15 grudnia 2011

między Wcieleniem a liturgią (dwie lektury na Adwent i Boże Narodzenie)

Tajemnica Wcielenia i liturgia katolicka są ze sobą tak ściśle związane, że niezrozumienie lub niewiara (ewentualnie częściej występująca wiara niepewna i niekonsekwentna) w to pierwsze, prowadzą do niezrozumienia i wypaczania liturgii. Najczęściej nie wynika to ze złej woli i zawziętego oporu przeciwko nauce i liturgii katolickiej, ale z niewiedzy, niedoinformowania lub niewłaściwego ulokowania swojego autorytetu ("eksperci" zamiast Kościoła).
Dlatego chciałabym gorąco polecić dwie książki, które - jak sądzę - za czas jakiś, kiedy już całkiem przeminie era radosnej antropocentrycznej twórczości w teologii i liturgii, wymieniane będą jako klasyki odnowy liturgicznej początku XXI wieku :)

Pierwsza mnie samej - ongiś dobrze zapowiadającej się modernistce - otworzyła oczy na prawdziwie katolickie spojrzenie na liturgię. Jest to "Duch Liturgii" Josepha Ratzingera. Zabierając się do tej książki trzeba być w posiadaniu otwartego i dobrze działającego umysłu oraz  odwagi stawania w prawdzie. Jakkolwiek to pierwsze wydaje się logiczne: książki Josepha Ratzingera są jasne, proste, logiczne właśnie a jednocześnie głębokie i zwięzłe, a przede wszystkim nieprawdopodobnie zrośnięte, ba, przerośnięte samą nauką Kościoła.
Co do odwagi... cóż, tylko tyle powiem, że lektura otwiera oczy na świat i ducha liturgii, jakiego - niestety - najczęściej nie znamy. Poznawszy go natomiast zostajemy postawieni przed wewnętrznym wyborem: czy dalej ignorować naukę Kościoła, czy zacząć się Go słuchać.



Po lekturze tej pierwszej można zabrać się do drugiej.



O niej nie mogę niestety zbyt dużo powiedzieć a posteriori, albowiem niedawno dopiero zaczęłam zmagać się z jej węgierską wersją (bo i jakąż można by dostać w Budapeszcie :) ). Od szczęśliwców, którzy w swoim ojczystym języku przeczytali ją wcześniej ode mnie wiem, że jest ona bardzo dobrze napisana, solidnie oparta na tym, co Kościół mówi o liturgii, jest w niej dużo Ratzingera (to dla fanów :-) ), traktuje o reformie reformy, o tym co należy popierać, a co wykorzeniać. Księdza profesora miałam okazję słuchać na żywo w czasie promocji tejże książki u nas w Budapeszcie i muszę powiedzieć, że słuchało mi się go (a raczej czytało tłumaczenie po węgiersku) z wielką przyjemnością. Dodam, że ta książka jest także wymaga odwagi i umysłu zdolnego zmierzyć się z prawdą.

25 listopada 2011

taniec w liturgii (Kongregacja ds. Sakramentów i Kultu Bożego)

Ponieważ w internecie błąka się jedynie angielska wersja tego dokumentu (na przezacnej stronie  EWTN), pewnego bezsennego wieczoru ośmieliłam się go przetłumaczyć (dziękuję za pomoc Państwu A. i J. Myckom), aby uświadomić czytelników, jak się ma sprawa z tańcem liturgicznym w Kościele Katolickim.


TANIEC W LITURGII

Kongregacja ds. Sakramentów i Kultu Bożego 

Poniższy esej ukazał się w „Notitiae” 11(1975) 202-205 i został oznaczony jako wiążący i autorytatywny szkic. Zamierzeniem Kongregacji Sakramentów i Kultu Bożego (obecnie zwanej Kongregacją ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów) jest, aby ten artykuł był uważany za „autorytatywny punkt odniesienia dla wszelkich dyskusji w tym temacie”. Poleca się zatem, aby został przestudiowany przez diecezjalne komisje liturgiczne i urzędy kultu (to angielskie tłumaczenie po raz pierwszy ukazało się w „The Canon Law Digest, Vol VIII, pp. 78-82).

TANIEC RELIGIJNY, WYRAZ DUCHOWEJ RADOŚCI 

Taniec może być sztuką: syntezą sztuki rytmicznej (muzyka i poezja) i przestrzennej (architektura, rzeźba, malarstwo). Jako sztuka, która przez posługiwanie się ciałem wyraża ludzkie uczucia, taniec jest szczególnie dostosowany do tego, aby wyrażać radość. Tak więc wśród mistyków znajdujemy chwile tańca jako wyraz pełni miłości do Boga. Wystarczy przywołać przypadek św. Teresy z Avila, św. Filipa Neri, św. Gerarda Majelli. Kiedy Doktor Anielski chciał opisać niebo, opisał je jako taniec wykonywany przez aniołów i świętych. 
Taniec może przerodzić się w modlitwę, która wyraża się przez ruch, angażujący całą istotę człowieka: duszę i ciało. Ogólnie rzecz biorąc, kiedy duch wznosi się do Boga w modlitwie, zaangażowane zostaje również ciało. Można mówić o modlitwie ciała. Może ona za pomocą ruchu wyrażać prośbę czy uwielbienie tak jak jest to napisane o gwiazdach, których bieg wielbi Stworzyciela. (Ba 3,34) 
Różnorodne przykłady tego typu modlitwy podaje Stary Testament. Zjawisko tańca religijnego dotyczy szczególnie ludów pierwotnych. Wyrażają one swoje uczucia religijne przez rytmiczne ruchy. Wśród nich, jeśli chodzi o kwestię uwielbienia, słowo mówione staje się śpiewem, a ruch zwracający się czy zmierzający w kierunku bóstwa przekształca się w krok taneczny. 
Pomiędzy Ojcami i Pisarzami Kościoła oraz w tekstach soborów znajdują się zarówno wzmianki na temat tańca jak i jego ocena; jest to wyjaśnienie tekstu biblijnego, zawierającego aluzję do tańca. Częściej jest to potępienie świeckich tańców i nieuporządkowania, jakie powodują. 
W tekstach liturgicznych zdarzają się od czasu do czasu aluzje do tańca aniołów oraz wybranych w niebie (np.”pomiędzy liliami się pasiesz, otoczony grupami tańczących dziewic”) w celu wyrażenia „radości i triumfu”, które charakteryzują wieczność. 

TANIEC I KULT 

Taniec nigdy nie został zatwierdzony jako integralna część publicznego kultu w Kościele Łacińskim. 
Jeśli Kościoły lokalne zaakceptowały taniec, czasem nawet wewnątrz budynku kościoła, stało się to z okazji świąt, aby okazać uczucia radości i pobożności. Ale zawsze miało to miejsce poza nabożeństwami liturgicznymi. 
Decyzje soborowe często dyskwalifikowały tańce religijne, ponieważ w niewielkim stopniu sprzyjały kultowi oraz mogły prowadzić do zakłócenia porządku. 
Istotnie, w obronie tańca w liturgii można posłużyć się argumentem zaczerpniętym z fragmentu Konstytucji o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium, gdzie podane zostały normy adaptacji liturgii do charakteru i tradycji różnych narodów. „W sprawach, które nie dotyczą wiary lub dobra powszechnego, Kościół nie chce narzucać sztywnych, jednolitych form nawet w liturgii. Przeciwnie, otacza opieką i rozwija duchowe zalety i dary różnych plemion i narodów, życzliwie ocenia wszystko to, co w obyczajach narodowych nie wiąże się w nierozerwalny sposób z zabobonami i błędami, i jeżeli może, zachowuje te formy nienaruszone, a nawet niekiedy przyjmuje je do samej liturgii, o ile to odpowiada zasadom prawdziwego i autentycznego ducha liturgii.” [1] 
Teoretycznie, można by stąd wyciągnąć wniosek, że pewne tańce oraz pewne typy tańca mogłyby zostać wprowadzone do katolickiego kultu. Niemniej jednak, nie można pominąć dwóch zastrzeżeń: 
Po pierwsze: w takim stopniu, w jakim ciało jest odzwierciedleniem duszy, taniec we wszystkich jego przejawach musiałby wyrażać uczucia wiary i adoracji aby stać się modlitwą. 
Drugi warunek: Taniec, jako gest musiałby podlegać w liturgii tej samej dyscyplinie co wszystkie gesty i ruchy, które w niej znajdujemy, a które regulowane są przez kompetentny autorytet kościelny. 
Konkretnie: istnieją kultury, w których jest to możliwe w takim zakresie, w jakim taniec ciągle odzwierciedla wartości religijne i staje się ich jasną ich manifestacją. Tak, jak choćby w przypadku Etiopczykow. W ich kulturze, nawet dziś, istnieje zrytualizowany taniec, wyraźnie różniący się od tańca wojennego, czy godowego. Wykonują go kapłani i lewici na otwartej przestrzeni przed wejściem do kościoła zanim rozpocznie się ceremonia. Taniec towarzyszy recytacji psalmów w czasie procesji. Kiedy procesja wchodzi do kościoła, kończy się śpiewanie psalmów, któremu towarzyszą ruchy ciała. 
Ten sam zwyczaj znajdziemy w liturgii syryjskiej w czasie recytacji psalmów. 
W liturgii bizantyjskiej, w czasie uroczystości ślubnej spotykamy niezwykle uproszczony taniec, podczas którego ukoronowani małżonkowie okrążają pulpit wraz z celebransem. 
Tak też jest w przypadku Żydów: modlitwie w synagodze towarzyszy stały ruch przywołujący nakaz tradycji: „Kiedy się modlisz, rób to całym swoim sercem, i wszystkimi kościami”. I w przypadku ludów pierwotnych można zaobserwować to samo. 
Wszelako to samo kryterium i osąd nie może być zastosowane do kultury zachodniej. Tutaj taniec jest związany z miłością, rozrywką, profanum, z rozbudzeniem swoich zmysłów: taki taniec ogólnie rzecz biorąc nie jest czysty. 
Dla tej przyczyny nie może być wprowadzony do żadnej celebracji liturgicznej: byłoby to włączeniem do liturgii jednego z najbardziej zdesakralizowanych i desakralizujących elementów; i byłoby to równoznaczne z tworzeniem atmosfery profanum, mogącej przywoływać na myśl obecnym i uczestnikom celebracji świeckie miejsca i sytuacje. 
Podobnie nie można zaakceptować propozycji wprowadzenia do liturgii tak zwanego baletu artystycznego [2], ponieważ mielibyśmy tutaj do czynienia z prezentacją spektaklu, przy którym inni by asystowali, podczas gdy jedną z niemożliwych do pominięcia liturgicznych norm jest wymóg uczestnictwa. 
Tak więc pomiędzy kulturami zachodzi wielka różnica: to, co jest bardzo dobrze przyjmowane w jednej, nie może być przejęte przez inną. 
Nigdy nie wolno zapominać o powadze, tradycyjnie zastrzeżonej dla religijnego kultu (zwłaszcza zachodniego). 
Jeśli propozycja tańca religijnego na Zachodzie rzeczywiście miałaby zostać przyjęta trzeba byłoby zatroszczyć się, aby jego miejsce znajdowało się poza liturgią, w takich miejscach zgromadzeń, które nie mają ściśle liturgicznego przeznaczenia. Ponadto księża nie mogą nigdy brać udziału w tańcu. 
Możemy tu przypomnieć, jak bardzo ubogaciła nas obecność mieszkańców wyspy Samoa w Rzymie na festiwalu misyjnym w 1971 r. Na końcu Mszy wykonali oni taniec na placu św. Piotra: niosąc radość wszystkim obecnym. 

Przypisy: 

[1]. Sobór Watykański II, Konstytucja o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium, 37. 

[2]. Argumentując za włączeniem tańca artystycznego do liturgii można się powoływać na teksty Gaudium et spes nr 53, 57, 58. Te wskazane teksty mówią ogólnie o różnych obliczach kultury i o sztuce, która wznosi przez prawdę i piękno. Jednakże nie ma w nich w żaden konkretny sposób odniesienia do tańca. Co prawda, taniec może być także sztuką, mimo to nie można mówić, że ojcowie soborowi, kiedy mówili o sztuce podczas obrad Soboru, mieli przed oczami także rzeczywistość tańca. Punkt 62 konstytucji Gaudium et spes z pewnością nie może być odnoszony do tego przypadku. To co ten punkt mówi o formach artystycznych i o ich wadze w życiu Kościoła odnosi się do wyposażenia obiektów sakralnych. Dowód sprzeciwiający się wykorzystaniu tych słów w odniesieniu do tańca znajduje się w tekstach wskazanych w znajdującym się tam przypisie: punkt 123 Konstytucji o Liturgii oraz przemówienie Pawła VI do artystów w Rzymie w 1964 r. 


Tymczasem taniec w liturgii etiopskiej wygląda tak:

29 października 2011

Msza Swięta w trzech aktach, czyli kazanie Sługi Bożego abpa Fultona J. Sheena

Za portalem Sanctus.pl:

Sługa Boży arcybiskup Fulton J. Sheen (1895-1979) posiadał ogromny talent kaznodziejski. Według biografii przy Chrzcie św. jego matka poświęciła go Najświętszej Maryi Pannie, a on sam odnowił ten akt przy pierwszej Komunii św. Święcenia kapłańskie otrzymał pomimo problemów zdrowotnych w 1919 roku. Wtedy też złożył obietnicę codziennej, godzinnej adoracji Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Przysięgi wiernie dochował przez całe swoje życie kapłańskie. Zmarł w swojej domowej kaplicy, przed Najświętszym Sakramentem. W 2002 roku otwarto jego proces beatyfikacyjny.

Do dziś zachowało się nagranie jednego z jego najlepszych kazań - o Mszy świętej, które można obejrzeć w serwisie YouTube. Autorką polskich napisów jest Izabella Parowicz. Aby je włączyć, należy kilknąć na litery CC po prawej stronie w pasku narzędzi YouTube. 

24 października 2011

tajemnica frędzla, czyli apologia drobiazgów

Dawno, dawno temu dostałam zielone czotki (100) plecione z wełny, które kończyły się okazałym pomponem. Pompon ów był tematem wielu rozmów i dociekań. Doradzano mi nawet pozbycie się go, ale nieustępliwie odmawiałam barbarzyńskiego obcięcia tej tajemniczej części sznura modlitewnego, dopóki nie poznam jego znaczenia.I oto w ostatnich dniach nazbierałam całą garść wersji odpowiedzi na to pytanie:


- Jak twierdzi moja znajoma siostra, frędzel ów oznacza Górę Athos

- z kolei Wikipedia i wiele anglojęzycznych stron sugerują, że frędzel służy do ocierania łez grzesznika, który odmawia tą modlitwę

- stronka na Facebooku dodaje, że oznacza on Królestwo Boże, które można osiągnąć tylko przez krzyż

- wreszcie na jednej ze stron [niestety zdążyła zniknąć z internetu] tak czytamy o czotkach (w tym o naszym frędzlu):
Przede wszystkim upleciony jest on ze sznurka, wełny – to ma nam przypominać, że jesteśmy owcami Dobrego Pasterza, który sam dla nas stał się owcą poprowadzoną na rzeź, Barankiem, który gładzi grzechy świata. To także przypomnienie, że w jedności z Dobrym Pasterzem wezwani jesteśmy do szukania zagubionej owieczki i modlitwy za nią.

 

Każdy z węzełków składa się z 7 krzyżujących się ze sobą splotów, co ma odniesienie do 7 darów Ducha Św. oraz 7 sakramentów.

Do wyplatania różańców używa się zwykle sznurka i dodatków w kolorach, które występują w ikonach (...)

