Nabazgrałam to u ss. Benedyktynek przy Hyde Parku (Tyburn Convent). Tak sobie, próbując wyjaśnić moje widzenie czasu, zupełnie odmienne od przyjętych koncepcji. Dla jednych czas jest linią, dla innych okręgiem. Dla mnie jest wirydarzem.
(Mała uwaga dla tych, którzy przy czytaniu używają wyobraźni: przestrzeń w środku jest taka, jak w "The Last Battle" - Opowieści z Narni - CS Lewisa ;) )
(Mała uwaga dla tych, którzy przy czytaniu używają wyobraźni: przestrzeń w środku jest taka, jak w "The Last Battle" - Opowieści z Narni - CS Lewisa ;) )
Idziesz kamiennym korytarzem i nagle przed tobą promienie słońca na posadzce. Czujesz świeże powietrze i wiatr z ogrodu. Podnosisz głowę i widzisz: On na dziedzińcu. Stajecie naprzeciw siebie. To jest ta chwila, kiedy czas staje w miejscu, żebyś mogła uchwycić jego nowy wymiar. Bo każda następna chwila będzie odtąd otwartym oknem na zielony bezkres wieczności.
Patrzysz na Niego i nie umiesz powiedzieć, jaki kolor mają Jego Oczy. Tyle w nich czerni i błękitu, brązu i zieleni razem wziętych. Nie umiesz opisać, co się w tobie dzieje, kiedy tak stoi i się uśmiecha. Choć przecież czujesz wyraźnie, że ten uśmiech sekretny zaprasza do tańca każdą twoją cząstkę. Widzisz, jak wiatr porusza fałdami Jego Szaty. Czy to możliwe, żeby płótno było morzem? Bo jego fale poruszają się w takt niewidzialnej muzyki i jedna za drugą przybijają do brzegu okna, podając sobie to samo westchnienie. Czy to możliwe, żeby w Jego Oddechu mieszkały góry? Bo kiedy oddycha, czujesz ogrom skalisty, niebieski, zastygły w przestrzeni.
Nie wrócisz już do korytarzy. Twój czas biegnie podcieniami.
On rusza. Widzisz, jak płaszcz odpływa z okna. Krok do przodu i jest w następnym. Daje ci znak, a ty tylko myślisz, czy to możliwe, żeby Jego Włosy były deszczem. Bo czujesz, jak mokniesz od wody, której pragniesz. Strugi wody żywej spadają na Jego Ramiona.
Tymczasem odchodzi. Czas na następne okno. Czy to możliwe, żeby Jego powieki były nocą? Bo kiedy zamknął je na chwilę, z posadzki znikło słońce. W następnej chwili dostrzegasz ogród. Czy to możliwe, żeby Dłoń Jego była pięknem świata? Bo kiedy oczy pobiegły za tą Dłonią, za nimi zaraz pognało serce, pędząc na złamanie karku, do raju.
W następnym oknie odgadujesz jego sekretny plan. Teraz nie czeka, aż staniesz naprzeciw. Idzie bez zatrzymania, a ty idziesz wraz z Nim, co chwila tylko spojrzeniem sprawdzając wzajemną obecność.
Nie ma Go. Dlaczego? Czy to wszystko było okrutną zabawą? Bo twoje serce już nie potrafi nasycić się pięknem korytarzy. A jednak. W oknie zaszeleścił kraniec Jego Płaszcza. Jak szybko. Nie ukrywa się - On teraz biegnie.
Biegniesz i ty. Czujesz, jak przyspiesza. I zaczynasz rozumieć, widząc Jego niecierpliwość w sztormie Jego Szat. Teraz wiesz, będzie biegł coraz szybciej. Śpiesz się i bądź bliżej okien.
Teraz widzisz, jak wyciąga rękę, jakby chciał cię chwycić. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas. Zbyt wolno jeszcze biegniecie.
Kamienny parapet zda się nie mieć końca. Jak okiem sięgnąć sklepienia i ludzie pod nimi. Biegną. Biegniecie, lecz każdy sam jakby...
I teraz już znasz Jego Myśl. Musisz biec równo, a oczy utkwione w okna muszą być czujne na ruch Jego Ręki. I będzie takie jedno, kiedy wyciągnie je obie. Przeniesie przez próg. Staniecie, zdyszani tą chwil gonitwą.
Lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas, choc juz nie czas.
Patrzysz na Niego i nie umiesz powiedzieć, jaki kolor mają Jego Oczy. Tyle w nich czerni i błękitu, brązu i zieleni razem wziętych. Nie umiesz opisać, co się w tobie dzieje, kiedy tak stoi i się uśmiecha. Choć przecież czujesz wyraźnie, że ten uśmiech sekretny zaprasza do tańca każdą twoją cząstkę. Widzisz, jak wiatr porusza fałdami Jego Szaty. Czy to możliwe, żeby płótno było morzem? Bo jego fale poruszają się w takt niewidzialnej muzyki i jedna za drugą przybijają do brzegu okna, podając sobie to samo westchnienie. Czy to możliwe, żeby w Jego Oddechu mieszkały góry? Bo kiedy oddycha, czujesz ogrom skalisty, niebieski, zastygły w przestrzeni.
Nie wrócisz już do korytarzy. Twój czas biegnie podcieniami.
On rusza. Widzisz, jak płaszcz odpływa z okna. Krok do przodu i jest w następnym. Daje ci znak, a ty tylko myślisz, czy to możliwe, żeby Jego Włosy były deszczem. Bo czujesz, jak mokniesz od wody, której pragniesz. Strugi wody żywej spadają na Jego Ramiona.
Tymczasem odchodzi. Czas na następne okno. Czy to możliwe, żeby Jego powieki były nocą? Bo kiedy zamknął je na chwilę, z posadzki znikło słońce. W następnej chwili dostrzegasz ogród. Czy to możliwe, żeby Dłoń Jego była pięknem świata? Bo kiedy oczy pobiegły za tą Dłonią, za nimi zaraz pognało serce, pędząc na złamanie karku, do raju.
W następnym oknie odgadujesz jego sekretny plan. Teraz nie czeka, aż staniesz naprzeciw. Idzie bez zatrzymania, a ty idziesz wraz z Nim, co chwila tylko spojrzeniem sprawdzając wzajemną obecność.
Nie ma Go. Dlaczego? Czy to wszystko było okrutną zabawą? Bo twoje serce już nie potrafi nasycić się pięknem korytarzy. A jednak. W oknie zaszeleścił kraniec Jego Płaszcza. Jak szybko. Nie ukrywa się - On teraz biegnie.
Biegniesz i ty. Czujesz, jak przyspiesza. I zaczynasz rozumieć, widząc Jego niecierpliwość w sztormie Jego Szat. Teraz wiesz, będzie biegł coraz szybciej. Śpiesz się i bądź bliżej okien.
Teraz widzisz, jak wyciąga rękę, jakby chciał cię chwycić. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas. Zbyt wolno jeszcze biegniecie.
Kamienny parapet zda się nie mieć końca. Jak okiem sięgnąć sklepienia i ludzie pod nimi. Biegną. Biegniecie, lecz każdy sam jakby...
I teraz już znasz Jego Myśl. Musisz biec równo, a oczy utkwione w okna muszą być czujne na ruch Jego Ręki. I będzie takie jedno, kiedy wyciągnie je obie. Przeniesie przez próg. Staniecie, zdyszani tą chwil gonitwą.
Lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas, choc juz nie czas.