go złożę ;) ) w naszej gazecie. A że gazetka nie na pokaz, więc znalazł się tutaj, żeby w ogóle pokazać się komuś na oczy. Antonietta stała się moją serdeczną małą przyjaciółką od jej pierwszych słów w pierwszym liście... (Prostota serca. Antonietta Meo)

Z mojej pracy w przedszkolu w Piastowie, pamiętam jedną anegdotę: Na klęczkach pomagam ubierać się trzylatkom, kiedy na krzesełku obok staje mała Basia i z pełną współczucia miną mówi: "Nie martw się, siostro, urośniesz...".

Marzenie każdego dziecka: żeby być dużym. Duży wszystko może zrobić, jest silny, mądry, piękny, doskonały. A przede wszystkim, ten Duży to jest tata i mama. To oni sprawiają, że świat dorosłych jest taki atrakcyjny. Ale jeśli wśród Dużych nie ma nikogo, kto kochałby Małego, ten świat budzi tylko lęk.

I tu znowu odkrywam podobieństwo do życia duchowego. Powinniśmy stać się dziećmi. Tak mówi Jezus. Ale wymigujemy się od tego, jak tylko możemy: że to infantylizm, że do tego trzeba specjalnej łaski, że trzeba rozróżnić, co to dzieciństwo, a co dziecinada, wreszcie że nie wiemy, jak się nimi stać... Tak naprawdę boimy się nimi być. Wolelibyśmy urosnąć i jako tako się prezentując, dopiero pokazać się Bogu na oczy.

Właśnie zamknęłam książkę z listami sześcioletniej Antonietty Meo (dekret o jej heroiczności cnót został podpisany przez Benedykta XVI w tamtym roku). Przeczytałam ją niemal jednym tchem. Listy do Boga, jakie dyktowała swojej mamie, pełne są dziecięcej prostoty i... wielkiej mistyki. Wyśmienicie nadają się na katechezę dla przedszkolaków tak samo, jak na spotkania z dorosłymi, a nawet na... wykłady teologii dogmatycznej! W relacji do Boga zachowuje się dokładnie tak, jakby zaraz miała się wdrapać na Jego Boskie Kolana i pocałować Go w Boski Policzek. Jednocześnie widzę w niej to samo nienasycone pragnienie dusz, czy gotowość ofiary, co u Marii od Męki Pańskiej. Oto jeden z jej 160 listów:

21 styczeń 1937

Najdroższy Boże Ojcze

Bardzo Cię kocham!… Bardzo, ale to bardzo!…

Kochany Boże Ojcze, powiedz Jezusowi, że bardzo go kocham.

Kochany Boże Ojcze!… Uwolnij wiele dusz z czyśćca, aby mogły pójść do Nieba i wychwalać Ciebie. Kochany Boże Ojcze, jutro chcę stać cały czas pod Krzyżem Jezusa na Kalwarii, (miała nowotwór kości) dzisiaj też tam byłam, ale nie byłam bardzo dobra. Ty, który jesteś tak dobry, przebacz mi. Kochany Boże Ojcze, powiedz Niepokalanej, że bardzo Ją kocham i żeby przyjęła mnie pod swój płaszcz i żeby wyprosiła mi wiele łask i błogosławiła mi. Kochany Boże Ojcze, ulecz mnie z kaszlu. Kochany Boże Ojcze, powiedz Jezusowi, że chcę złożyć wiele ofiar, ale bez Jego pomocy nic nie mogę zrobić. Kochany Boże Ojcze, powiedz Duchowi Świętemu, że bardzo Go kocham i żeby wybawił mnie od niebezpieczeństw.

Kochany Boże Ojcze, błogosław wszystkim, a ja posyłam Ci całusy i pozdrowienia. Twoja córeczka

Antonietta

Gdybym chciała opowiedzieć teraz „duchową anegdotę” o moim spotkaniu z Antoniettą, wyglądałaby mniej więcej tak: Stałam zdenerwowana przed bramą Nieba i usiłowałam sklecić jakąś sensowną modlitwę na powitanie. Oczywiście nic mądrego i dostatecznie świętego nie przychodziło mi do głowy. Już miałam wrócić i spróbować „następnym razem” (choć, jak wiadomo, w życiu duchowym następnych razów nie ma...), kiedy mała Antonietta wdrapała się na krzesełko i szepnęła mi do ucha: „Nie martw się, siostro, zdziecinniejesz…”. Uśmiechnęłam się i co sił w coraz krótszych nóżkach popędziłam do Bożego Tronu.

5 grudnia 2008

Recydywa: więzienne korytarze są wszędzie takie same.


W wtorek poszłam do więzienia na Rakowieckiej. Na jedno popołudnie. Na ratunek. Brakowało osoby, która by zajęła się liturgią (a dokładniej śpiewem) podczas Bierzmowania 24 chłopaków osadzonych w areszcie śledczym. Razem z siostrą, która jest „duchową matką” dla wielu więźniów już dobrych kilkanaście lat i drugą siostrą (która razem ze mną „obstawiała” ową liturgię) przeszłyśmy przez więzienne korytarze. Otwieranie i zamykanie drzwi. Zatrzymujemy się i znowu: otwieranie i zamykanie. Schody, korytarz, wszelkie wyjścia okratowane. Docieramy do dużej sali. Przez okna widać spacerniak. Zamknięty, zakratowany i zadrutowany. Dla mojej siostry od liturgii było to duże przeżycie. Ja wracałam pamięcią do więzienia w Strzelcach Opolskich, gdzie razem z niepełnosprawnymi umysłowo dziewczynami, prezentowałyśmy więźniom spektakle teatralne.
Wkrótce do sali przyszli chłopcy. Młodzi, niektórzy ledwie dorośli. Patrzyłam na nich i dziwiłam się, że Bóg potrafi, jeśli Mu tylko pozwolić, odsiadkę za przestępstwo zmienić w duchowe przebudzenie. Przypominałam sobie też rekolekcje w pewnej szkole, gdzie duża grupa „młodzieży do bierzmowania” zachowywała się w kościele najbardziej skandalicznie ze wszystkich. Chłopaki z kicia z pewnością byli w tym momencie bardziej otwarci na Ducha Świętego, niż stado bezmyślnych i bezwolnych gimnazjalistów.
Więzienne korytarze upierania się, że liczba bierzmowanych powinna być w parafii jak największa, bez względu na ich stosunek do wiary i zdolność do dawania chrześcijańskiego świadectwa, ciągle są pozamykane i okratowane. Księgi parafialne są otwierane, zapełniane i zamykane.
Tuż przed Mszą przyszedł Ksiądz Biskup w towarzystwie m.in. pani Hanny Gronkiewicz–Walz. Pani prezydent po Mszy miała jeszcze kilka słów do więźniów. Patrzyłam, słuchałam i zastanawiałam się: kto tutaj jest bardziej wolny? Wychodziło mi na to, że chłopcy. Pani HGW, jeśli kiedyś była jedną z „pionierek” warszawskiej Odnowy w Duchu Św., to ostatnio chyba Duch Święty ustąpił miejsca duchowi kompromisu, układów, polityki, zależności od lobbystów i ich pieniędzy (tudzież szantaży).
Nikt nigdy nie twierdził, że polityka jest grą o łagodnych zasadach, ale jeśli chrześcijanin reguły tej gry postawił wyżej nad słowa Ewangelii i Kościoła, sam pozwala się zakluczyć w politycznych korytarzach. Większość, mniejszość, układ, uchwała, podpis, zgoda, interpretacja, popularność i poniżej 5%: otwiera się i zamyka.