Drewniane elementy przypominają nam drzewo – drzewo życia z raju i drzewo krzyża, które nam przywraca raj, który utraciliśmy wskutek grzechu.

Zamknięcie w koło różańca oznacza nieustanną, wieczną modlitwę. Miejsce łączenia przypomina o Chrystusie, który jest początkiem i końcem – alfą i omegą.

Istotnym symbolem jest też frędzel, którym zakończony jest krzyżyk różańca. Według starych podań mnichów wschodnich oznacza on Boże miłosierdzie (miłosierną rękę Boga), które wypływa z krzyża. Mnisi pytali się: „Ile jest warta jedna zagubiona owieczka?” i odpowiadali łapiąc za frędzel: „Warta jest całej krwi Jezusa, która za nią była wylana”. Dlatego w tradycji wschodu nazywa się ten frędzel „miłosierdziem”.

Symbolika tego frędzla jest także głęboko zakorzeniona w Biblii.
Np. w ewangelii św. Łukasza czytamy (Łk 8,43-48):
„A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej uleczyć. Podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza, a natychmiast ustał jej upływ krwi. Lecz Jezus zapytał: «Kto się Mnie dotknął?» Gdy wszyscy się wypierali, Piotr powiedział: «Mistrzu, to tłumy zewsząd Cię otaczają i ściskają». Lecz Jezus rzekł: «Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem, że moc wyszła ode Mnie». Wtedy kobieta, widząc, że się nie ukryje, zbliżyła się drżąca i upadłszy przed Nim opowiedziała wobec całego ludu, dlaczego się Go dotknęła i jak natychmiast została uleczona. Jezus rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!».” (por. także: Mk 5,25-34; Mt 9,20-22 oraz Mk 6,56; Mt 14,36; Mt 23,5)



Zatem ta niewiasta nawet Go nie dotknęła, jak sugeruje dalsza część tekstu, ale dotknęła tylko Jego frędzli, czyli po hebrajsku Jego cicit.
Te cicit (frędzle), o których mówi ewangelia to obok modlitwy Szema, zakładania filakterii (hebr. tefilin) imocowania mezuzy na framudze drzwi domu, najważniejszy element tradycji hebrajskiej. Cicit były mocowane do ubrania (obecnie przyczepia się cicit do szala modlitewnego >, przy czym szal spełnia tylko funkcję "bazy" dla cicit).

Najważniejszym jest jednak jeden z frędzli (najdłuższy) w jednym z rogów. Na tym frędzlu wiąże się supełki. I tu widać jaśniej wspólne cechy z plecionym różańcem z frędzlem.
 
Czym są więc cicit i dlaczego są tak ważne?
W ST mamy dwa najważniejsze fragmenty dotyczące nakazu noszenia cicit przy ubraniu.
 
Pwt 22,12: „Zrobisz sobie frędzle (cicit) na czterech rogach płaszcza, którym się okrywasz.”
 
Lb 15,37-41: „I mówił znowu Pan do Mojżesza: «Powiedz Izraelitom, niech sobie zrobią frędzle na krajach swoich szat, oni i ich potomstwo, i do każdej frędzli użyją sznurka z fioletowej purpury. Dla was będą te frędzle, a gdy na nie spojrzycie, przypomnicie sobie wszystkie przykazania Pana, aby je wypełnić - a nie pójdziecie za żądzami swego serca i oczu, przez które plamiliście się niewiernością - byście w ten sposób o wszystkich moich przykazaniach pamiętali, pełnili je i tak byli świętymi wobec swojego Boga. Jam jest Pan, Bóg wasz, który was wyprowadził z ziemi egipskiej, aby być waszym Bogiem. Jam jest Pan, wasz Bóg».”
 
Zwyczajowo, podczas ostatniej części odmawianej rano modlitwy Szema, w której mowa o przykazaniu cicit, dotyka się oczu trzy razy frędzlami i całuje się je. To znaczy, że modlący się dotyka i całuje Boże przykazania. On nie całuje frędzli – on całuje Boże przykazania.
 
Halacha podaje, że noszenie cicit waży ponoć tyle, co wypełnianie wszystkich  pozostałych przykazań razem. Ratuje człowieka przed grzechem, czyni go godnym przyjęcia Szechiny (Boskiej Obecności) oraz chroni przed złym urokiem i demonami. Nitki te wiążą człowieka z Bogiem, a okolone frędzlami ubranie stanowi gwarancję, że ma się również czyste szaty duchowe dla przyodziania duszy po śmierci.  Zmarłego grzebie się w talicie, odcinając jednak frędzle z jednego rogu, co ma symbolizować, że zmarli nie są już w stanie spełniać przykazań.
Cicitprzypominają noszącym je i patrzącym na nie o przykazaniach Pana, o wypełnianiu wszystkich przykazań Tory.
„Nakazał nam je nosić, aby pomóc nam być wiernymi Jego przykazaniom, od których z natury oddalamy sie sami.”
"Zobaczycie go i wspomnicie wszystkie przykazania Haszem"
Oczy i serce zwodzą człowieka - ta myśl, to jedna z fundamentalnych tez judaizmu, dlatego przykazanie o noszeniu cicit ma pomóc Żydom w pamiętaniu o wszystkich pozostałych przykazaniach, bowiem wiara w Boga realizuje się w czynach człowieka, a czyny często ulegają impulsom oczu i serca. "Oko widzi, serce pożąda" jak mówią rabini radząc, aby nie podążać za sercem i wzrokiem, bo grozi to utratą wiary. Serce (oznaczające w tym kontekście instynkty, ale także powierzchowną czułostkowość, a nawet prawdziwe współczucie) - zmienne, zawodne, podatne na przemijające nastroje, dające sobą łatwo manipulować - nie ono ma być przewodnikiem człowieka, ale rozumne przykazania Tory.
Każdy Żyd powinien także wg Halachy zadbać, by tałes z cicit był piękny. Wszystkie micwy (prawa) powinny być spełniane w najładniejszy możliwy sposób (behidur).
To jest wyjaśniane: aby być przed Nim ozdobionym micwami.
 
W języku hebrajskim słowo tłumaczone w powyższym fragmencie (Lb 15,38) jako frędzle to: kanaf(lub kanpe), które równie dobrze może być tłumaczone jako „skrzydła” (np.: ptasie skrzydła) i takie stosowanie tego słowa, jako skrzydła występuje w Biblii 76 razy. Dlatego też zdarza się, że owe cicit na talicie/tałesie (szalu modlitewnym) są nazwane po prostu skrzydłami.
U proroka Malachiasza (3,20), czytamy następującą zapowiedź: 
„A dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach. Wyjdziecie [swobodnie] i będziecie podskakiwać jak tuczone cielęta.”
 
W czasach biblijnych uważano, że to właśnie Mesjasz (słońce sprawiedliwości), kiedy pojawi się w Izraelu, przyjdzie z mocą uzdrawiania w jego cicit/frędzlach/skrzydłach.
W tym właśnie fragmencie z Malachiasza widzimy to słowo kanaf, gdzie jest ono mylnie tłumaczone, jako „skrzydła”, albowiem w Biblii i w Judaizmie biblijnym i rabinicznym odnosi sie ono do cicit czyli frędzli, jeśli to słowo jest powiązane z osobą lub odzieniem. 
Tymczasem ewangelie są napisane po grecku i dlatego jest tu użyte greckie słowo „kraspedon”, które można tłumaczyć dwojako w języku hebrajskim. Dlatego czasem w ewangeliach brak jest tu poprawnego tłumaczenia tego tekstu.
Greckie słowo kraspedon w Wielkim Słowniku Grecko – Polskim Nowego Testamentu wydawnictwa „Vocatio” podaje takie wyjaśnienie:
 „krawędź, kraniec, brzeg, skraj, rąbek; choć we wszystkich miejscach NT możliwe też znaczenie frędzel.
Dlatego też wielu tłumaczy w greckim tekście Mt 9, 20 „tou kraspediou tou hemantiou autou”, słowo „frędzel płaszcza”, a więc cicit, interpretuje spokojnie jako „skraj płaszcza”.
Zatem owa niewiasta miała wiarę w słowa proroka i pomyślała sobie, że jeśli Jezus jest tym Mesjaszem obiecanym przez Mojżesza i proroków, to wystarczy, aby sie dotknęła Jego cicit, a będzie uleczona.

