Czyli dlaczego - dzięki Bogu - franciszkanie wciąż pączkują.
Po tych ośmiuset latach od św. Franciszka, siedząc w wygodnym fotelu w ciepłym domu, wklepując ten tekst w okienko bloga, ciągle czuję na dnie serca ledwie wytłumaczalny niepokój. Pokuszę się o hipotezę, że ten stan znają wszyscy franciszkanie i franciszkanki. Nazwałabym to nerwicą franciszkańską: żyje taka w zakonie Pańskim i ciągle czegoś jej brak. