10 kwietnia 2009

opowieść wielkanocna

Proponuję fragment książki, ktorej nigdy nie czytałam, ale zdarzenie znam dobrze skądinąd...
Jest to opis męczeństwa naszej siostry, które miało miejsce właśnie w Wielką Sobotę...
A pod spodem - refleksyjne (a jakże) życzenia wielkanocne.

W Opolu ukazała się w tym roku książka ks. Andrzeja Hanicha, poświęcona męczennikom II Wojny Światowej spośród duchowieństwa na Śląsku Opolskim. Wśród wielu opisów bohaterskich śmierci, znajdujemy dramatyczną Wielkanoc naszych sióstr z Kietrza w 1945 roku. Oto fragment dotyczący śmierci s. Gabrielis (Moniki von Ballestrem):
W początkach lutego 1945r. Kietrz znalazł się w ogniu walk frontowych. Większość
mieszkańców uciekła, a ci, którzy z różnych powodów nie mogli tego uczynić, schronili się w klasztorze Franciszkanek Misjonarek Maryi. Szukających schronienia było ok. 300-400 osób.
Podczas dwóch miesięcy siostry żyły w bezpośredniej bliskości frontu z wszelkimi niedogodnościami i w wielkim niebezpieczeństwie, ale znosiły to z heroiczną odwagą, gotowe w dzień, jak i w nocy przyjść z pomocą potrzebującym. Wobec dobiegających zewsząd zatrważających wieści o okrucieństwie czerwonoarmistów, za radą proboszcza, Emila Komarka, przełożona klasztoru zasugerowała siostrom możliwość ucieczki, ale żadna z zakonnic nie podjęła tej myśli. Siostra Gabrielis – Monika von Ballestrem, która niedosłyszała z powodu wrodzonej wady słuchu, zapytała wówczas: „Czy jest się męczennica, gdy ofiaruje się swoje życie w
obronie niewinności?”. Gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą, wtedy powiedziała mocno i zdecydowanie: „Zatem zostanę!”
W Niedzielę Palmową wojska radzieckie okrążyły miasto i zbombardowały je. Walki wokół Kietrza trwały jednak jeszcze przez cały tydzień. Przed wkroczeniem oddziałów radzieckich do miasta, co stało się w Wielką Sobotę, wszyscy zdrowi uciekinierzy zdążyli opuścić klasztor, w którym pozostało tylko kilka starszych kobiet. W Wielka Sobotę rano, podczas liturgii celebrowanej dla sióstr w klasztornym oratorium, dał się raptem słyszeć krzyk trwogi: „Rosjanie, bolszewicy!”, a po chwili do oratorium wszedł pijany oficer radziecki i stanął z rewolwerem w dłoni obok odprawiającego Mszę Św. kapelana sióstr, ks. E. Mullera SAC. Gdy ktoś z uczestniczących we Mszy Świętej próbował uciec, wówczas w zamieszaniu ksiądz zdążył podać siostrom kielich mszalny, aby udzieliły sobie Komunii Świętej i opróżniły go. Oficer zabrał kapelana i wyszli obaj do mieszkania ks. Müllera, gdzie oficer upił się winem i zasnął. Po dłuższej chwili kapelan wrócił do oratorium i dokończył przerwana Mszę Świętą. W tym czasie żołnierze radzieccy plądrowali klasztor. Trwało to cały dzień. Wieczorem wszystkie siostry zgromadziły się w refektarzu razem z chorą s. Arcadią, która poruszała się na wózku. Zabarykadowały drzwi klasztoru, zakładając na nie żelazne sztaby. Wkrótce jednak dały się słyszeć krzyki i uderzenia siekierą w drzwi – żołnierze ponownie weszli do klasztoru. Siostry pospiesznie zamknęły się w refektarzu. Napastnicy przedostali się jednak od strony kuchni i przez okienko, przez które podawano posiłki do refektarza, mierząc z rewolweru wymusili na zakonnicach otwarcie drzwi.
Po odblokowaniu wejścia żołnierze weszli do refektarza i tu próbowali zniewolić siostry. Te jednak broniąc się trzymały się mocno razem, obejmując jedna drugą. Czerwonoarmiści, nie mogąc oderwać je od siebie, bili siostry kolbami. Siostry nie bały się śmierci, ale lękały się poniżenia i gwałtu. Jedna z nich trzymała mocno krucyfiks, przyciskając go do siebie. Szamocąc się z nią żołnierz wyrwał jej ten krucyfiks i rzucił nim o ziemię. Drugi żołnierz jednak podniósł go i oddał siostrze, a następnie wyprowadził agresywnego współtowarzysza i w ten sposób siostry zostały tym razem uratowane.
Między pierwszą a drugą godziną Wielkiej Nocy trzej żołnierze wrócili raz jeszcze do refektarza po siostry. Te jednak broniły się, mimo powtarzających się ciosów, które zadawali im napastnicy. W końcu udało się wyrwać Rosjanom młodą s. Alojzę. Gdy przełożona usiłowała ją obronić, żołnierz uderzył przełożoną pistoletem w głowę i ta upadła na podłogę. Wydawało się wówczas, że jest martwa.. Ponownie więc czerwonoarmista zaczął napastować siostry, a w napadzie szału coraz bardziej okładał pięściami i kopał siostry butami. Wówczas s. Gabrielis zaintonowała „Ave Maris Stella!”” i sama próbowała odciągnąć żołnierza. W szamotaninie oboje upadli na ziemię. Wtedy żołnierz wyciągnął rewolwer i strzelił jej w głowę. Siostra Gabrielis osunęła się na ziemię bez słowa. Widząc to inny żołnierz, który nie był aż tak pijany, jak inni, wyprowadził mordercę z refektarza. Zakrystianka pośpiesznie przyprowadziła proboszcza, ks. Emila Komarka, mieszkającego od tygodnia w klasztorze (ks. E. Müller SAC został zabrany przez Rosjan), który udzielił konającej sakramentu namaszczenia chorych. Siostra Gabrielis jeszcze żyła, ale oddech jej był już coraz słabszy. Kiedy siostry skończyły odmawiać różaniec s. Gabrielis umarła. Było to około godziny 2.00 w nocy. Żołnierze, którzy weszli po chwili, na widok leżącej w kałuży krwi zakonnicy od razu wychodzili bez słowa. Jeden z nich nawet zdjął hełm i przyklęknął, a wychodząc odwrócił się i zasalutował.
Pozostałe siostry śmiertelnie zmęczone położyły się dookoła zmarłej i tak doczekały wielkanocnego poranka. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, 1.4.1945r., ks. E. Komarek odprawił w oratorium Mszę Św. za śp. s. Gabrielis. Z powodu braku trumny ciało zmarłej, ubrane w biały habit, zostało owinięte w prześcieradło i położone w przedsionku chóru. Późnym popołudniem siostry pochowały s. Gabrielis na polu za ogrodem.