Jednak, zgodnie z żydowskim prawem kobieta ta, z powodu jej przypadłości, była w stanie rytualnej nieczystości (zob. Kpł 15,25-27). Dotykając się Jezusa narażała go na skażenie (Aggeusz 2,11-13).

Łukasz pisze, że podeszła ona do Jezusa od tyłu. Uczyniła tak, ponieważ bała się. Z tego samego powodu też, nie spieszyła się ona z odpowiedzią na pytanie Jezusa „Kto dotknął moich szat?" (Mk 5,29-33). Kobieta obawiała się, że w ten sposób przekroczy prawo, jednak wiara wsparta proroctwem kazała jej zaryzykować.

              W cicit wg tradycji żydowskiej streszczało się całe Prawo. Kiedy faryzeusze i uczeni w Piśmie pytali Jezusa co jest najważniejsze w Prawie, On odpowiedział: «Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy». (Mt 22,36-40)
Stąd dla nas chrześcijan cicit nabiera głębszego znaczenia: całe Prawo to miłość i miłosierdzie.
 
Tak więc cicit na końcu krzyża różańca jest streszczeniem kerygmatu (Bóg całkowicie ponad wszystko kocha człowieka).

Historia wielkiego frędzla zachęca do ostrożniejszego i bardziej dociekliwego podchodzenia do drobiazgów, jakie zostawia nam dwutysiącletnia tradycja życia duchowego, żeby przez ignorancję i zuchwałość nie odrzucić niepozornych skarbów poprzednich pokoleń chrześcijan.



(Z serca zachęcam do lektury :) )


30 września 2011

pospolite ruszenie

Myśl ta, po raz kolejny obudziła się we mnie 20 sierpnia tego roku, kiedy to byłam na uroczystej Mszy św. ku czci św. Stefana przed naszą bazyliką w Budapszcie. 
Podniesienie. Dookoła mnie sami konsekrowani. Nikt nie klęknął, wszyscy stoją. (dla sprawiedliwości musze powiedzieć, że klęcząc między stojącymi i to w tak ważkim momencie, nie sprawdziłam całego "sektora dla konsekrowanych", myślę, że gdzieś dalej były siostry, czy bracia, którzy nie mieli problemów z klękaniem, choć dookoła mnie nie widziałam nikogo innego, kto by klęknął)
Wiele myśli przebiegło wtedy przez moją głowę. Dość niech będzie dwóch:

- jeśli już nie klękamy przed Bogiem, to przed kim zegniemy kolana? jeśli nie zamierzamy ich zginać w ogóle, to jesteśmy na najlepszej drodze, żeby zgiąć je przed samym sobą, tak jak zrobił to szatan i tym samym jemu oddawać hołd.

- Jeśli nie my klękniemy, to kto klęknie? Jeśli specjalnie powołani i obdarzeni łaską adoracji i ofiarowania życiaChrystusowi, odmawiają oddawania Mu hołdu, któż go odda? I dalej: jeśli powołani do modlitwy i pokuty poświęcają wszystkie swoje siły na studiowanie wschodnich medytacji i zgłebianie psychologii, kto za nich stanie przed Panem w imieniu braci? Jeśli ci, którzy maja głosić Ewangelię i umacniać innych w wierze z gorliwością oddają się szerzeniu filozofii i podszywają pod wiarę własne pomysły na życie, kto wypowie Prawdę? I jeśli Ci, którzy mają oczy Kościola i świata kierować na Chrystusa, kierują go na siebie, kto wskaże prawdziwe Światło?

Czy nie najwyższa pora na to, żebyśmy wreszcie stali się tym, kim rzeczywiście jesteśmy: księża księżmi a zakonnicy zakonnikami i katolicy katolikami? Tak, właśnie,  w tak prostacki i mało oryginalny sposób, porzucając rewolucję która miała "wyzwolić" księdza z sakramentalnego kapłaństwa, zakonnika z konsekracji i katolika z Kościoła. Życie to nie gra, świat to nie zabawka, historia to nie laboratorium. Jezus Chrystus w swoim Kościele nie przychodzi, żeby eksperymentować i tworzyć, ale żeby zbawiać i dawać zbawienie światu. Tak, jak prawdziwie przychodzi w Eucharystii, tak święta historia dzieje się naprawdę. Pora zdać sobie z tego sprawę...

19 sierpnia 2011

broń masowego (po)rażenia Mszy św.

Dzięki dobrym ludziom pojawiło się polskie tlumaczenie jednej z bardziej znanych produkcji Michaela Vorisa pt. "Weapon of MASS destruction" (tłumaczenie nosi tytuł "Broń do zniszczenia Mszy "). Jakkolwiek tłumaczenie zawiera drobne błędy, a z pewnymi tezami można by polemizować, warto ten film obejrzeć.

17 sierpnia 2011

jak Żydzi z Żydami o Żydach

Jakiś czas temu trafiłam na ciekawy dokument o antysemityzmie. Jego szczególna właściwość polega na tym, ze jest to film żydowskiego reżysera, w którym prawdy o zjawisku antysemityzmu we współczesnym świecie docieka w rozmowach z Żydami.

2 sierpnia 2011

słuchajmy Kościoła

za frondą:

Kard. Antonio Canizares Llovera apeluje do katolików, by przyjmowali Komunię Świętą do ust i w postawie klęczącej - Trzeba sobie uświadomić, że stajemy przed samym Bogiem i że On przychodzi do nas, a my nie jesteśmy nawet tego godni – podkreśla duchowny.

/
Prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów przekonuje do przyjmowania Komunii świętej klęcząc, ponieważ taka postawa „jest znakiem adoracji, do której trzeba powrócić na nowo”.
Hiszpański kardynał, apeluje by „cały Kościół przyjmował Komunię klęcząc”. Dodaje, że „jeśli ktoś przyjmuje Komunię na stojąco, to powinien przynajmniej przyklęknąć lub uczynić głęboki ukłon, co jednak się nie dzieje”.
Duchowny przypomina, że jeśli lekceważy się Komunię Świętą, lekceważyć będzie się wszystko. Na pytanie o nadużycia liturgiczne, kardynał odpowiada, że konieczne jest „skorygowane, zwłaszcza poprzez właściwą formację seminarzystów, kapłanów, katechetów i wszystkich wiernych”. Taka formacja powinna się koncentrować na zapewnieniu celebracji liturgicznej, która będzie zgodna z normami ustalonymi przez Kościół.

Jego zdaniem, to „biskupi ponoszą szczególną odpowiedzialność” za właściwą formację liturgiczną i korygowanie wszelkich nadużyć.


Wypowiedź jest bardzo prosta i jednoznaczna. Pochodzi też, nie "od jakiegoś-tam starego kardynała", ale od Prefekta Kongregacji ds Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, co oznacza, że jest to dla nas wiążące. 
Warto wziąć sobie do serca to, co mówi kard. Canizares. I nie tylko: warto zacząć stosować się do jego słów, bo właśnie na tym (a nie na gdybologiach niestosowalnych) polega posłuszeństwo Kościołowi. Zresztą, sam Benedykt XVI mówi o takim sposobie przyjmowania Komunii Św.:
Boże Ciało 2008:
" Paść na kolana przed Bogiem obecnym w Eucharystii, oznacza wyznanie wolności. Kto składa hołd Jezusowi, ten nie musi kłaniać się żadnej ziemskiej potędze choćby była największa. My chrześcijanie klękamy tylko przed Najświętszym Sakramentem, bo wiemy i wierzymy, że jest w nim obecny jedyny prawdziwy Bóg, który ten świat stworzył i tak bardzo umiłował, że dał nam swego Syna Jednorodzonego" 



A wcześniej, w książce "Duch Liturgii" pisze:
Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą. Usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury (czyli właściwie do jakiej?), iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który wyprostowany staje naprzeciw Boga, lub też nie wypada to człowiekowi zbawionemu, który dzięki Chrystusowi stał się wolny i dlatego też nie musi już klęczeć. Patrząc w przeszłość, stwierdzimy, że Grecy i Rzymianie odrzucali postawę klęczącą. W obliczu stronniczych i skłóconych bogów, o których mówią mity, było to podejście całkowicie uzasadnione. Było bowiem czymś oczywistym, że bogowie ci nie byli Bogiem, nawet jeśli człowiek był zależny od ich kapryśnej mocy i musiał zabiegać o ich przychylność. Istniało wówczas przekonanie, iż klęczenie nie przystoi wolnemu człowiekowi, że nie mieści się w kulturze Grecji, lecz jest zwyczajem barbarzyńskim. [...]

