16 lutego 2021

ABC czyli Atlas Bakcyli Chrześcijańskich: G jak gadulstwo


Za dużo.

Za szybko.

Za płytko.


Inflacja słowa dosięga:

- teologii, bo każdy za wszelką cenę chce powiedzieć coś od siebie. Oczywiście musi to być coś, co przynajmniej wygląda na nowe, odkrywcze, a najlepiej szokujące. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że motorem napędzającym jest tu swoisty wyścig rewolucjonistów.

- liturgii, bo kiedy słabnie poczucie realnej Obecności i nie ogarnia nas już misterium tremendum et fascinosum (tajemnica przerażająca i fascynująca), wtedy naszym słowom przypisujemy moc magiczną i usiłujemy zaklinać rzeczywistość. Mnożymy słowa i gesty coraz bardziej pospolite, wprowadzając się w trans, zamiast dać się unieść ciszy Transcendencji, z której w bólu rodzą się pojedyncze pokorne słowa uwielbienia.

- duchowości, ponieważ nagminnie - być może pod przemożnym wpływem ekshibicjonizmu kulturowego - nie dajemy szans naszym doświadczeniom duchowym na dojrzenie pod osłoną sekretu. Wszelkie odwroty, przewroty, widzenia, słyszenia, zamiast być poddane próbie i rozeznawaniu, są natychmiast rozgłaszane na dachach internetu. Tymczasem kto sieje sensację, ten zbiera najpierw lajki, a potem zamęt.

- moralności, ponieważ przestaliśmy traktować poważnie Słowo Boże, odkąd przemieliliśmy je przez maszynkę kontekstu historyczno-kluturowego i niekończącej się reinterpretacji. Nie trzeba było długo czekać, abyśmy do swoich własnych słów podchodzili z jeszcze większą frywolnością. Wszystko można odwołać, zreinterpretować, ułożyć na historycznej półce, zmienić w słowie to okładkę, to treść. Prawda chwili, mądrość etapu. 


- eschatologii, kiedy naiwnie oczekujemy, że nasze gadulstwo jest w stanie przegadać niezmienność wieczności i butna pewność siebie, że kiedy dostatecznie często i głośno wykrzyczymy w Niebo naszą szczegółową wersję Sądu Ostatecznego - sam Pan Bóg w końcu nam przytaknie i będzie tak, jak sobie naopowiadaliśmy.



Ale w zawrotnym tempie pączkujące, coraz pustsze słowa, nie są w stanie nakarmić ani ciała, ani serca ani ducha. W wielkim sekrecie anorektyczne wieczne nasze istnienie tęsknie wygląda za Słowem, które przetrwa budzący grozę i pragnienie Dzień jak piec ognisty.

Tląca się ta tęsknota - dzięki Bogu - wielu, w tym i mnie, prowadzi do zamilczenia i bezsłownej pokory wobec misterium Bożego Słowa, które staje się Ciałem. Tam dana nam jest szansa nauczyć się mówić od nowa.