Zdarzyło
mi się. Wydałam książkę. Powstała ona jako praca magisterska pod
dźwięcznie brzmiącym tytułem: "Jedyność i powszechność tajemnicy
zbawczej Jezusa Chrystusa jako podstawa dialogu międzyreligijnego według
deklaracji Dominus Iesus". Mimo tego nadaje się jednak do czytania :)
Kiedy
postawiłam temat-tezę nawet nie spodziewałam się tego, że badania
zaprowadzą mnie w sam środek nie tylko wielkiego współczesnego sporu
teologicznego, ale w sam środek wielkiego kryzysu w teologii. I że będę
musiała to jakoś ogarnąć, zrozumieć, uporządkować (przynajmniej w
dziedzinie, którą opisywałam).
Pisanie
pracy magisterskiej, zamiast być nudnym ciułaniem zdań nie swoich,
stało się często mrożącym krew w żyłach poznawaniem korzeni, zakresu,
działania, perspektyw i w pewnym sensie bardzo praktycznych przejawów
kryzysu w teologii i w Kościele. Ja sama, pod wpływem lektur bohaterów
mojej książki, ze skraju modernizmu w te pędy skierowałam się ku
niezmiennej od 2000 tysięcy lat nauce Kościoła Katolickiego i w ten
sposób stałam się gorliwą ratzingerystką.
Przyznaję,
książka jest teologiczna i choć starałam się pisać ludzkim językiem, w
wielu miejscach wymaga solidnych żuchw intelektualnych, żeby móc przeżuć
co-autor-chciał-powiedzieć. Ci, którzy ją czytali jako pracę
magisterską, przemyślnymi wysiłkami zmusili mnie do wydania tejże.
W ramach reklamy pozwolę sobie zamieścić fragment przedmowy, napisanej przez x. Zbigniewa Chromego:
Książka, którą czytelnik otrzymuje do rąk obszernie podejmuje temat dialogu międzyreligijnego w kontekście katolickiej nauki o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa, ukazując tę naukę jako niezbędny warunek dialogu chrześcijaństwa z innymi religiami. Praca ta jest twórczym komentarzem do wspomnianej wyżej deklaracji Dominus Iesus. Przekazuje ona obok katolickiego punktu widzenia, także ujęcie pluralistycznej teologii religii w jej trzech klasycznych wariantach, referując poglądy R. Panikkara, J. Hicka i P. Knittera – głównych przedstawicieli nurtu pluralistycznego. To stosunkowo niewielkie dzieło jest doskonałym wprowadzeniem w złożoną problematykę dialogu międzyreligijnego, mogącym stanowić swego rodzaju elementarz dla osób pragnących poznać złożone kwestie dotyczące teologii religii.x. dr Zbigniew Chromy
A jako przystawkę - fragment wstępu:
Dlaczego deklaracja korygująca błędy doktrynalne została potraktowana na jako punkt zwrotny (tudzież krytyczny) całego dialogu międzyreligijnego? (...) Czy deklaracja o jedyności i powszechności zbawczej
Jezusa Chrystusa i Kościoła wskazuje pozytywne wyjście z sytuacji, którą krytykuje, i może być dokumentem inspirującym do dalszego rozwijania dialogu międzyreligijnego?
i zakończenia:
Propozycje Dominus Iesus dla dialogu międzyreligijnego nie dorównują śmiałym perspektywom wizji pluralistów. Przypominają raczej dreptanie w miejscu, a nawet zawracanie. Ale wydaje się, że również ta powściągliwość jest wyrazem troski o dialog międzyreligijny aby przede wszystkim zachowywał swój charakter chrześcijański. Na pytanie, czy treść dokumentu może być inspiracją dla teologów zajmujących się dialogiem międzyreligijnym – wydaje się, że trzeba mimo wszystko odpowiedzieć twierdząco. Właściwie w odniesieniu do opcji pluralistycznej kryje w sobie wręcz rewolucyjne wezwanie do zgoła innego niż Hickowski „przewrotu kopernikańskiego”: do szukania rozwiązania paradoksu dialogu międzyreligijnego i misji wiernej ortodoksji wewnątrz paradoksu bóstwa i człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, a nie poza nim. Wiąże się to z zawróceniem i pewnym „marnotrawstwem” części dotychczasowych wysiłków, ale jak zauważa we wstępie do „The Great Divorce” C.S. Lewis:„Próba [małżeństwa Nieba z Piekłem] zasadza się na przekonaniu, że rzeczywistość nigdy nie każe nam stanąć przed wyborem ostatecznym „albo-albo” (…); że zwyczajny rozwój, przystosowanie albo udoskonalenie w jakiś sposób przemienią zło w dobro, bez żądania od nas ostatecznego i całkowitego wyrzeczenia się wszystkiego, co chcielibyśmy zatrzymać. To przekonanie uważam za katastrofalny błąd (…). Nie żyjemy w świecie, gdzie wszystkie drogi są promieniami koła i jeśli podążać którąś dostatecznie długo zbliżają się do siebie, żeby w końcu spotykać sie w jednym punkcie (…). Dobro, kiedy dojrzewa, staje się coraz bardziej różne nie tylko od zła, ale i od innego dobra. Nie sądzę, żeby wszyscy, którzy wybierają złe drogi przepadli, ale myślę, że ich ratunek jest w zawróceniu na dobrą drogę. Ostateczny wynik może okazać się dobry, ale tylko wtedy, jeśli się wróci do miejsca, w którym został popełniony błąd i zacznie się jeszcze raz z tego samego miejsca, a nigdy przez zwyczajne brnięcie dalej. Zło może być cofnięte, ale nie może rozwinąć się w dobro”