Pokora Chrystusa i Jego ukrzyżowana miłość uwolniła nas, jak mówi Augustyn, od tych mocy, i właśnie przed tą pokorą klękamy. Rzeczywiście, postawa klęcząca chrześcijan nie jest formą inkulturacji istniejących już zwyczajów, lecz przeciwnie – jest wyrazem kultury chrześcijańskiej, która przemienia istniejącą kulturę w oparciu o nowe, głębsze poznanie i doświadczenie Boga.
Zwyczaj klękania nie pochodzi z jakiejś bliżej nieokreślonej kultury – pochodzi z Biblii i biblijnego poznania Boga. [...]

Wspomnieć także można opowiadanie zaczerpnięte z apoftegmatów Ojców Pustyni o tym, jak to diabeł został zmuszony przez Boga do pokazania się niejakiemu opatowi Apollonowi. Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego.
[...] Wyrażenie, za pomocą którego św. Łukasz opisuje klęczenie chrześcijan (theis ta gonata) nie jest znane klasycznej grece. Chodzi tu o termin specyficznie chrześcijański. Wraz z tą uwagą zataczamy koło i docieramy do początku naszych rozważań. Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem.



25 lipca 2011

garść myśli o życiu zakonnym

we fragmencie "Dialogów karmelitanek"





Nie mogę oprzeć się wrażeniu,
że tęsknota powołanych przez stulecia pozostaje ta sama,
natura ta sama,
droga do świętości ta sama,
modlitwa ta sama,
konflikt ze światem ten sam,
walka z grzechem ta sama,
zwycięstwo w Chrystusie to samo.

Może dlatego te zakony, które nie oferują nic ponad to, co mają w regułach, które boją się Boga, a nie niezrozumienia przez współczesnych, niezmiennie przyciągają zranionych wołaniem Boga.
Może dlatego, że dają im pewność, że  doprowadzą do upragnionego Celu?

17 lipca 2011

ja też jestem nosicielką

i jestem z tego dumna!

Rzecz o Szkaplerzu Karmelitańskim :)



(dla podwyższenia komfortu oglądania programu, radzę wyrozumiale zignorowac prowadzącą ;) )


Święta Dziewico Maryjo,
Ty, która jesteś Pełna Boga i promieniujesz Jego Światłem!
Kiedy noszę szkaplerz, znak mojej przynależności do Ciebie,
wiem, że Ty teraz i zawsze jesteś ze mną,
aby mnie chronić i prowadzić.
Ucz mnie być podobnym do Ciebie,
być prostym, otwartym i czystym sercem -jak Ty.
Pomóż mi formować moje wnętrze na wzór Twego serca,
tak, abym moje myśli, uczucia i pragnienia
wyzwolił z niewoli zajmowania się sobą
i wprowadził je w przestrzeń Bożej Wolności.
Tak jak Ty chcę czuwać, słuchać, przyjmować.
Wskaż mi drogę do wewnętrznej ciszy,
gdzie będę mógł chwalić i radować Boga tak jak Ty,
przez to, że pozwolę Mu we mnie być Bogiem.
Święta Matko Boga,
pragnę być przyobleczony w Twoje duchowe piękno,
dlatego też proszę Cię o łaskę, aby szkaplerz
zawsze przypominał mi o wielkich rzeczach,
które Bóg chce mi uczynić, tak jak uczynił Tobie.
Pomóż mi oddać siebie Bogu całkowicie,
w zaufaniu, że On zawsze wie, co jest dla mnie najlepsze.
O to proszę Ciebie,
Łaskawa, Dobra, Miłościwa Dziewico Maryjo.
Tobie się zawierzam. Amen.

14 czerwca 2011

żywot Marii Genowefy i benedyktynek od pokuty z Nantes (powieść w odcinkach i zasłonach)

Na swoje nieszczęście, osoba kryjąca sie pod pseudonimem Siostra Maria Genowefa Suder po raz drugi zaprosiła mnie do grona swoich znajomych, czym zmobilizowała mnie do wypowiedzenia się na temat jej działalności. Nie mam nic przeciwko fikcji literackiej w internecie, pod warunkiem, że czytelnicy będą jej  świadomi. Tymczasem wygląda na to, że nie są...

Poniżej podaję garść faktów, które pomogą niezdecydowanym czytelnikom i fanom Żywotu Marii Genowefy i benedyktynek od pokuty z Nantes w określeniu rodzaju literackiego swojej lektury:

- Bohaterka bloga i kont na portalach społecznościowych podaje się za benedyktynkę od pokuty. Zgromadzenie jest nie do znalezienia gdziekolwiek w sieci.

- W samym Nantes także nie znajdziemy takiego zgromadzenia, choćbyśmy przeszli je wzdłuż i wszerz. Są karmelitanki i klaryski (nota bene, z Nantes pochodzi nasza Matka Założycielka i mamy tam swoją wspólnotę). Benedyktynek nie ma.

- Oglądając zdjęcia, mające dokumentować życie w klasztorze, nawet niewprawne oko dojrzy wnich słabej jakości montaż graficzny. Miłośników oryginalnych zdjęć (bez przyklejonych twarzy) zapraszam do obejrzenia filmu z 1959 roku The Nun's Story. Ot, choćby tu:

- dużo ciekawych uwag na temat twórczości tej osoby, a także perypetii jej czytelników można znaleźć na forum powołaniowapomoc.pl

Zdeterminowanym do śledzenia dalszych losów bohaterki bloga i konta na fejsie (nie wiem, gdzie jeszcze możemy się spotkaćć z tą historią) życzę tego przyjemnego dreszczyku zaciekawienia i oczekiwania na następne odcinki Żywotu Marii Genowefy i benedyktynek od pokuty z Nantes i niesłabnącej chęci poznania, kim jest ów tajemniczy autor, kryjący się pod filmowym habitem.

7 maja 2011

ot, bratanki

Polak, Węgier, dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki ;)

Lengyel, Magyar  két jó barát,
együtt harcol, s issza borát ;)

(U nas, w Budapeszcie. Siostra, która jest na zdjęciu ma 98 lat, a siły do życia i siły charakteru więcej, niż niejedna 20-latka)

20 kwietnia 2011

Przepis na Rachunek Sumienia

Myślę, że dobry i że warto wypróbować - nie tylko w Wielkim Poście.
Jak pisze autorka tego filmu:
Często nie rozumiemy własnej codzienności, bo zapomnieliśmy o krzyżu.

Pop-katolicyzm przed nim przestrzega, w obawie, że stracimy radość, popadniemy w cierpiętnictwo, psychologiczne nieprawidłowości i inne takie.

Tymczasem bez krzyża życie chrześcijańskie jest jak bez klucza, który otwiera znaczenie zdarzeń, odbija w sobie wartość czynów, wskazuje miarę miłości, słowem: uczy chrześcijańskiego życia.