Dzisiaj rano otwieram drzwi byłemu misjonarzowi z Ameryki Południowej. Opowiada, jak to pierwszy raz chodzi w Polsce po kolędzie. I pomstuje. Nie, nie na ludzi, ale na polskich duszpasterzy, którzy skostnieli w kanonikach i honorach, zajęci przeliczaniem wiernych na złotówki dane na budowę tego, czy owego. W więzieniu, patrząc na ks. Biskupa, znakomitości duchowne i świeckie, też myślałam o kratach, jakie stawia wokół siebie zbyt wielu księży w Polsce:
Tytuł otwiera drogę w lewo, w prawo, schodami w górę, zamyka się, żeby poprowadzić we własny świat, podczas gdy powołanie kapłana bycia Drugim Chrystusem, zostaje daleko w dole, razem z zaniedbanymi „duszyczkami”.
Cóż więźniowie? Czy będę ich teraz kanonizować? Oni wciąż siedzą, nie tylko w areszcie. Siedzą za kratami własnych i cudzych grzechów, przegonieni przez życie korytarzami patologicznych rodzin, gangów, przestępstw. Jednak tego dnia dostali do ręki klucz: Ducha Świętego, którym – jeśli Go będą „używać” – są w stanie wyjść przed bramę niewoli i zobaczyć ją zamykaną za sobą – z drugiej strony, jako bramę wolności. Klucz ten leży też w kieszeniach gimnazjalistów, polityków katolickich, duszpasterzy... ale trzeba pokornej świadomości własnego grzechu, niemocy i potrzeby Boga, żeby przez korytarze życia przechodzić coraz bliżej bramy.
„Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę.” (J 10,7-9)

23 listopada 2008

jest pewna substancja, od której jestem uzależniona...

Grupa MoCarta :)



...Niewdzięczność, lata stracone przez ich profesorów w akademiach muzycznych.... :)
(niech oni tylko nie myślą wracać do tej muzyki poważnej)

a ponieważ przez ten tydzień prawdopodobnie bez reszty pochłonie mnie mieszanka teologii i stresu, muszę tu wspomnieć Bobby Mcferrin'a - z dedykacją reszcie towarzystwa naukowego :)

19 listopada 2008

Zobaczył ludzi, których zabił


Adasevic uczy młodych lekarzy, jak mają postępować, by nie musieli odwracać wzroku przed ludzkimi spojrzeniami.
W ciągu 26 lat dokonał 48 tysięcy aborcji. Dzięki niezwykłej ingerencji z Nieba, Stojan Adasevic przestał zabijać, a jego historia otwiera oczy tysiącom ludzi.
Może trudno w to uwierzyć, ale od brutalnego mordowania nienarodzonych dzieci do szlachetnej działalności dającej radość rodzicielstwa tysiącom ludzi jest tylko jeden krok. Świadectwa tych, którzy go zrobili są jednak szokujące. To najbardziej znane, które przedstawia od lat amerykański lekarz, dr Bernard Natanson otworzyło na sprawy życia i śmierci już setki tysięcy oczu. Czyj sprzeciw wobec aborcji może budzić większe zainteresowanie niż człowieka, który wykonał ich w życiu kilkanaście tysięcy? Zachodnie, głównie hiszpańskie i amerykańskie, media zainteresowały się ostatnio wyznaniem serbskiego ginekologa, Stojana Adasevicia, który ma na swoich rękach krew - jak sam przyznaje - 48 tysięcy dzieci. Jego historia jest niezwykła nie tylko z powodu tej szokującej liczby.

Tymczasem, żeby nie pisać o nadciągającym egzaminie, napiszę o moim usznym odkryciu:
Miałam dzisiaj okazję przysłuchać się z bliska i kameralnie samotnej marimbie - dźwięki niezwykłe, miękkie, wyrastające wprost i niespodziewanie z ciszy (im niższe, tym bardziej wrośnięte, pianissimo ma w sobie coś ze złudzenia...). W pełnym rozkwicie zdają się otaczać ciebie ze wszystkich stron i falująco przenikać do wnętrza przez skórę, jakbyś była dla nich naturalnym celem ich drewnianej wędrówki...
Chyba wróciła mi dziecięca zdolność słuchania całym ciałem :)

27 października 2008

umyć nogi zdrajcy

Właśnie przypadkiem znalazłam takie nabożeństwo - no, bardziej medytację... na Wielki Czwartek (albo na temat Wielkiego Czwartku). U nas jest taki zwyczaj, ze w Wielki Czwartek po południu mamy taką paraliturgię o Ostatniej Wieczerzy - najczęściej jest albo o Passze (i wtedy opieramy się o relacje Synoptyków i czasem tradycję żydowską), albo o Umywaniu Nóg. No i właśnie w tamtym roku coś takiego w Ewangeliach wyczytałam i pokojarzyłam...Trzeba przy tym sobie jasno powiedzieć, że nawet najprostsze i najbardziej znane gesty Jezusa, jeśli tylko im się dobrze przyjrzeć i przełożyć na "swoich dwunastu', są niesamowicie wymagające...

Nabożeństwo umywania nóg 

1. Psalm o Miłosierdziu Dawida Kusza puszczam troszkę wcześniej, żeby wprowadzić. 
2. Ewangelia: J 13,1-11
Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany.  

Chwilka milczenia. 

3. Jezus umył nogi każdemu z dwunastu swoich uczniów... 
(i tu cichutko można puścić Pawła Bębenka "Jezu ufam Tobie" - na okrągło)  

     1) Piotrowi - komuś, kto Go kochał i na kim On chciał oprzeć swoje dzieło, a ten zaparł się Go trzy razy... 

Kiedy Piotr był na dole na dziedzińcu, przyszła jedna ze służących najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się [przy ogniu], przypatrzyła mu się i rzekła: «I tyś był z Nazarejczykiem Jezusem». Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: «Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz». I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut zapiał. Służąca, widząc go, znowu zaczęła mówić do tych, którzy tam stali: «To jest jeden z nich». A on ponownie zaprzeczył. Po chwili ci, którzy tam stali, mówili znowu do Piotra: «Na pewno jesteś jednym z nich, jesteś także Galilejczykiem». Lecz on począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego człowieka, o którym mówicie». I w tej chwili kogut powtórnie zapiał. Wspomniał Piotr na słowa, które mu powiedział Jezus: «Pierwej, nim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się wyprzesz». I wybuchnął płaczem. 

     2) Mateuszowi - komuś, w kim tylko On potrafił dostrzec człowieka godnego uwagi i godnego powołania...

Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim.
Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».  
 
     3) Janowi - komuś, kogo kochał i kto zawsze przy Nim był... 
 
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. 
 
     4) Jakubowi, bratu Jana - komuś, kto chciał zajmować dobrą pozycję...
 
Wtedy zbliżyli się do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane». 
 
     5) Jakubowi, synowi Alfeusza - komuś, kto zawsze pozostawał w cieniu i był jednym z wielu... 
 
A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, 4 Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził. 
 
     6) Tomaszowi - komuś, kto nie wierzył w Jego zwycięstwo... 
 
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę». A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!» Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli» 
 
     7) Natanaelowi - komuś, kto chętnie sądził innych; w kim tylko On dostrzegł szczere serce... 
 
Rzekł do niego Natanael: «Czyż może być co dobrego z Nazaretu?» Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: «Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». Powiedział do Niego Natanael: «Skąd mnie znasz?» Odrzekł mu Jezus: «Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym». Odpowiedział Mu Natanael: «Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!» Odparł mu Jezus: «Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to». Potem powiedział do niego: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego» 
 
     8) Judzie - komuś, kto wiedział lepiej od Boga... 
 
Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie». Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: «Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?» W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. 
 
     9) Szymonowi - komuś, kto potrafił walczyć o sprawiedliwość, używając przemocy... 
 
Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy(Zelota); Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. 
 
     10) Filipowi - komuś, kto łatwo się zapalał, ale nie dowierzał wszystkim Jego słowom… 
 
Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: "Pokaż nam Ojca?" Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? 
 
     11) Andrzejowi - komuś, kto poszedł za Nim bez wahania i przyprowadzał do Niego uczniów… 
 
Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. 40 Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. 
 
     12) Judaszowi - komuś, kto go zdradził, a On mimo tego, uważał go za przyjaciela... 
 
Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!». Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» 
 
4. ♫ O Jezu cichy i pokorny... 
 
5. Ewangelia J 13,12-20 
 
A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie "Nauczycielem" i "Panem" i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem.  
 
6. ♫ O Jezu cichy i pokorny...

19 października 2008

samo życie ze szczyptą astronomii

Co mi przyszło, że we własnej gazecie muszę jeszcze przekorne felietony pisać... Będę je wrzucać tutaj, bo czasem i zakonne osóbki tu zaglądają... (a niezakonne może i nie zanudzą się na śmierć).
Z góry (tak, tak... wiem... z półtora metra może być tylko z dołu ;P ) przepraszam za to straszliwe uproszczenie procesu umierania gwiazdy, ale nie mogę moim siostrom fundować wykładu z podstaw astronomii...
Gwoli przypisów jeszcze - u nas istnieje taki zwyczaj, że się losuje jakby "role" do szopki: ktoś zostaje Maryją, ktoś Józefem, ale ktoś może zostać nawet... miotłą :) Ja często zostawałam gwiazdą (przypadek?... ;P ). A jeśli chodzi o astronomiczne umizgi, to dlatego, że to było moje hobby w dzieciństwie, póki za wcześnie (nie miałam jeszcze 10 lat) nie sięgnęłam po "Wobec wszechświata" ks. Michała Hellera... była to pierwsza książka w życiu, której nie doczytałam...
Felietonik zaś "pije" do sytuacji spotykanych w zakonach, ale te (mimo świętej naiwności niektórych osób świeckich - owe wiedzą, że o nich mówię :D ) nie różnią się aż tak strasznie od tych domowych, czy biurowych, czy innych jakich...

Obowiązek Gwiazdy

Przez kilka lat, z roku na rok, przy losowaniu obowiązków przy żłóbku, otrzymywałam obowiązek Gwiazdy. Ku uciesze sióstr, naturalnie.

młode gwiazdy - co z nich wyrośnie?...

Z tym obowiązkiem to jednak bieda, bo taka gwiazda to zawsze podejrzany typ: świeci, więc widać ją z daleka i choćby człowiek chciał się schować, to i tak los wyciągnie za uszy na nieboskłon. Taka już natura gwiazdy. Na szczęście przez te wszystkie lata utrwaliła się w mojej głowinie rola Gwiazdy: świecić mimo wszystko.

Tylko broń Boże nie udawać, że jest się słońcem. Marny byłby los tego, kto by chciał się ogrzać lub utrzymać przy życiu przy świetle takiej gwiazdy. Obowiązek gwiazdy potrafi niejednej spędzać sen z oczu: A jak spadnie? Bo niektóre spadają i to z wielkim hukiem (a raczej z ognistym warkoczem).

niebieski nadolbrzym (jak się już nadął, to teraz już z tylko górki... a nie wygląda, prawda? - jak w życiu, jak w życiu...)

Trzeba od razu powiedzieć, że to sprawka meteorów, nie gwiazd.
Same gwiazdy umierają inaczej: nadymają się swoim światłem tak bardzo, że wybuchają, a po tych największych może nawet powstać czarna dziura, która wchłania wszystko, co znajdzie się w pobliżu.
Prawa astronomii, jak się okazuje, dadzą się zastosować w życiu zakonnym.

czarna dziura - mało, że sama czarna, to jeszcze innym światło marnuje...

Niedobrze być gwiazdą. Świecić – niebezpiecznie, zgasnąć – bezużytecznie... A wszystko na oczach ludzi. Co gorsza, wszelkie próby przerobienia gwiazd na „coś bezpieczniejszego” są z góry skazane na niepowodzenie. Gwiazda stworzona gwiazdą, gwiazdą zostanie, bo jako gwiazda została pomyślana przez Stwórcę. A misjonarka powołana do misji, może tą misję wypełnić, jeśli tylko zgodzi się na to, co zostało jej zaproponowane przez Stwórcę.

Czytam orędzie Papieża na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu „Na rozdrożu między gwiazdorstwem a służbą” i myślę sobie, że tak bardzo boimy się gwiazdorstwa, że wolimy nie służyć i nie wchodzić za bardzo w ten niebezpieczny świat mediów. Tymczasem jako misjonarka czuję się nie tylko dziennikarzem, ale korespondentem wojennym. W tym zdezorientowanym świecie muszę przekazać wiarygodne i najświeższe relacje z wojny o człowieka między Bogiem a Złym. I spieszę donieść jak najszerszej opinii publicznej, że tryumf zła to tylko kaczka dziennikarska.

Piękne porównanie, prawda? No to teraz pomyśl, że to nie jest żadne porównanie, tylko konkretna rzeczywistość. Wystarczy włączyć telewizję, otworzyć internet, żeby spotkać się z propagandą sukcesu Złego. I to nie tylko w treści, ale także w sposobie przekazywania. Ta wojna nie jest nowa. Pierwsza bitwa rozegrała się pod drzewem wiadomości dobrego i złego. Przełomem w wojnie były wiadomości rozgłaszane z Wieczernika. Mimo naszego zwycięstwa, wojna na wiadomości trwa. Nie tylko w sercu, również na ekranie komputera i na stronach gazet.

Trzeba tez jasno sobie powiedzieć, że jeśli nie zdecyduję się „świecić”, jakaś inna gwiazda zajmie ten ciemny kawałek nieba i poprowadzi człowieka do nikąd. Lepiej więc wdrapię się na przygotowane mi miejsce do głoszenia Dobrej Nowiny. Przyznaję, ryzykuję utratę równowagi, upokorzenie i porażkę, ale jestem też pewna, że dopóki świecę tylko światłem mojego Pana Jezusa Chrystusa, nie grozi mi żaden wybuch supernowej.

po wybuchu supernowej - tyle szumu co po proroku, który się rozmienił na drobne...

14 października 2008

historia powołania

Ale od razu zaznaczam, że nie mojego - wykorzystałam niecnie urlopującą się Władzię z Madagaskaru, żeby sklecić coś dla zakony.pl
Nie zawiodłam się - pisze, jak zwykle z ciepłym humorem...

GDYBYM MIAŁA ZNOWU WYBIERAĆ, BYŁABYM MISJONARKĄ...

Pamiętam jak dziś: Mistrzyni mówi do grupy postulantek: „To od waszej modlitwy będzie zależeć, czy ona wstąpi.” Byłam przerażona, bo wierzyłam w moc modlitwy i sobie pomyślałam, że jeżeli one będą się modlić, to jestem zgubiona. Więc w drodze do pociągu gorąco się modliłam do Pana, aby siostry nie modliły się za mnie...

A ja tymczasem...
- składam kolejny numer gazety, zastanawiając się, jakiż to cud nastąpi przed ex universa, żebym mogła zdać ten uniwersytecki relikt...
- czytam o prześladowaniach chrześcijan w Indiach i Iraku (stąd ta propozycja na górze)
- słucham Liama Lawtona i obiecuję sobie, że się tych jego melodii (ze słowami najlepiej) nauczę i będę błąkać się po świecie, mrucząc je pod nosem
- od czasu do czasu świat zaskakuje mnie swoimi możliwościami przekraczania kolejnych granic absurdu, bezrozumu i rozwijania królestwa mamony jakimkolwiek kosztem
- żeby oddać sprawiedliwość - ja też od czasu przekraczam swoje prywatne granice bezrozumu, tyle, że jest to okazją do doświadczenia Miłosierdzia Bożego - więc z o niebo lepszym skutkiem :)

Ponieważ jutro jest moje całkiem prywatne, ale wielkie święto, więc z tej okazji (długi, jak nie wiem, ale mnie się nie dłuży), wiersz mojej Mamy duchowej:

W BOŻYCH RĘKACH
Twoją jestem na zawsze,
Od Ciebiem życie wzięła,
Powiedz mi więc, o Boże,
Co chcesz, abym czyniła?
Najwyższy Majestacie
Wiekuista Mądrości,
Co w dobra chodzisz szacie;
O Boże wszechświatłości
Spojrzyj na nędzę moją,
Bom Tobie zawierzyła.
Powiedz mi więc, o Boże,
Co chcesz, abym czyniła?
Twą jestem, boś mnie stworzył,
Boś za mnie dał krew swoją,
Ból Ci rany otworzył,
By zbawić duszę moją;
Tyś łaską mnie osłaniał,
Ażebym nie zginęła.
Powiedz mi więc, o Boże,
Co chcesz, abym czyniła?
Czego żądasz, o Panie,
Od stworzenia Twojego,
Co w tak nędznym jest stanie,
Wśród mroków życia tego?
Ale choć grzeszna jestem,
Otom cała przylgnęła
Do stóp Twych, prosząc: powiedz,
co chcesz, abym czyniła?
Widzisz tu serce moje
I życie od zarania:
Składam je w dłonie Twoje.
I wszystkie me kochania,
I wszystkie władze duszy,
By miłość je objęła.
O, niech głos mój Ciebie wzruszy!
Co chcesz, abym czyniła?
Daj mi śmierć albo życie,
Daj siły czy słabości,
Karm mnie wzgardą obficie,
Lub chlebem szczęśliwości,
Daj pokój albo walkę,
W której bym się dręczyła,
Daj wszystko, tylko powiedz
Co chcesz, abym czyniła?
Daj nędzę lub dostatki,
Daj słodycz, chleb gorzkości;
Niech wzrosną smutku kwiatki,
Niech zmilknie śpiew radości,
Daj szczęście, bólu morze,
Niech mnie rwie jego siła.
Tylko powiedz, o Boże,
Co chcesz, abym czyniła?
Jeśli chcesz, niechaj tchnienia
Modlitwy mnie ponoszą,
Lub oschłość cierpienia
Krwawymi łzami zroszą.
O, Boże mój Najwyższy,
W tym cała moja siła,
Byś mi zawsze objawiał:
Co chcesz, abym czyniła?
Daj mi, Boska Mądrości,
Słońce wiecznego świtu
Lub gęste mgły ciemności,
Lata głodu, dosytu;
Daj zorze lub noc czarną,
By wszystko zasłoniła,
Tylko powiedz mi wtedy:
Co chcesz, abym czyniła?
Jeśli mi dasz wytchnienie,
Przyjmę je z Twojej ręki.
Jeśli ześlesz cierpienie,
Zniosę wszystkie udręki.
Dasz śmierć, ja czekam, Panie,
Aby mnie już objęła,
Kiedy chesz, tylko powiedz:
Co chcesz, abym czyniła?
Pójdę na same szczyty:
W nagie Golgoty skały
Lub w Taboru błękity,
W szczęścia słodkie zapały.
Jak Job w cierpieniu, — jak Jan
Przy Tobie bym spoczęła,
Tylko powiedz o Panie,
Co chcesz, abym czyniła?
Wśród zmiennych losów życia,
Jak Józef sprawiedliwy
Lub Dawid wśród ukrycia
Czy Jonasz nieszczęśliwy
Chcę, by się każdej chwili
Twa wola wypełniła,
Dlatego błagam, powiedz:
Co chcesz, abym czyniła?
Czy słowa Twe posłyszę,
Czy będziesz trwał w milczeniu,
Czy łan się rozkołysze
Lub zamrze w opuszczeniu,
Chcę wytrwać i zachować
Twe Prawo, tam ma siła,
Więc na każdy czas, powiedz:
Co chcesz, abym czyniła?
Twoją jestem, na zawsze,
Od Ciebiem życie wzięła,
Powiedz mi więc, o Boże,
Co chcesz, abym czyniła?
Oczywiście, autorką jest św. Teresa od Jezusa :) A skoro dobrnąłeś/aś aż dotąd, więc westchnij za mnie, żeby mi powiedział, co chce, abym czyniła :)

10 października 2008

A może na Madagaskar?...

I tak się dzieje, że na napisanie czegoś z wnętrza mojej własnej głowiny, czasu nie mam zupełnie. Dlatego też żeruję na cudzych. Tym razem chcę wam polecić lekturę listów rasowej misjonarki. S. Władysława Piróg pracuje na Madagaskarze. Zaczynała w lesie, teraz mają porządną szkołę i pracownię haftu i tkactwa ( i wikliniarstwa jeszcze). Ponieważ właśnie jest na urlopie, mnie przypadło w udziale wstawiać wszystkie polskie znaki (z góry przepraszam, za ich braki) do 50 stron listów i opracowań, jakie zebrała razem. Na szczęście język ma bardzo lekki, anegdotyczny i czytałam to z przyjemnością.
Tydzień misyjny się zbliża, więc - jakby co - to mam pełne jej błogosławieństwo na to, żeby te listy szły w świat :) więc proszę ściągać, kopiować, publicznie czytać w całości i we fragmentach :)

Jak ktoś potrzebuje zdjęć w lepszej jakości, to proszę zajrzeć na profil i mailem się do mnie osobiście pofatygować.

A teraz jeden liścik - na zachętę:

Fianarantsoa, kwiecień 2004

We wschodniej części wyspy, w okolicach Mananjary mieszka plemię Antambahoaka. Sądzi się, że przybyli oni na wyspę jako jedno z ostatnich plemion. Ich król Rabevahoaka był Arabem. Mają wiele swoich tradycji, między innymi zwyczaj obrzezania chłopców.

Obrzezanie na Madagaskarze jest zwyczajem powszechnym, natomiast w Mananjary, stolicy wyżej wspomnianego plemienia, obchodzi się je w sposób uroczysty co 7 lat pod nazwą: “Sambatra”, co znaczy: szczęśliwy. Następnym razem napiszę coś więcej na ten temat.
Plemię to nie uznaje bliźniaków. Jedna z sióstr, z którą mieszkam, zapytana dlaczego tak jest, odpowiedziała mi, że według ich wierzenia, kobieta może urodzić jedno dziecko i to jest normalne. Jeżeli na świat przychodzą bliźniaki, to jest to rzecz niezgodna z naturą i to z pewnością przyniesie nieszczęście. Takie dziecko wg ich wierzeń np. zabije kiedyś matkę.

Słyszałam też inną wersję, opowiedzianą przez nieżyjącego już malgaskiego biskupa.

Kiedy plemiona toczyły ze sobą walki, kobiety wraz z dziećmi uciekały do lasu, mężczyźni zaś bronili wioski. Jedna z kobiet miała bliźniaki i nie mogła tak szybko biec do lasu z dwójką dzieci, jak jej towarzyszki. Została dopadnięta przez wojowników i zabita wraz z dziećmi. Od tego czasu uważa się, że bliźniaki przynoszą nieszczęście.

Dawniej sposoby pozbywania się dzieci były bardzo drastyczne. Zaraz po urodzeniu zostawały porzucane i nikt nie miał prawa ich wziąć ani dotknąć. Albo też kładziono je na progu stajni, gdzie było bydło. Jeżeli wychodzące zwierzęta nie stratowały maleństw, wtedy był to znak, że dziecko jest oczyszczone, że nie przyniesie nieszczęścia oraz, że wolą Zanahary, czyli Stwórcy jest to, aby żyło.
Mamisoa (słodki dobry) i Mamitiana (słodki kochany) - nazywani potocznie “Kambana”(bliźniacy) mają po 11 lat. Ich ojciec pochodzi z plemienia Antambahoaka.

Po ich urodzeniu zażądał pozbycia się dzieci, ale matka, pochodząca z plemienia Betsileo, nie chciała się zgodzić, więc opuściła męża i wróciła do rodziny. ”Kambana” z matką, babką i starszym bratem mieszkają w jednej malutkiej wynajętej izbie. Wszyscy śpią na podłodze, mają jeden garnek i pudełko na ubranie. Babka, 80-letnia staruszka, pierze bieliznę w rzece i przez to zarabia trochę pieniędzy. Jest bardzo spracowana i często smutna. Nie zawsze znajdzie pracę... szczególnie w porze deszczowej, kiedy często pada i nie ma gdzie suszyć bielizny. Matka bliźniaków albo sprząta u ludzi, albo zajmuje się praniem. Dzieci często chodziły obdarte i głodne. Spotykałam je przy rzece, siedzących przy stercie brudnych ubrań.

Małe, podobne jak dwie krople wody buzie, czarowały swym przesympatycznym uśmiechem...

Zaczepiłam ich kiedyś i zaprosiłam do naszej szkoły. Przyszli z mamą. Było to 3 lata temu. Mieli na sobie sweterek z lat lat wczesno-dziecięcych i spodenki zawiązane sznurkiem. Jeden, bardziej śmiały i wygadany, drugi chował się za bratem i powtarzał za nim jak papużka.

Zaczęli u nas naukę w grupie alfabetyzacji. Wpierw jednak dostali ubranie, zeszyty i co najważniejsze, coś do jedzenia. Często byli nieobecni w szkole i powód ciągle ten sam: brak ryżu w domu, więc często nie mieli sił iść do szkoły. Byli w tym rozbrajająco szczerzy.

“Wczoraj - mówi mi Mamisoa – tak chciało mi się jeść, że zamykałem szybko oczy, aby spać. A Mamitiana – dodał swoim cienkim głosikiem – to aż płakał, więc babcia dała mu wody.”
Słysząc to, ja też nie mogłam powstrzymać łez...

Od tamtego czasu codziennie jedzą obiad w szkole. Dziewczęta ze szkoły zawodowej szyją im czasem ubrania. Bliźniaki są bardzo wdzięczne i... pracowite. Zawsze widzą bałagan w moim biurze i to 5 minut po moim sprzątaniu! Więc przychodzą pozamiatać i nie omieszkają mi przypomnieć, jak to dobrze, że ja ich tu mam, bo inaczej ciągle byłoby brudno. Tyle, że... sprzątamy po sobie nawzajem, bo na serio traktują obowiązki uczniowskie i kiedy zadzwoni dzwonek, to zostawiają na środku rozlaną wodę i gonią na lekcje. A ja po nich sprzątam. I jest prawie pewne, że przylecą na przerwie, aby zobaczyć jak ładnie siostrze posprzątali biuro.

Z ich postępem w nauce nie jest jeszcze najlepiej. Zrobili jednak duży krok do przodu i jeszcze większy w postanowieniu. “Wiesz – mówi mi Mamisoa (to nasza gaduła) – obiecałem sobie, że będę już uważał na lekcjach, uczył się w domu i modlił się codziennie, aby ci nie było za mnie wstyd. Co też pomyślą dzieci z Polski, że jestem taki duży i nic nie umiem”.

Nigdy nie mogłam zapamiętać, który jest który. (Czy patrząc na zdjęcie potraficie dostrzec różnicę?). Często mi wypominają, że tyle już tu są, a ja ciągle nie wiem, jak mają na imię.

“Taka jesteś duża, a nie umiesz zapamiętać naszych 2 imion – usłyszałam kiedyś”. No cóż... Więc aby już jakoś wypaść choć jeden raz, poprosiłam Mamisoa, aby mi coś podał. I tym sposobem wiedziałam, jak nazywa się drugi. Ileż mieli radości, że wreszcie duża siostra umie coś zapamiętać!

Dwa miesiące temu matka bliźniaków zostawiła swoje dzieci i pojechała na południe wyspy. Nikt za bardzo nie wie gdzie... Dzieci zostały z babką, która ma coraz mniej sił. Bardzo tesknią za mamą i może dlatego tak bardzo szukają ciepła i miłości u innych.

Wiele jest u nas dzieci opuszczonych. Znajdują schronienie u dalszej rodziny, która często nie potrafi im zapewnić normalnych warunków do rozwoju, obdarzyć miłością i dać codziennie talerz ryżu...

Szczególnie teraz, kiedy ostatnie 2 cyklony: Elita i Gafilo zniszczyły wiele zbiorów. Ryż jest obecnie bardzo drogi.

Na naszej misji zaczęłyśmy budowę jadłodajni dla ok. 300 dzieci, które cierpią na niedożywienie.

Mamisoa i Mamitiana przekazują gorące pozdrowienia, do których dołączam się i ja.

S.Władysława z Madagaskaru
A całe 50 stron takich i innych słów i zdjęć z Madagaskaru znajdziecie tutaj:

21 września 2008

o czasie (absolutnie subiektywnie i nienaukowo )

Nabazgrałam to u ss. Benedyktynek przy Hyde Parku (Tyburn Convent). Tak sobie, próbując wyjaśnić moje widzenie czasu, zupełnie odmienne od przyjętych koncepcji. Dla jednych czas jest linią, dla innych okręgiem. Dla mnie jest wirydarzem.
(Mała uwaga dla tych, którzy przy czytaniu używają wyobraźni: przestrzeń w środku jest taka, jak w "The Last Battle" - Opowieści z Narni - CS Lewisa ;) )

Idziesz kamiennym korytarzem i nagle przed tobą promienie słońca na posadzce. Czujesz świeże powietrze i wiatr z ogrodu. Podnosisz głowę i widzisz: On na dziedzińcu. Stajecie naprzeciw siebie. To jest ta chwila, kiedy czas staje w miejscu, żebyś mogła uchwycić jego nowy wymiar. Bo każda następna chwila będzie odtąd otwartym oknem na zielony bezkres wieczności.

Patrzysz na Niego i nie umiesz powiedzieć, jaki kolor mają Jego Oczy. Tyle w nich czerni i błękitu, brązu i zieleni razem wziętych. Nie umiesz opisać, co się w tobie dzieje, kiedy tak stoi i się uśmiecha. Choć przecież czujesz wyraźnie, że ten uśmiech sekretny zaprasza do tańca każdą twoją cząstkę. Widzisz, jak wiatr porusza fałdami Jego Szaty. Czy to możliwe, żeby płótno było morzem? Bo jego fale poruszają się w takt niewidzialnej muzyki i jedna za drugą przybijają do brzegu okna, podając sobie to samo westchnienie. Czy to możliwe, żeby w Jego Oddechu mieszkały góry? Bo kiedy oddycha, czujesz ogrom skalisty, niebieski, zastygły w przestrzeni.
Nie wrócisz już do korytarzy. Twój czas biegnie podcieniami.

On rusza. Widzisz, jak płaszcz odpływa z okna. Krok do przodu i jest w następnym. Daje ci znak, a ty tylko myślisz, czy to możliwe, żeby Jego Włosy były deszczem. Bo czujesz, jak mokniesz od wody, której pragniesz. Strugi wody żywej spadają na Jego Ramiona.
Tymczasem odchodzi. Czas na następne okno. Czy to możliwe, żeby Jego powieki były nocą? Bo kiedy zamknął je na chwilę, z posadzki znikło słońce. W następnej chwili dostrzegasz ogród. Czy to możliwe, żeby Dłoń Jego była pięknem świata? Bo kiedy oczy pobiegły za tą Dłonią, za nimi zaraz pognało serce, pędząc na złamanie karku, do raju.
W następnym oknie odgadujesz jego sekretny plan. Teraz nie czeka, aż staniesz naprzeciw. Idzie bez zatrzymania, a ty idziesz wraz z Nim, co chwila tylko spojrzeniem sprawdzając wzajemną obecność.
Nie ma Go. Dlaczego? Czy to wszystko było okrutną zabawą? Bo twoje serce już nie potrafi nasycić się pięknem korytarzy. A jednak. W oknie zaszeleścił kraniec Jego Płaszcza. Jak szybko. Nie ukrywa się - On teraz biegnie.
Biegniesz i ty. Czujesz, jak przyspiesza. I zaczynasz rozumieć, widząc Jego niecierpliwość w sztormie Jego Szat. Teraz wiesz, będzie biegł coraz szybciej. Śpiesz się i bądź bliżej okien.
Teraz widzisz, jak wyciąga rękę, jakby chciał cię chwycić. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas. Zbyt wolno jeszcze biegniecie.
Kamienny parapet zda się nie mieć końca. Jak okiem sięgnąć sklepienia i ludzie pod nimi. Biegną. Biegniecie, lecz każdy sam jakby...
I teraz już znasz Jego Myśl. Musisz biec równo, a oczy utkwione w okna muszą być czujne na ruch Jego Ręki. I będzie takie jedno, kiedy wyciągnie je obie. Przeniesie przez próg. Staniecie, zdyszani tą chwil gonitwą.
Lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas, choc juz nie czas.

19 września 2008

syndrom starczego braku skupienia uwagi

Przeczytalam ten tekst u kapelana i stwierdzilam, ze do mojego blogu pasuje jak ulal. Kto mnie zna, ten sie nie zdziwi. Kto mnie nie zna, niech sie zastanowi, czy warto znac. Moge zostawic w pol drogi, zauwazajac, ze sciezka do kaplicy ostatnio zarosla...

Z drugiej strony, nalogowo szukajac metafory Prawdy w rzeczach najprostszych, stwierdzam, ze cos jest na rzeczy. Jakby tak ten dzien przedstawic jako zycie... Strasznie sie miotamy, potem, w polowie zycia, albo pod koniec przychodzi olsnienie, ze ogrod jest nie podlany... i to zmeczenie, nie wiedziec z czego...

Na pocieszenie: sw. Franciszek pod koniec zycia mial powiedziec braciom:
"Zacznijmy od poczatku, bo jeszcze nic dobrego nie zrobilismy", albo:
"Stąd wstyd dla nas, sług Bożych, że święci dokonywali wielkich dzieł, a my chcemy otrzymać chwałę i cześć, opowiadając o nich" (Np 6)
Wiec, oddychajac z ulga stwierdzam, ze mimo bezgranicznego rozproszenia i nieustannie gubionej pamieci, mam szanse na swietosc :)

A teraz przeczytaj i... odnajdz w tym siebie :)

SSBU - Syndrom Starczego Braku Skupienia Uwagi przejawia się następująco:
* Decyduję się na podlanie ogrodu.
* Kiedy rozwijam wąż do podlewania ogrodu, patrzę na mój samochód i stwierdzam, że wymaga umycia.
* Kiedy udaję się po kluczyki do samochodu zauważam leżącą na stole pocztę i rachunki, które wcześniej wyjąłem ze skrzynki.
* Postanawiam przejrzeć pocztę przed umyciem samochodu.
* Kładę kluczyki na stole i wrzucam reklamy do kosza i zauważam, że jest pełny.
* Decyduję się odłożyć rachunki i opróżnić kosz.
* Wtedy przychodzi mi na myśl, że wychodząc z koszem do śmietnika będę blisko skrzynki pocztowej więc mogę najpierw wysłać rachunki płatne czekiem.
* Biorę do ręki leżącą na stole książeczkę czekową i stwierdzam, że został mi jeden czek. Nowa książeczka czekowa jest w biurku w gabinecie.
* Wchodzę do gabinetu, a tu a na biurku stoi puszka Coca Coli, którą niedawno piłem.
* Stwierdzam, że Coca Cola jest ciepła i trzeba ją wstawić do lodówki.
* Idąc do kuchni z Coca Colą w ręku, zwracam uwagę na kwiaty na parapecie - wymagają podlania.
* Odstawiam Coca Colę na parapet i odkrywam leżące tam moje okulary, których szukałem od samego rana.
* Postanawiam, że lepiej będzie jeżeli je zaraz położę z powrotem na biurko, ale najpierw podleję kwiaty.
* Odkładam okulary na parapet i idę do kuchni po wodę. Nagle zauważam pilota telewizyjnego. Ktoś zostawił go na stole kuchennym.
* Zdaję sobie sprawę, że wieczorem kiedy będziemy chcieli oglądać telewizję będę znowu szukał pilota i nie przypomnę, że jest na stole kuchennym. Decyduję się położyć go na miejsce przy telewizorze. Tam gdzie powinien być. Ale najpierw podleję kwiaty.
* Przy nalewaniu wody do dzbanka wylewa się trochę na podłogę. Odkładam pilota na stół, biorę szmatę i wycieram podłogę.
* Wracam do pokoju i próbuję sobie przypomnieć co ja właściwie chciałem zrobić.

Pod koniec dnia:

* Ogród jest nie podlany.
* Samochód jest nie umyty.
* Rachunki są nie zapłacone.
* Puszka ciepłej Coca coli stoi na biurku.
* Kwiaty są suche.
* Jest tylko jeden czek w mojej książeczce czekowej.
* Nie mogę znaleźć pilota od telewizora
* Nie mogę znaleźć moich okularów.
* I nie wiem co zrobiłem z kluczykami od samochodu.

A kiedy zastanawiam się dlaczego dzisiaj nic nie zostało zrobione, jestem naprawdę zdumiony bo wiem, że przez calutki dzień byłem bardzo zajęty i jestem rzeczywiście zmęczony. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to poważny problem. Mam jeszcze prośbę. Przekaż tę informację wszystkim, których znasz, bo nie pamiętam komu ją już przekazałem.

Nie śmiej się, jeżeli to nie jesteś Ty, Twój dzień nadchodzi!

Starzenie się jest nieuniknione. Doroślenie jest opcjonalne.

Śmianie się z samego siebie jest terapeutyczne !

12 września 2008

Le chemin de croix de l’homme vendu

(przepraszam za to nieczytelne (czyt. nie polskie) zjawisko pod spodem... po prostu musiałam odpowiedzieć na prosbę o publikację "Drogi Krzyżowej Człowieka Sprzedanego" w innym języku... )


Le chemin de croix
de l’homme vendu

Le texte suivant ne comporte aucun événement étant une fiction littéraire.
(Le Chemin de Croix écrit avec l’intention de l’organiser en plein air, dans les ruelles ou les couloirs d’un grand bâtiment. A chaque station se trouve un objet symbolique, mis entre parenthèses, et une bougie allumée)

I – Jésus condamné à mort – l’appât
(Annonces pour un travail à l’étranger)
Ils cherchent une vie meilleure. Vivant dans la misère eux-mêmes, souvent ils n’arrivent pas à nourrir leurs propres familles, alors ils se décident pour un travail à l’étranger. Ils sont heureux d’avoir trouvé le travail dans de bonnes conditions. Cependant, par ruse, ils sont attirés dans un piège sans issue. Innocemment condamnés à la prostitution, la lutte obligatoire ou encore en vie, destinés à être donneurs d’organes.
Jésus, condamné pour avoir dit JE SUIS, prends pitié de ceux qui sont condamnés à l’esclavage… Prends pitié de ceux qui mettent les filets pour les gens.

II – La mise de crois sur les épaules – le ravissement
(Une carte d’identité abandonnée)
La tragédie commence par l’enlèvement des passeports. Il n’y a pas longtemps, tout un conteneur de Thaïlandais, emprisonnés et transportés pour le trafic, s’est étouffé par manque d’air. Quelques personnes qui, par miracle, ont réussi à survivre, ont été arrêtées pour manque de papiers. Sans identité, sans droit de défense, traités par les propriétaires comme une marchandise, non comme des gens.
Jésus, qui as accueilli l’infamie de la croix, prends pitié de ceux auxquels, par violence, on a mis l’infamie sur les épaules… Prends pitié des trafiquants des êtres humains…

III – La première chute – le cassement de l’humanité
(Une chemise déchirée)
Lorsqu’ils arrivent sur place, il s’avère que ce bienfaiteur, parfois un jeune qu’elle a connu, l’a vendue à son « copain ». Souteneurs. Ils détruisent brutalement la jeune femme jusqu’à ce qu’elle soit d’accord de travailler et faire ce qu’ils veulent. Le premier viol n’est pas le dernier – il est une « réponse » brutale du propriétaire à chaque opposition, à chaque tentative de rester un être humain.
Jésus, qui t’es écroulé sous le poids de la croix, prends pitié des femmes déshonorées… Prends pitié des aveugles qui les tourmentent.

IV – La rencontre avec la Mère – l’isolement et le chantage
(Un paquet des lettres renvoyées)
Le contact avec la famille est coupé. Même si, le plus souvent, c’est à cause d’elle qu’ils se sont décidés d’entreprendre le travail. D’ailleurs, pourquoi en parler à la famille ? La vérité est trop cruelle pour l’avouer. Souvent il arrive que ce soit la mère, la fratrie, les enfants qui deviennent la carte du crédit – si tu t’enfuis, nous savons où habite ta famille. Nous y parviendrons avec la vengeance. J’ai vu un film, où après la mort de la sœur aînée (elle est morte comme une prostituée par l’overdose des drogues), le souteneur vient chez la mère chercher la plus jeune, en la convainquant que la plus âgée fête des triomphes à l’étranger comme danseuse.
Jésus, qui as rencontré la mère impuissante, prends pitié de ceux qui sont coupés de la famille et du monde…. Prends pitié de ceux qui cyniquement profitent des liens familiaux…

V – L’aide de Simon de Cyrène –ces gens-là existent …
(Un téléphone avec un prospectus La Strada)
L’aide existe. Il y a des gens qui ne restent pas les mains croisées. Et même si c’est seulement une goutte dans l’immense l’océan du malheur humain, ils font tout pour sauver les victimes du trafic des êtres humains. Ce n’est pas facile, mais quand un volontaire s’arrête en voiture à côté d’un groupe des prostituées, malgré leur peur, elles poussent la plus jeune, pour qu’au moins elle réussisse revenir à la vie normale. Elles risquent la vengeance de la mafia mais ça vaut la peine lorsqu’on sauve au moins une vie du gouffre du mal.
Jésus, qui as accueilli l’aide de Simon, prends pitié des esclaves qui attendent de l’aide… Prends pitié des gens qui se cachent devant la vengeance, qui tendent la main aux victimes du trafic des êtres humains.

VI – Véronique essuie le visage de Jésus – des gens sans visage
(Des photos de prostituées, de mendiants, d’enfants de la rue)
Lorsque je marche dans la rue, je regarde les visages des gens. Les uns avec l’admiration, les autres indifféremment, les autres d’une manière critique. Mais il y a des visages que j’essaie de ne pas regarder pour ne pas entendre de gémissement mendiant. Je ne devine pas que ces mendiantes qui ne connaissent pas le polonais, sont aussi des victimes du trafic des êtres humains – qu’elles gagnent pour leurs propriétaires, dont les gens pensent qu’ils sont leurs maris. Je détourne le regard des visages des prostituées, ne voyant pas leur humanité si profondément blessée. Le monde des gens vendus est proche de moi mais je n’aperçois pas leurs visages.
Jésus, qui as été aperçu par Véronique, prends pitié des gens sans visage… prends pitié de ceux qui passent à côté d’eux avec indifférence, ou même scandalisés…

VII – La deuxième chute – des tueurs obligés
(Une arme avec l’emblème d’une organisation terroriste, texte de menace)
Il y a d’autres formes d’esclavage. Un village tamoul au Sri Lanka. Chez une mère, élevant seule ses enfants, arrivent des rebelles. Ils enlèvent des fils adolescents, dernièrement même des filles. Ils leur donnent des armes, de la drogue, les envoient au combat. C’est la même chose dans les conflits africains. Au Centre pour les réfugiés je rencontre des jeunes gens tamouls. Des jeunes hommes sympathiques et bien éduqués. Ils se sont sauvés du Sri Lanka dans les conteneurs. Heureux, ils ont la chance d’une vie normale. Leurs compères, malgré leur volonté, versent le sang.
Jésus, dont la vie est devenue une carte de crédit entre les Juifs et Pilate, prends pitié de ceux dont on se sert comme tueurs et boucliers vivants… Prends pitié de ceux qui leur mettent l’arme en main et disent de tuer…

