11 grudnia 2008

Dziecko Boga Ojca

Felietonik ten ukaże się wkrótce (jak go złożę ;) ) w naszej gazecie. A że gazetka nie na pokaz, więc znalazł się tutaj, żeby w ogóle pokazać się komuś na oczy. Antonietta stała się moją serdeczną małą przyjaciółką od jej pierwszych słów w pierwszym liście... (Prostota serca. Antonietta Meo)

Z mojej pracy w przedszkolu w Piastowie, pamiętam jedną anegdotę: Na klęczkach pomagam ubierać się trzylatkom, kiedy na krzesełku obok staje mała Basia i z pełną współczucia miną mówi: "Nie martw się, siostro, urośniesz...".

Marzenie każdego dziecka: żeby być dużym. Duży wszystko może zrobić, jest silny, mądry, piękny, doskonały. A przede wszystkim, ten Duży to jest tata i mama. To oni sprawiają, że świat dorosłych jest taki atrakcyjny. Ale jeśli wśród Dużych nie ma nikogo, kto kochałby Małego, ten świat budzi tylko lęk.

I tu znowu odkrywam podobieństwo do życia duchowego. Powinniśmy stać się dziećmi. Tak mówi Jezus. Ale wymigujemy się od tego, jak tylko możemy: że to infantylizm, że do tego trzeba specjalnej łaski, że trzeba rozróżnić, co to dzieciństwo, a co dziecinada, wreszcie że nie wiemy, jak się nimi stać... Tak naprawdę boimy się nimi być. Wolelibyśmy urosnąć i jako tako się prezentując, dopiero pokazać się Bogu na oczy.

Właśnie zamknęłam książkę z listami sześcioletniej Antonietty Meo (dekret o jej heroiczności cnót został podpisany przez Benedykta XVI w tamtym roku). Przeczytałam ją niemal jednym tchem. Listy do Boga, jakie dyktowała swojej mamie, pełne są dziecięcej prostoty i... wielkiej mistyki. Wyśmienicie nadają się na katechezę dla przedszkolaków tak samo, jak na spotkania z dorosłymi, a nawet na... wykłady teologii dogmatycznej! W relacji do Boga zachowuje się dokładnie tak, jakby zaraz miała się wdrapać na Jego Boskie Kolana i pocałować Go w Boski Policzek. Jednocześnie widzę w niej to samo nienasycone pragnienie dusz, czy gotowość ofiary, co u Marii od Męki Pańskiej. Oto jeden z jej 160 listów:

21 styczeń 1937

Najdroższy Boże Ojcze

Bardzo Cię kocham!… Bardzo, ale to bardzo!…

Kochany Boże Ojcze, powiedz Jezusowi, że bardzo go kocham.

Kochany Boże Ojcze!… Uwolnij wiele dusz z czyśćca, aby mogły pójść do Nieba i wychwalać Ciebie. Kochany Boże Ojcze, jutro chcę stać cały czas pod Krzyżem Jezusa na Kalwarii, (miała nowotwór kości) dzisiaj też tam byłam, ale nie byłam bardzo dobra. Ty, który jesteś tak dobry, przebacz mi. Kochany Boże Ojcze, powiedz Niepokalanej, że bardzo Ją kocham i żeby przyjęła mnie pod swój płaszcz i żeby wyprosiła mi wiele łask i błogosławiła mi. Kochany Boże Ojcze, ulecz mnie z kaszlu. Kochany Boże Ojcze, powiedz Jezusowi, że chcę złożyć wiele ofiar, ale bez Jego pomocy nic nie mogę zrobić. Kochany Boże Ojcze, powiedz Duchowi Świętemu, że bardzo Go kocham i żeby wybawił mnie od niebezpieczeństw.

Kochany Boże Ojcze, błogosław wszystkim, a ja posyłam Ci całusy i pozdrowienia. Twoja córeczka

Antonietta

Gdybym chciała opowiedzieć teraz „duchową anegdotę” o moim spotkaniu z Antoniettą, wyglądałaby mniej więcej tak: Stałam zdenerwowana przed bramą Nieba i usiłowałam sklecić jakąś sensowną modlitwę na powitanie. Oczywiście nic mądrego i dostatecznie świętego nie przychodziło mi do głowy. Już miałam wrócić i spróbować „następnym razem” (choć, jak wiadomo, w życiu duchowym następnych razów nie ma...), kiedy mała Antonietta wdrapała się na krzesełko i szepnęła mi do ucha: „Nie martw się, siostro, zdziecinniejesz…”. Uśmiechnęłam się i co sił w coraz krótszych nóżkach popędziłam do Bożego Tronu.