Przepis na Rachunek Sumienia, który proponuję, to połączenie rozmyślania nad minionym dniem z rozważaniem Drogi Krzyżowej. Jest to przepis sprawdzony :) Pytania, małe rozważania, które tu podaję, są jedynie propozycjami – punktem wyjścia. Z czasem regularnego odprawiania Drogi Krzyżowej (bardzo ciekawy jest również przepis na Drogę Krzyżową w połączeniu z modlitwą wstawienniczą, z modlitwą za zmarłego/zmarłych – nota bene, z Drogą Krzyżową związany jest odpust :) ) każdy znajdzie własne, najbardziej odpowiadające mu pytania i punkty do medytacji.

Droga Krzyżowa nie musi być odprawiana tylko w piątki :) Regularne jej odprawianie, jak też w ogóle rozmyślanie nad Męką Pańską, która jest wyrazem miłości naszego Pana do nas, „gdyśmy byli jeszcze grzesznikami”, wychowuje do prawdziwie chrześcijańskiego życia; tym bardziej, jeśli w jej świetle przyzwyczaimy się widzieć naszą codzienną szarość.

Jeśli chodzi o sam przepis, to nie ma określonego czasu trwania na poszczególnych medytacjach, natomiast gorąco zaleca się wy-trwanie.
 
Tymczasem życzę wniknięcia w Święte Tajemnice Triduum Paschalnego.

9 kwietnia 2011

nieprzeczytana

Do dramatów życia Bóg dołączył instrukcję obsługi. Prostą i czytelną. Niestety, nabyliśmy nieusprawiedliwionego przekonania o własnym geniuszu, który potrafi, a nawet powinien potrafić rozwikłać  zagadkę i zasadę istnienia. Jako tacy spędzamy cale życie obracając je, naciskając, potrząsając, ciągnąc, szarpiąc, rozdzierając na sekundy wspomnień, rozpinając na siatce gdybologii, raniąc sobie palce umysłu i torturując złamane serce, żeby dociec, dlaczego tak, a nie inaczej i po co to wszystko.
Na instrukcję obsługi nawet nie spoglądamy. A szkoda, bo regularne czytanie jej sprawia, że krok po kroku Drogi Krzyżowej, stajemy się powoli zdolni żyć własnym życiem i umrzeć własną śmiercią.

Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?” (Łk 9, 23-25)

1 kwietnia 2011

eschatologiczna przypowieść w metalu

W Winogradowie za dawnych czasów przed ratuszem stał pomnik Lenina. Został on przetopiony na pomnik ... św. Michała Archanioła.


Gdy mocarz uzbrojony strzeże swego dworu, bezpieczne jest jego mienie. Lecz gdy mocniejszy od niego nadejdzie i pokona go, zabierze całą broń jego, na której polegał, i łupy jego rozda.
Łk 11,21n
 Bylabym zapomniała... Nie, to nie jest żart primaaprilisowy, jakkolwiek nie sposób odmówić temu przetopieniu pewnej przekory.

16 marca 2011

znów uratuj świętego

Od jutra rusza kolejna edycja akcji "Uratuj świętego".
Akcja Uratuj Świętego! to modlitewna nowenna trwająca od 17 do 25 marca 2011 roku. Istotą tej akcji jest modlitwa za dzieci zagrożone aborcją. Zapraszamy do modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia, ale mogą to być również inne wybrane modlitwy. Jako pomoc w modlitwie proponujemy rozważania na każdy dzień nowenny. W tym roku rozważania oparte są na nauczaniu Jana Pawła II o życiu.
Istotą naszej akcji jest odmówienie każdego dnia nowenny Koronki do Bożego Miłosierdzia (oczywiście im więcej modlitwy tym lepiej). I do takiego udziału Cię zapraszamy. Aby jednak Twoja modlitwa mogła nabrać charakteru medytacyjnego i pozwoliła Ci pogłębić miłość do Życia przygotowaliśmy na każdy dzień cytat z nauczania Jana Pawła II i krótką medytację, które mogą okazać się pomocne.

Zapraszam do włączenia się - ot, choćby w ramach wielkopostnej jałmużny.

8 marca 2011

Paka dla niemowlaka

Na prośbę zaprzyjaźnionego apostolatu Młodzi Dla Życia z przyjemnością dołączam się do reklamy ich wielkopostnej akcji:

Kochany Przyjacielu ŻYCIA!

Czy chcesz uczynić najbliższy Wielki Post wyjątkowym wydarzeniem swojego życia?
Rusza właśnie w Polsce akcja pt. PAKA DLA NIEMOWLAKA. To wielka sprawa: modlitwa i pomoc tym, którzy bardzo tego potrzebują! To takie proste, a zarazem głęboko chrześcijańskie, więc… DOŁĄCZ DO NAS już dziś!

A NA WIOSNĘ ZOSTAŃ ŚWIĘTYM MIKOŁAJEM…

Św. Jakub w swoim liście mówi jasno: „Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.” (Jk 2,18) Możemy powtórzyć za św. Franciszkiem z Asyżu, że chrześcijanin ZAWSZE głosi Ewangelię, ale tylko CZASEM słowami… Przykład przemawia o wiele głośniej od najpiękniejszych słów – dobrze to wiesz! Patrząc na postacie świętych naszych czasów (Jana Pawła II, Matki Teresy z Kalkuty) widzimy, jak mocne są CZYNY i to właśnie one potwierdzają w konsekwencji głoszone Słowo, które ŻYJE, UŚWIĘCA i PRZEMIENIA świat.
Ty również jesteś na swojej drodze do świętości – potwierdzaj zawsze swoją wiarę czynami! W czasie Wielkiego Postu rusza po raz kolejny akcja Apostolatu: PAKA DLA NIEMOWLAKA. To nasz konkretny wyraz miłości względem Boga i bliźniego. Zapraszam Cię z całego serca: dołącz do nas w tym roku i potwierdź swoją wiarę czynami miłości! Szczegóły akcji na naszej stronie internetowej: www.youthfl.org w dziale: ŚWIADECTWO -> PAKA DLA NIEMOWLAKA.

TWORZYMY MAPĘ DOBROCI

W ubiegłym roku PAKA przyniosła wielką radość Domowi Samotnej Matki w Łodzi. Przyszło wiele paczek – małych i naprawdę dużych, które w znaczący sposób pomogły siostrom w prowadzeniu Domu. W tym roku otaczamy ten sam Dom naszą akcją, ponieważ sytuacja jest wciąż trudna, jeśli nie powiedzieć trudniejsza, z powodu czekającej przeprowadzki do nowego budynku.
Nowością tegorocznej PAKI będzie stworzenie MAPY DOBROCI… Na stronie poświęconej PACE (www.youthfl.org w dziale: ŚWIADECTWO -> PAKA DLA NIEMOWLAKA) znajduje się już mapa Polski. W miarę otrzymywania od Was zgłoszeń, będziemy zaznaczać na tej mapie Wasze miejscowości, z których popłynie modlitwa za Dom Samotnej Matki w Łodzi, a pod koniec Wielkiego Postu również PAKI, które wywołają uśmiech na twarzach zwłaszcza tych najmniejszych mieszkańców Domu…



5 marca 2011

krew męczenników przepuszczana przez palce (zawstydzenia)

Kiedy czytam dzieła teologów, którzy zaprzeczają Bóstwu Jezusa Chrystusa, żeby się przypodobać  wyznawcom innych religii, ideologii, lub poddając się urokowi pracy własnego umysłu  -
- wstydzę się, bo przez dwa tysiące lat wielu kapłanów i teologów wierność nauce Kościoła przypłaciło życiem.



Kiedy widzę, jak katoliccy mnisi z zapałem podążają drogami wschodnich medytacji lub oddają hołd psychoanalizie, przepajając modlitwę, liturgię i cały sposób życia zakonnego wschodnimi religiami lub zachodnimi ideologiami - 

- wstydzę się, bo krew tych, którzy zginęli "tylko" dlatego, że nie chcieli okadzać pogańskich ołtarzy, głośno woła z ziemi.



Kiedy widzę misjonarzy wstydzących się własnej wiary lub gorliwie głoszących populistyczne slogany - 

- zawstydza mnie krew misjonarzy - męczenników, na której wyrosła wiara całych narodów.


