22 kwietnia 2010

Ewangelizacja po franciszkańsku

W dziennikarstwie to się nazywa, zdaje się, "odgrzewanie tekstu", czy jakoś tak... w każdym razie, ciągle milcząc na najbardziej gorące tematy (proces przetwórstwa myślowego trwa), zamieszczam niedawno napisany felietonik.

Reguła Braci Mniejszych zaczyna się od „zachowywania Świętej Ewangelii”. Kiedy pytam się siebie, jak naprawdę wygląda ewangelizacja po franciszkańsku, to przychodzi mi do głowy właśnie to jedno zdanie. Dobra Nowina o Jezusie Chrystusie, który zbawił świat nie wydobywa się z franciszkanina przez jego usta, ale przez jego życie, a czasem nawet – jak w przypadku św. Franciszka, czy św. Ojca Pio – przez jego ciało. Zasada jest prosta: im bardziej „uchrystusowiony”, tym bardziej wyrazisty i choćby przez całe życie nie opuszczał jednej, czy drugiej włoskiej mieściny, to jest niewiarygodnie skutecznym misjonarzem przez ten jeden fakt – bycia podobnym do Jezusa Chrystusa.

Odkrycie tej zasady jest dla mnie przełomowe i stawia pod znakiem zapytania wiele moich trosk i zabiegów wokół ewangelizacji. Jeśli miałabym charyzmat, dajmy na to, dominikański, moje wysiłki powinny się skupić na przekazie, głoszeniu i na teologicznej wiedzy. Tymczasem jednak mam charyzmat franciszkański. Co robić? Inwestować w umysł? W techniki ewangelizacyjne? W bycie zauważaną jako FMM? W poszukiwanie młodych z nadzieją na powołania? Wszystko to jest „godne i sprawiedliwe”. Nie zaprzeczam. Jednak wygląda to dla mnie jak bezwładne części ciała bez żywego serca, które jako jedyne mogłoby wprawić je w ruch. Sercem w życiu franciszkańskim jest stanie się żywą Ewangelią o Jezusie Chrystusie. Nic mniej, nic więcej. Zadanie na tyle zajmujące, że nie pozwala sobie zaprzątać głowy innymi zmartwieniami.

Czasem zdaje mi się, że pracując nad jakością albo skutecznością ewangelizacji, urabiam sobie ręce po łokcie, żeby tylko „ręce i nogi” mojego ciała jakoś się poruszały. Bicie serca to luksus dla nielicznych, mentalność XIX w., nie do zastosowania w dzisiejszym świecie; albo zwyczajne nowicjackie ideały, z których przecież się wyrasta. Tymczasem, jedynym obowiązkiem mnie jako franciszkanki, jest wypełnić Regułę i Konstytucje, a Bożą sprawą jest uwikłać mnie w okazje do głoszenia Ewangelii. Co więcej, Bożą sprawą jest wyposażyć mnie we wszelkie środki do tego potrzebne.

Ostatecznie, jak mawiała bł. Maria od Męki Pańskiej, to Chrystus w Najświętszym Sakramencie jest Tym, który działa na misjach. A On sam mówi: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?”(Mt 16,26).

12 kwietnia 2010

Wspierajmy Papieża! - 2 (nowenna)

Mimo, iż cała Polska żyje tą jedną tragedią...

(bynajmniej, nie wyłamuję się - myśli przeróżnych tyle w głowie się trzepocze, że trzeba odczekać chwilę, zanim się uspokoją, ziarno od plew będzie można oddzielić i upiec jakąś strawę o głębszej treści... na gorąco - zapraszam do modlitwy za ofiary katastrofy, szczególnie za panią Izabelę Jarugę-Nowacką - po naszej stronie wygląda to przeróżnie, ale śmierć pisana jest człowiekowi w najbardziej dla niego sposobnym do podjęcia decyzji momencie; być może zdołała się uratować...)

...słuchając dziś słów rozbrzmiewających w pięknym Brompton Oratory, zostałam przywołana do angielskich porządków. Tutaj wszyscy (zwłaszcza katolicy) rozmawiają o atakach na Papieża i Kościół, a także mierzą się z prawdą o winie i jej ukrywaniu... Medialna ofensywa przeciwko Kościołowi i Papieżowi budzi (nieco) ducha nawet w liberalnych środowiskach...  

