30 października 2009

Maryi - ostatkiem października


napisana kiedyś na tą stronę



Litania do Maryi Ewangelicznej

Maryjo, dziewczyno galilejska
Maryjo poślubiona Józefowi
Maryjo nawiedzona przez Anioła
Maryjo zaskoczona pozdrowieniem
Maryjo napełniona łaską
Maryjo ocieniona Duchem Świętym
Maryjo uczyniona Matką Syna Bożego
Maryjo zadająca pytania
Maryjo słuchająca wyjaśnień Boga
Maryjo wierząca powiedzianemu Słowu
Maryjo zgadzająca się na Boży plan
Maryjo opuszczona przez Anioła

Maryjo wyruszająca w drogę z pośpiechem
Maryjo chodząca po górach
Maryjo witająca
Maryjo błogosławiona
Maryjo, która wielbisz Pana
Maryjo, która cieszysz się Zbawicielem
Maryjo, mała Służebnico dostrzeżona przez Najwyższego
Maryjo błogosławiona przez pokolenia
Maryjo obdarowana cudami Wszechmocnego
Maryjo chwaląca świętość Boga
Maryjo zapatrzona w moc Boga
Maryjo pozostająca aby pomóc
Maryjo powracająca do Nazaretu

Maryjo kochana przez Józefa
Maryjo obdarzona zaufaniem Józefa
Maryjo otoczona troską Józefa
Maryjo wędrująca z Józefem
Maryjo, dla której nie ma miejsca
Maryjo rodząca Syna
Maryjo znaleziona przez pasterzy
Maryjo zdziwiona
Maryjo chowająca w sercu tajemnice Boga

Maryjo niosąca Syna do świątyni
Maryjo ofiarująca Jedynego Bogu
Maryjo słuchająca proroctwa
Maryjo tknięta złym przeczuciem

Maryjo żyjąca zwyczajnie w Nazarecie
Maryjo, która chodzisz na pielgrzymkę
Maryjo, która zgubiłaś Jezusa
Maryjo, która szukasz
Maryjo z niespokojnym sercem
Maryjo, która znajdujesz
Maryjo robiąca wyrzut Synowi
Maryjo, która nie rozumiesz Syna
Maryjo wychowująca Jezusa
Maryjo pielęgnująca wspomnienia

Maryjo opuszczona przez Jezusa
Maryjo martwiąca się o Syna
Maryjo stojąca na dworze wśród tłumu
Maryjo, która chcesz się zobaczyć z Jezusem
Maryjo, Matko błogosławiona
Maryjo słuchająca i zachowująca Słowo Boże

Maryjo zaproszona na wesele
Maryjo o bystrych oczach
Maryjo szybko działająca
Maryjo, która mówisz Jezusowi o wszystkim
Maryjo ufająca Synowi
Maryjo ucząca posłuszeństwa
Maryjo podążająca za Jezusem

Maryjo bezsilna wobec męki Syna
Maryjo stojąca pod krzyżem
Maryjo patrząca na śmierć
Maryjo osamotniona
Maryjo przyjmująca nowe dziecko
Maryjo wzięta do domu Jana

Maryjo zamknięta z uczniami w wieczerniku
Maryjo czekająca na Ducha Świętego

Maryjo ubrana w blask słońca
Maryjo piękniejsza niż księżyc
Maryjo w koronie z gwiazd
Maryjo rodząca Kościół
Maryjo nieprzyjaciółko szatana

Maryjo mocna mocą Boga
Maryjo piękna pięknem Boga
Maryjo święta świętością Boga

Módl się za nami

14 października 2009

Odtwórcza wierność

Felieton do gazetki. Ostatni skład - sentymentalnie się robi. Będę miała swoje 2000 znaków jako felietonista (no i naturalnie, jak nowa naczelna po starej znajomości będzie potrzebować jakiegoś szybko-gryzmołę).

Proszę o wybaczenie wszystkich, którzy nie znają subtelności dwudziestowiecznych przemian w życiu zakonnym i nie pojmą zuchwałości tego felietonu...
Publikuję jednak - bo może komu "tak ogólnie" przyda się do życia (niekoniecznie zakonnego, chrześcijańskiego wystarczy...)




Odtwórcza wierność

Wiele dzisiaj słyszymy o twórczej wierności. A ja – na przekór – chciałabym wystąpić w obronie wierności odtwórczej.

Czy nie jest to zaproszenie do zatrzymania się w biegu, zaprzestania poszukiwań nowych form i dróg? Ależ oczywiście, że jest. Nawet powiem więcej: jest sugestią do zawrócenia.

Czy nie jest to przypadkiem przeciwieństwem formacji i postępu na drodze życia duchowego? Śmiem twierdzić, że nie. Święty Franciszek nie powiedział przecież do braci: „zacznijmy od nowego”, ale „zacznijmy od nowa”, czyli to samo, tylko lepiej. No dobrze. Istotnie, powiedział tak. Jak więc miałaby przebiegać droga takiej odtwórczej wierności? Twórczość zawiera w sobie przecież dynamizm, rozwój, przekraczanie granic, poszukiwanie ciągle nowych sposobów, obszarów i środków wyrazu odpowiadania na Boże zawołanie. Człowiek, który cały jest zaangażowany w tworzenie, pogłębia i poszerza swoje człowieczeństwo, wzbija się wzwyż w realizacji swojego powołania. Cóż wiec może zaproponować odtwórcza wierność, oprócz zamknięcia w skorupie wzoru, działania w poprzek swojej indywidualności?

Czy nie tak właśnie wygląda śmierć duchowa?

Moja odpowiedź zabrzmi bluźnierczo dla współczesnego świata: Nie bardzo wierzę w twórcze możliwości człowieka w kreowaniu samego siebie i swojej relacji z Bogiem. Prędzej, czy później niezauważalnie grzech bierze górę nad szlachetnymi ideałami i staje się to „dzieło życia” karykaturą pierwotnych założeń. Zbyt niezmierzony jest Bóg, żeby wyciągnąć i chwycić Go ludzką ręka. Zbyt głęboka jest Jego miłość do mnie, żebym mogła ją zamknąć i otoczyć czułością w moim ludzkim sercu. Zbyt wzniosła jest Jego myśl o tym, kim mam się stać, żebym potrafiła wyrazić ją moim ludzkim słowem i dać jej istnienie człowieczym czynem.

Można powiedzieć, że moja wizja jest może i piękna, ale zbyt pesymistyczna w stosunku do człowieka. Jak ze szkoły św. Augustyna. Jeśli tak się ma sprawa z drogą człowieka powołanego, to może nie na nią wchodzić? – U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga. U Boga bowiem wszystko jest możliwe.

Odtworzyć w sobie Jezusa Chrystusa. To jest dla mnie odtwórcza wierność. Wzbudza we mnie tęsknotę zamknięcie wszystkich moich możliwości rozwoju w tej jednej Postaci. Pociąga mnie stagnacja, która polega na nieszukaniu niczego innego, jak tylko Jego. Fascynuje mnie wyzwanie, aby drobiazgowo odtworzyć w moim ciele, osobowości, spojrzeniu na świat, a nawet – choć wydaje się to szalone – odruchach serca, tego jednego Człowieka, który jest Bogiem. Marzę o tym, żeby On wziął w swoje przebite ręce moją indywidualność, żebym już nie żyła ja, ale On we mnie. To prawda. Nie ma co ukrywać, że porzucam pełnię życia na rzecz ścieżki ku śmierci. Jednak właśnie tak widzę istotę wszelkich działań i modlitw św. Franciszka: żeby odtworzyć w sobie Jezusa Chrystusa.

I myślę, że warto machnąć ręką na te wszystkie rozwoje i poszukiwania, a poświęcić życie na odtwórczą wierność. Mam nawet pewne powody, żeby przypuszczać, że Duch Święty zatroszczy się o wierność kopii Oryginału, aż do słów „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”.

Zmartwychwstanie zaś, niech będzie dziełem „Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych”.

7 października 2009

na październik, na barok i na Pachelbela


(poszukuję towarzystwa do wykonania tegoż... samej - mimo wszystko - nie dam rady ;) a chętnie bym...- oczywiście obstawiam najwyższe partie, reszta do podziału :-D )

4 października 2009

święty Franciszek w oryginale

Czyli dlaczego - dzięki Bogu - franciszkanie wciąż pączkują.

Po tych ośmiuset latach od św. Franciszka, siedząc w wygodnym fotelu w ciepłym domu, wklepując ten tekst w okienko bloga, ciągle czuję na dnie serca ledwie wytłumaczalny niepokój. Pokuszę się o hipotezę, że ten stan znają wszyscy franciszkanie i franciszkanki. Nazwałabym to nerwicą franciszkańską: żyje taka w zakonie Pańskim i ciągle czegoś jej brak. Albo za dużo. Jak refren wraca świadomość, że to nie do końca tak, że w zasadzie "nic jeszcze nie zaczęła"... Oczywiście, można to wyleczyć. Najskuteczniejszy lek to interpretacja Reguły. Zwykle podaje się ją najpierw w małych dawkach, a potem już całymi haustami. Podczas i po takiej kuracji franciszkański pacjent uważa, że wszystko jest w jak najlepszym porząsiu.

Tyle, że nerwica franciszkańska jest spadkiem po św. Franciszku i wypływa z samego sedna jego duchowości.

I tutaj zagadka: od czego specjalistą jest św. Franciszek?
- od ekologii? - źle.
- od zwierzątek? - źle.
- od pojednania z matką ziemią, siostrą księżycem, bratem słońcem i wujkiem greenpeace'm? - w ogóle poza konkurencją; panteizmowi mówimy: nie!
- od łagodności? - źle.
- od ubóstwa? - źle.
- od związków zawodowych i walki klasowej o wolność, równość i braterstwo? - znowu poza konkurencją, komunizmowi i jego prababce rewolucji już dziękujemy.
- od tworzenia wspólnoty braterskiej? - źle.
- od umniejszania się i stawiania zawsze pod stopami innych? - źle.
- od cudów i stygmatów? - źle.
- od franciszkanizmu? - hahaha! (zaśmiewamy się szczególnie my, którzy znamy historię naszego Zakonu)

Więc od czego?
Wiele z tych rzeczy to prawda o sposobie życia Franciszka i jego braci, ale żadna "dziedzina" nie wyczerpuje tego, o co chodziło Franciszkowi przez całe życie. A chodziło tak naprawdę o jedno: "aby (...) zachowywać naukę i naśladować przykład Pana naszego Jezusa Chrystusa" (tak zaczyna się pierwsza Reguła, napisana dla braci). I kropka. W Testamencie jeszcze dopisze, żeby pod żadnym pozorem nie mówić, że "należy to rozumieć tak, czy inaczej", ponieważ chodzi właśnie o to, żeby jak najwierniej naśladować Pana naszego Jezusa Chrystusa. A to już w punkcie wyjścia zakłada nieustanne nawracanie się, "przymierzanie" swojego serca i życia do Jezusa Chrystusa (a Wzorzec taki, że poprawki są konieczne do końca życia). Ewangelia w sposób prosty ukazuje nam sedno sprawy. Sposób ów jest tak prosty i jasny, że wydaje się aż niemożliwy dla "normalnego człowieka". A Franciszek się uparł, że Ewangelia jest dla ludzi. I już. Od żłóbka po Kalwarię. I dopiero z tego naśladowania wypłynie i ubóstwo, i braterstwo, i miłość do stworzeń, itd.

I tu zaczyna się historia każdego "pączkowania" kolejnej gałęzi franciszkańskiej (nie mówię o II, czy III Zakonie, tylko o kolejnych odłamach fanciszkanów i klarysek). Już za życia Franciszka, bracia widzieli "pewne ograniczone możliwości" wcielania wizji życia braci mniejszych, jakie przedstawiał Franciszek. Przez stulecia, mimo wszystko, uformowały się interpretacje pism św. Franciszka, które pozwalały znośnie znaleźć się w ówczesnym (lub współczesnym) społeczeństwie.
Jednak od czasu do czasu znaleźli się bracia, czy siostry, którzy próbowali żyć bez interpretacji.  Ponieważ w już ukształtowanych strukturach "starych" zakonów było to niemożliwe, "odrywali się", pozostając w rodzinie franciszkańskiej. Tak, m.in. powstali reformaci, kapucyni, a ostatnio od kapucynów "franciszkanie z Bronxu", czyli Franciszkańscy Bracia Odnowy. Podobnie było z klaryskami.

Wraz z podziałami przyszła pokusa ulegania mentalności "my wy oni". Franciszkanie jednak nie byliby synami św. Franciszka, gdyby pozwolili sobie ulec jej na dobre. Mimo, że każda gałąź ma specyficzny sposób życia według Reguły, to wszyscy tworzymy jedną, wielką rodzinę franciszkańską. 
I chociaż boli i zawstydza świadomość, że co jakiś czas trzeba, żeby drzewo puściło świeży, radykalniejszy pączek, to w gruncie rzeczy dobry znak: że pragnienie jak najwierniejszego naśladowania Jezusa Chrystusa jest wciąż żywe i niepokoi gorliwe serca.

Z tym kluczem w ręce zapraszam do przeczytania pism św. Franciszka.