Kiedy spotykam katolików, którzy są przekonani, że wiara to jeszcze jeden supermarket, w którym można poprzebierać w produktach i cenach, aby tylko mi się podobało - 

- wstydzę się wobec pokoleń męczenników, którzy mimo strachu przed śmiercią, radowali się, że mogą oddać za wiarę to, co mają najcenniejszego.


Kiedy dowiaduję się, że polityka, publika i statystyka ma pierwszeństwo przed prawdą wiary "dla dobra społeczeństwa, demokracji" lub innych pojemnych haseł - 

- wstydzę się patrząc na, męczenników - mężów stanu, którzy nie lękali się ani królów, ani dyktatorów, ani buntowników i ponieśli za to śmierć.


Kiedy uświadamiam sobie, jak wiele niewinnych dzieci ginie każdej minuty, składanych w ofierze grzechowi nieczystości, lenistwa, pychy, gniewu, egoizmu i mamony, a przede wszystkim duchowi kłamstwa - 

- wstydzę się patrząc na tych, którzy za Chrystusem oddali swoje życie po to, żeby ocalić życie kogoś innego.


Wreszcie, kiedy  widzę, jak wiele wspólnego mam z tymi, za których się wstydzę, a z męczennikami łączą mnie jedynie pragnienia - 

- wstydzę się, że marnuję tyle życia na sprawy tego świata i że wciąż opieszale go opuszczam, a kropelki mojej krwi starannie odmierzam - aby za dużo nie stracić.

28 lutego 2011

Wywiad wart obejrzenia (po hamerykańsku)

Zapraszam do obejrzenia wywiadu z Michaelem Vorisem, o którym wspominałam jakiś czas temu
O Kościele, o prawdziwym nauczaniu Kościola Katolickiego, o kryzysie i niewierności w jego przekazywaniu. Jasno, politycznie niepoprawnie, ale prawdziwie i w wierności Papieżowi. Wart obejrzenia, jeśli tylko znacie hamerykański ;)

11 lutego 2011

świat jeszcze nie wyrósł z szaleńców

I dzięki Bogu...
Zapraszam do obejrzenia dwóch reportaży o ludziach, którzy porzuciwszy świat dla Boga, podtrzymują go jak nikt inny z tych, którzy na nim pozostają (drugi materiał filmowy ma polskie napisy)






4 lutego 2011

Ile waży pokój?

Wezwanie do niesienia pokoju jest bardzo zachęcające, ale od zawsze miałam z tym problem. Co to tak na prawdę znaczy? Jak być pewnym, że się coś niesie i że to pokój? I wreszcie jaki konkretnie pokój nieść? Ile waży pokój?
 
Próby poszukiwania konkretnego wymiaru wzniosłych duchowych  haseł prowadziły zawsze do wrażenia, że duchowość chyba nie ma ciała, bo nie można jej uchwycić. Opiera się tylko na innych, równie nieuchwytne ideach. A idee mają to do siebie, że można je dopasować do niemal każdej rzeczywistości i interpretować ile dusza zapragnie.
 
Niekończące się dyskusje, długie opracowania i zawiłe przemyślenia na temat „jak wcielić w życia to i owo” skrzętnie omijają najprostsze odpowiedzi, zwłaszcza, jeśli są niezmienne od stuleci. I tak też jest z pokojem. Odpowiedzi na pytanie ile on waży udzielił i świety Paweł i św. Franciszek i bł. Maria od Męki Pańskiej, a zawiera się ona w prostym słowie: Krzyż Chrystusa. Ale widocznie ta odpowiedź nie jest zadowalająca, ponieważ ciągle szukamy nowych.
 
Może problem z Krzyżem Chrystusa leży w tym, że chcemy być nosicielami własnoręcznie zrobionego pokoju, a nie mieć jedynie udział w pokoju już przyniesionym przez Kogoś Innego? Może nie podoba się sam pokój, to jest męka i śmierć Jezusa Chrystusa? Często sprawiamy wrażenie jakbyśmy odzwyczaili się od myśli, że nasz chrzest, który jest zanurzeniem w śmierci Chrystusa (KKK 1214), Bóg mógłby traktować poważnie.
 
Tymczasem, jak pisze św. Paweł, Chrystus, który „jest naszym pokojem”, pojednał ludzi z Bogiem w swoim Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości (por. Ef 2,14-16). Owa naprostsza, ale najtrudniejsza odpowiedź leży w uczestnictwie w Krzyżu Chrystusa, a jej konkretny kształt przez wieki pokazywali święci praktykujący pokutę i wynagradzający Sercu Jezusowemu za grzechy własne i świata.
 
Co może mieć wspólnego upragniony pokój z „pokutą ze średniowiecza” i „przestarzałym XIX-wiecznym wynagrodzeniem”? Jeśli rozumiemy Kościół jako Mistyczne Ciało Chrystusa, zauważymy, że związek między jego czlonkami jest niezwykle ścisły i świętość jednych staje się chwałą calego Kościoła, podobnie jak niewierność innych zadaje konkretne rany całemu Kościołowi. Opisując ten ścisły związek czlonków Kościoła mówi się czasem o „efekcie naczyń polączonych”. 
 
Mając przykład w wielu świętych, jako wszczepieni w Jezusa Chrystusa, powinniśmy być specjalistami od „pokoju między ziemią a niebiem”. Nie od harmonii z samym sobą, czy dobrych stosunków między członkami rodziny czy wspólnoty (że o przykładnej współpracy międzynarodowej nie wspomnę), ale od relacji z Bogiem, którego „obraża grzech, a przejednawa pokuta”. Od utrzymywania tego pokoju zależą tak moje osobiste losy, jak i całego świata, który zapomniał czym jest grzech i jakie skutki przynosi. 
 
Przyznam, że nie wymyśliłam sobie tego wszystkiego siedząc przy klawiaturze komputera. Zaczęłam to rozumieć, odkąd postanowiłam poważnie potraktować zachętę bł. Marii od Męki Pańskiej (Założycielki mojego Zgromadzenia), aby Droga Krzyżowa była naszym zwyczajnym nabożeństwem i kiedy zobaczyłam, że wynagrodzenie za grzechy nie było w naszym Zgromadzeniu, poświęconemu misji i ofierze za Kościół i zbawienie dusz  przypadkowo złapaną XIX-wieczną grypą, ale że leży w sercu walki o dusze, człowieka i o pokój na świecie. Zrozumiałam, że wszelkie inne zabiegi są tylko złudzeniem, bo pokój waży tyle, co Krzyż Chrystusa.
 

11 stycznia 2011

Daj, ać ja pomadziarzę, a ty Kościoła posłuchaj

Nie mogę się dziś opędzić od myśli, że na poły zawiniona wszędobylska ignorancja liturgiczna kwitnie dookoła zupełnie bezkarnie (póki co, na Węgrzech mniej się z tym spotykam, ale też można znaleźć liturgicznych gagatków...). Dlatego zanim pójdę powtarzać słówka, tępo patrzeć na końcówki trybu przypuszczającego i wybijać sobie przy czytaniu rytm głosek krótkich i długich, wrzucę Wam, szanowni Czytelnicy, coś, co powinniście przeczytać i potraktować poważnie; choćby ze względu na treść ostatniego punktu:
186. Wszyscy wierni w miarę możliwości powinni uczestniczyć w Eucharystii w sposób pełny, świadomy i czynny, czcić ją z miłością przez akty pobożności i nawrócenie życia. Biskupi, prezbiterzy i diakoni, spełniając świętą posługę, winni badać sumienie co do prawdy i wierności swoich czynności spełnianych w imię Chrystusa i Kościoła podczas sprawowania świętej liturgii. Każdy święty szafarz powinien się również poważnie zapytać, czy respektował prawa wiernych świeckich, którzy z zaufaniem powierzają mu siebie oraz swoje dzieci z przekonaniem, że wszyscy oni dla dobra wiernych prawidłowo wykonują te zadania, które Kościół z mandatu Chrystusa pragnie wypełnić, celebrując świętą liturgię. Każdy bowiem zawsze powinien pamiętać, że jest sługą świętej liturgii.
Bez względu na jakiekolwiek przeciwne rozporządzenia.
Instrukcję tę, opracowaną na polecenie Ojca świętego Jana Pawła II przez Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w porozumieniu z Kongregacją Nauki Wiary, tenże Papież zatwierdził dnia 19 marca 2004 roku, w uroczystość świętego Józefa, oraz nakazał ją wydać, aby niezwłocznie była zachowywana przez wszystkich, do których jest skierowana.
W siedzibie Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, w Rzymie, dnia 25 marca 2004 roku, w uroczystość Zwiastowania Pańskiego
+ FRANCISZEK KARD. ARINZE
Prefekt

+ Dominik SORRENTINO
Arcybiskup Sekretarz


To tak jako bardzo konkretna pomoc w przemyśleniach nad naszym posłuszeństwem Kościołowi...