VIII – Des femmes qui pleurent – les voix de l’opinion publique
(Radio)
Les infos. La lamentation et le gémissement sur le mal dans le monde. Mais si rarement un mot sur le trafic des êtres humains. Par les organisations non gouvernementales, je sais que le trafic des êtres humains est plus rentable que celui des drogues ou des armes. Je sais aussi qu’en profitent non seulement les criminels mais aussi des politiciens. Je suis glacée par cette compassion officielle du monde, alors qu’en même temps on profite des services des prostituées, des trafiquants d’armes ou d’organes humains. Sur quoi pleurer vraiment ? A moins que ce soit sur la dureté de cœur et sur l’hypocrisie de notre civilisation.
Jésus, qui as montré la véritable tragédie de l’homme, prends pitié de ceux qui, avant nous, entreront dans le Royaume des Cieux… prends pitié aussi de ceux qui aident d’une main et de l’autre donnent des coups…

IX – La troisième chute – vie pour vie
(Feuille avec le groupe sanguin)
Dans des rues pauvres des bidonvilles, coup sur coup disparaît un enfant, parfois un adulte. Il arrive que le père ou la mère consciemment vende une partie de soi-même, afin de gagner quelque chose pour sa famille. Mais le plus souvent il arrive qu’il y ait la commande d’un organe, l’argent est versé à qui il faut, alors il suffit de « trouver » le donneur. On a la chair de poule en pensant comment tout cela se passe. Incroyable ? C’est la vie. Seulement que la vie d’un pauvre vaut beaucoup moins que la vie du riche.
Jésus, qui t’es donné tout entier pour notre salut, prends pitié de ceux dont on a enlevé la vie illégalement pour sauver la vie des autres… Prends pitié aussi de ceux partagent les gens entre ceux qui ont le droit à la vie et ceux qui sont uniquement un magasin d’organes…

X – Le dépouillement des vêtements – il n’est pas un homme
(Le miroir)
Les trafiquants non seulement privent de liberté, de dignité, de visage. Ils dépouillent l’esclave de respect pour lui-même. Il semble qu’il n’y a pas de gens plus nus, plus isolés que ces femmes « après le travail » ou ces jeunes gens après un meurtre consécutif…
Jésus, dépouillé de dignité, prends pitié de ceux qui ne peuvent plus se regarder à cause de leur travail servile … Prends pitié de ceux qui, eux-mêmes ayant perdu le sens d’humanité, en privent maintenant les autres.

XI – Le crucifiement – la dépendance
(Une seringue ou un sachet ressemblant à « marijuana »)
Les prostituées prennent des drogues pour survivre à tout cela, les jeunes dans la guerre- pour pouvoir tirer. La première fois on leur donnait des drogues, maintenant ils les prennent eux-mêmes. Après la mort de la dignité humaine vient la mort de la libre volonté. Avilis aux frontières du possible, ils s’enfoncent dans tout ce dont ils avaient l’aversion jusqu’à présent.
Jésus, qui t’es laissé clouer sur la croix, prends pitié de ceux qui sont cloués à leur infamie… prends pitié de ceux qui les y ont cloués…

XII – Jésus meurt sur la croix – morts de leur vivant
(Un grand sac noir en plastic)
C’est le chemin vers une mort atroce s’il ne se trouve pas quelqu’un qui arrache la victime impuissante aux mains des trafiquants. Chez la plupart des esclaves l’aide n’est pas en état d’arriver. Il y a donc des morts de leur vivant…
Jésus, qui es mort cloué sur la croix, prends pitié de ceux qui meurent avilis… Prends pitié de leurs bourreaux …

XII – Descente de la croix – dans des conditions inconnues
(L’affiche du genre : recherché/e)
Même après la mort on ne laisse pas à ces gens-là d’éprouver le destin humain. Personne pour les pleurer, ils n’ont pas de funérailles, pas de tombeau. Leurs corps sont jetés dans des poubelles, quelque part dans des endroits écartés. Personne ne saura rien de leur mort. Ils disparaissent du monde des vivants sans trace, tout comme auparavant ils ont disparus de la vie de la famille.
Jésus, déposé sur les genoux de ta Mère, prends pitié de ceux qui, même après la mort, sont traités inhumainement… prends pitié de ceux qui aussitôt après attentent sur la nouvelle, jeune vie humaine…

XIV – déposition au tombeau – la lutte sans espoir
(Une caissette avec de l’argent)
Les Organisations luttant avec le trafic des êtres humains s’accordent : c’est une lutte inégale. Du côté opposé de la barricade il y a l’argent tout-puissant, l’intérêt, le pêché, la politique. L’homme ne compte pas. Ceux qui réussissent dans la lutte contre le trafic des êtres humains peuvent s’inquiéter de leur propre vie. Tu dois être prudente, tu ne sais pas si la police à laquelle tu as recours, n’est pas mêlée à cet intérêt – dit la sœur qui connaît les lois de ce monde. Avec le temps, il semble que le secours est une goutte d’eau alors que dans le monde sévit une tempête de sable. Parfois il manquera d’espérance que cela puisse changer.
Jésus, qui as été enterré dans le tombeau, prends pitié de ceux qui perdent l’espoir dans la lutte pour l’homme… prends pitié aussi de ceux qui sont prêts à éliminer tout homme qui se mettra sur le chemin de leur enrichissement…

XV – La Résurrection – et pourtant Dieu et son Amour est plus fort
(Un tissu blanc, sur lui posées des fleurs)
La sœur qui travaille dans SOLWODI a entendu un jour dire par des filles arrachées à la prostitution : heureusement que Dieu ne nous abandonnait pas. Elle s’est étonnée – mais d’où cette conviction ? C’est simple – a-t-elle entendu – nous t’avons rencontrée. Dieu sème l’espérance et le salut là où personne n’est en état de parvenir. Il a traversé l’infamie et la mort de tous ces gens-là, et Il ne me dit pas : tiens-toi loin d’eux, mais : Suis Moi.
Quand je parlerais en langues, celle des hommes et celle des anges,
s'il me manque l'amour,
je suis un métal qui résonne,
une cymbale retentissante.
Quand j'aurais le don de prophétie,
la science de tous les mystères
et de toute la connaissance,
quand j'aurais la foi la plus totale, celle qui transporte les montagnes,
s'il me manque l'amour, je ne suis rien.
Quand je distribuerais tous mes biens aux affamés,
quand je livrerais mon corps aux flammes,
s'il me manque l'amour,
je n'y gagne rien.
L'amour prend patience,
l'amour rend service,
il ne jalouse pas,
il ne plastronne pas,
il ne s'enfle pas d'orgueil,
il ne fait rien de laid,
il ne cherche pas son intérêt,
il ne s'irrite pas,
il n'entretient pas de rancune,
il ne se réjouit pas de l'injustice,
mais il trouve sa joie dans la vérité.
Il excuse tout,
il croit tout,
il espère tout, il endure tout.
L'amour ne disparaît jamais.
Maintenant donc ces trois-là demeurent,
la foi, l'espérance et l'amour,
mais l'amour est le plus grand.