Ponieważ nie ma na świecie potężniejszej broni i usłużniejszej przysługi, jak modlitwa, przeto - za Hiobem - zapraszam do właczenia się w nowennę za Papieża:


MODLITWA ZA PAPIEŻA BENEDYKTA XVI  

Panie, który jesteś Źródłem wiecznego życia i prawdy, napełnij Twego pasterza Benedykta duchem odwagi i roztropności, duchem wiedzy i miłości. Spraw, by jako następca Apostoła Piotra i Zastępca Chrystusa, wiernie rządził ludem sobie powierzonym i przemieniał Twój Kościół w sakrament jedności, miłości i pokoju dla całego świata. Amen.

P/ Módlmy się za naszego Papieża Benedykta.
R/ Niech Pan go strzeże, Zachowa przy życiu, Darzy błogosławieństwem na ziemi i broni go przed nieprzyjaciółmi.
P/ Niech Twoja dłoń spocznie na Twoim świętym słudze.
R/ I na Twoim synu, którego namaściłeś.

Ojcze nasz…. Zdrowaś Maryjo…. Chwała Ojcu…


Nowenna rozpoczyna się dzisiaj, tj. 11 kwietnia a kończy się 19 kwietnia, w piątą rocznicę wyboru kard. Josepha Ratzingera na Stolicę Piotrową.

 (Pan niech zachowa naszego Papieża i niech da nam cieszyć się jego przewodnictwem jak najdłużej. Amen)

5 kwietnia 2010

Słowo z Chile 3

Przed Świętami dostałam od o. Adama ten oto list: 

Kochani Przyjaciele Mojej Misji:

Czas Wielkiego Postu ma dla nas, w tym roku, szczególną wymowę. Wciaż mamy przed oczyma, w pamięci i sercu tragedię naszcyh Braci z Południa. Trzesienie ziemi wstrząsnęło nie tylko ziemią, ale przede wszystkim naszym sercem.
Wszystkie uroczystości Wielkiego Tygodnia obchodzimy w kontekście i klimacie wydarzenia z dnia 27 lutego. Symbole, gesty i słowa pomagają nam nie uśpić naszej czujności, solidarności i hojności dla tych, którzy stracili wiele lub wszystko.
W czasie procesji w Niedzielę Palmową krzyż niosła kobieta, której brat zginął pod gruzami w Curico. Jej syn niósł głowę anioła, którego wydobyłem spod gruzów naszej światyni w tym właśnie mieście. Nasz ołtarz (jak zobaczycie na zdjęciach) jest symboliczny.
Od kilku lat, moim parafianom przybliżam temat DOMU. Mówimy o Dużym domu, czyli naszej Ojczyźnie i o Małym domu, czyli mojej rodzinie, gdzie przeżywamy nasze życie codzienne. Są takie chwile, kiedy w jednym i drugim Domu ktoś przychodzi na świat, świętujemy urodziny, a wśród nich także urodziny Jezusa. Sa też i inne chwile – smutne i wywołujące nostalgię, kiedy ktoś się z nami żegna i odchodzi, czasami na zawsze. Wtedy przypomina nam się Wielki Czwartek. Ale też są i takie dni, kiedy nie mamy nawet gdzie się spotkać czy pożegnać, uściaść i wypić wspolnie herbatę czy zjeść talerz zupy; nie możemy, bo nie mamy już domu. Straciliśmy wiele, ale nie straciliśmy wiary i nadziei.
Kiedy pytamy, dlaczego ziemia tak właśnie na spotraktowała, czujemy, bardziej, niż kiedy kolwiek indziej, mocny uścisk Jezua, który razem z nami upada i powstaje pierwszy, by nas poddźwignąć. O tym mówiłem do wiernych na Mszy w Curico, na południu, kiedy odwiedziłem mojego współbrata Pepe. Sprawowaliśmy Mszę w „wypożyczonym” kościele, bo nasz nie nadaje się do świętych obrzędów. Było poludnie. Mówiłem do zgromadzonych o naszej solidarności i wspólnocie z nimi. My z pólnocy łączymy się z nimi, tu na Półudniu. Mówiłem im o tym, jak biedni dzielą sie z biednymi. Nad drzwiami wejściowymi wisiał obraz Bożego Miłosierdzia. Przekrzywiony od wtórnych wstrząsów, które nawiedzają wciąż południe. Pokazałem palcem na obraz-Jezua i powiedziałem: „Ten Jezus Miłosierny...” Nie dokończyłem. W tym samym czasie ogromny wstrząs poruszył całym kościołem i nami wszystkimi. Okrzyk wydobył się z piersi wiernych. Ktoś wołał „Amen, Amen, Amen”, tak jakby chciał powiedzieć: „Niech szybko się supokoi, zakończy!”. Trzymałem się pulpitu. Każdemu waliło mocno serce. Chwila trwała wieczność. Nikt nie ruszych sie z miejsca. Czekaliśmy w napieciu, aż przestanie nami trząść. Gdy tak się stało, z ulgą mogłem dokończyć poprzednią myśl. Pokazując jeszcze raz na Jezusa Miłosiernego, dokńczyłem: „Ten Jezus Miłosierny nas ocali. Nie bójcie sie!”.
Wczoraj przeżywaliśmy wielki Czwartek. Mały Leo, który jest autystą, razem z mama był w czasie trzęsienia ziemi na płudniu. Jedynie co pamięta z okropnej nocy, że było mu bardzo zimno. W czasie Eucharystii przyniósł w darze koc dla swojego nieznanego brata z poludnia, by nie czuł zimna. Nie mieliśmy 12 Apostołów. W tym roku ich zabrakło. Kilka kobiet, których rodziny ucierpiały z powodu trzęsienia, reprezentowały wszystkich innych, którym Jezus dziś i codziennie umywa nogi, zwłaszcza te, brudne z pyłu, kurzu i błota, z pamiętnego lutowego dnia. Mieliśmy też ryt obmycia rąk. Każdemu umyto ręce jako symbol służby i pokory, która pomaga nam trwać w nieustannym geście solidarności z ofiarami trzęsienia.
Dziś Wiellki Piątek. Obrzędam towarzyszyć nam będą dwie dłonie figury Serca Pana Jezusa, które wyciągnąłem spod sterty gruzu, kamieni i śmieci ze światyni w Curico. Te dłonie nas obejmują. Czujemy to. I pomagają nam nieść Krzyż, na którym dziś zawiśnie flaga Chile.

Kochani, ograniam Was wszystkich modlitwą w tym czasie ŁASKI, tak samo jak obejmowałem moich braci i siostry w czasie Eucharystii, którą sprawowałem w samotności we wspomnianym już wielokrotnie kościele Matki Bożej z Góry Karmel w Curico. Wśród gruzów, w połmroku i z wewnętrznym lękiem, bo w każdej chwili może nastąpić kolejny wstrząs, widziałem wśród zgliszczy wszystkich tych, których obejmuje zawsze Jezus w czasie swojej Ofiary: biednych i bogatych, starych i młodych, świętych i grzeszników. Razem z nimi ON został przywalony ciężkim gruzem, ale teraz w tajemnicy swojej Miłości i Zmartwychwstania, podnosi nas, stawia na nogi i daje tchenienie do NOWEGO ŻYCIA.

Tego Boskiego Oddechu Wam żecze na te Święta.
I dziękuję w imieniu wieeeeeeeeeeeeelu moich braci Chilijczyków za Wasze wspacie duchowe i materialne. Może dzięki temu kupimy jeden koc więcej, jak zrobił to Leo, by nikt na południu nie odczuwał zimna, które już teraz nadchodzi niebawem.

Robimy tyż miesce dla Was wśród nas, byście, tak, jak i my, poczuli uścisk DŁONI naszego POŁAMANEGO CHRYSTUSA, dziś już ZMARTWYCHWSTAŁEGO w naszej NADZIEI, MIŁOŚCI i WIERZE.

Z błogosławieństwem.

o. Adam