Tymczasem ja idę się uczyć madziarskiego...

9 stycznia 2011

Na marginesie hagiografii (posłuszeństwo)

Oglądam właśnie "Pio Atya", tak tak, po węgiersku. Nie, oczywiście, że nie rozumiem jeszcze wszystkiego (żeby nie powiedzieć, że większości...), ale jest to część mojej metody uczenia się języka, tym bardziej, że we wspólnocie prawie wszystkie jesteśmy cudzoziemkami więc mówimy "z akcentem", a rodowite Węgierki albo są w dość zaawansowanym wieku, albo też... same mówią z obcym akcentem (taki nabytek po wieloletnich misjach; ciekawe, czy ja też będę mówić po polsku z węgierskim akcentem).

Wróćmy jednak do o. Pio. Otóż dla mnie święty ten jest patronem przede wszystkim "od posłuszeństwa", a nie od uzdrowień, czy niezwykłych darów. Posłuszeństwo nie kojarzy się ze świętością, raczej ze słabością, zniewoleniem, zimnym wykonywaniem obowiązków, drabiną społeczną, czy takimi rzeczami. A szkoda, bo to wlaśnie posłuszeństwo jest jedym z głównych probierzy świętości.

Wykarmieni na ideałach niezależności, prawa do "liberum veto" i nieuświadomionych szczątkow dialektyki marksistwoskiej od razu kiwamy glową z politowaniem: tak, tak - bo święci mają być takimi "przodownikami pracy" dla biednych i naiwnych owieczek, żeby ich Kościół mógł trzymać w ryzach i strzyc. Nic bardziej mylnego. Kto tak tłumaczy posłuszeństwo w chrześcijaństwie udowadnia tylko, że nic z chrześcijaństwa nie rozumie. Posłuszeństwo bowiem jest najbardziej logiczną konsekwencją naśladowania Jezusa Chrystusa.

Nie będę tu przynudzać zbyt długim postem. Za to zachęcę do lektury... Biblii. Najlepiej od początku do końca :) Pozwolę sobie tylko zostawić kilka "kluczy".
- Relacja między ludźmi a Bogiem popsuła się przez nieposłuszeństwo. To właśnie nieposłuszeństwo (a nie seksualność) jest istotą grzechu pierworodnego. Nieuporządkowanie w sferze seksualnej to jedno z następstw.
- Historia Izraela, jak długa i szeroka, to historia Narodu, który jest nieposłuszny do granic niemożliwości.
- W Jezusie Chrystusie Bóg w końcu sam wytycza drogę posłuszeństwa, którą człowiek, dzięki człowieczeństwu i Bóstwu Jezusa może wreszcie przebyć, a i to, jak doskonale widać zwłaszcza w listach św. Pawła lub w 1 Liście św. Jana, tylko wspierany Bożą łaską.

Ciągle jeszcze możemy nie rozumieć posłuszeństwa i jego wagi, jeśli nie zorientujemy się, że nie chodzi tu o relację "rozkaz - wykonać". Nic z tych rzeczy. Po pierwsze: miłość - to jest źródło posłuszeństwa. Mówię "tak", bo tak kocham Drugą Osobę, że nie chcę powiedzieć "nie". Nie chcę powiedzieć "nie", ponieważ ufam tej Osobie i jestem pewna jej miłości do mnie. Pewność miłości wynika z tego, że to Druga Ososba zaryzykowała pierwsza i wyznała - udowodniła swoją miłość do mnie w sposób niedościgniony, nie czekając na rewanż, a nawet - powiedzmy sobie szczerze - ryzykujac odrzucenie jej i zmieszanie z błotem daru z własnej milości i życia. Jeśli wydaje się to zbyt oderwane od rzeczywistości, proszę pomyśleć przez chwilę o najszczęśliwszych chwilach milości swojego życia (myslę o "tym jedynym", czy "tej jedynej"). Czy wzajemne mówienie sobie "tak" nie jest właśnie rozognianiem miłości? Czy "nie" powiedziane miłości nie jest najboleśniejszą raną jaką może człowiek otrzymać?

Teraz wróćmy na ziemię. Tak się składa, że Chrystusowe "tak" Ojcu to poświęcenie życia przez mękę i śmierć na krzyżu. "Tak" do ostatniego tchnienia. Bardzo konkretne "tak", w którym niesprawiedliwość, niewdzięczność, kłamstwa, zdrady, cierpienia i  sama męka, nazywane po imieniu (patrz choćby przesluchanie przed Kajfaszem), stają się instrumentem zbawienia przez miłość i posłuszeństwo. Ponieważ grzech zrodził się z nieposłuszeństwa, a jego ojciec powiedział "Nie będę służył!", droga wybawienia wiedzie nie przez ponowny bunt, ale przez doskonałe posłuszeństwo i pokorną milość.

W oczach diabła to objaw słabości. I tak stara się przedstawić to światu. Ale wystarczy spróbować zmagań przeciw wszelkim przejawom zła za pomocą dobra, a szybko można się przekonać, jakiego męstwa to wymaga. Jak niewiele wysiłku potrzeba, żeby na niesprawiedliwość odpowiedzieć krzykiem, gniewnie wytknąć małostkowość, domagać się swoich praw. Jak trudno podjąć z żelazną konsekwencją drogę miłości.Tak wobec siebie, jak i wobec innych. I od razu zaznaczam, że miłość nie boi się prawdy - wręcz przeciwnie, zawsze nazywa rzeczy po imieniu.

Posłuszeństwo świętych rodzi się z wpatrzenia się w Jezusa Chrystusa, przekonania o Jego miłości i chęci odpowiedzenia Mu tym samym. Brzmi niemal mistycznie, prawda? Nazwijmy to więc... rozpalonym żelazem. Aby nabrało kształtu musi spotkać się z lodowata wodą, a jeszcze bardziej z mało subtelnym młotem. A spotkanie to z pewnością nie będzie przyjemne. I takimi są właśnie okoliczności życia. Własna słabość, grzechy i irytujące nawyki naszych bliźnich, zdarza się nawet głupota (lub to, co nam się wydaje glupotą, a co w rzeczywistości może być po prostu bramiem ich zgody na nasz "geniusz") przełożonych, nieszczęśliwe okoliczności, choroby itp. itd. W tej boleśnie realnej mieszance wykuwa się równie realny kształt owego "tak". Tak, jak wykuło się "tak" Jezusa Chrystusa.

A bilokacje, czytanie w sercach, objawienia? Cóż, to tylko narzędzia "ku pomocy" wypełnienia Woli Boga. A stygmaty o. Pio, czy św. Franciszka? Czy otrzymałby je, gdyby nie pragnął całym sobą i ze wszystkimi konsekwencjami do ostatniego tchnienia i w każdych okolicznościach powtarzać za Chrystusem "tak"?

Ach, prawie bym zapomniała... Nie tak dawno pewien mądry karmelita powiedział mi, że diabeł wszystko jest w stanie podrobić; z wyjątkiem posłuszeństwa.
Nic dodać, nic ująć.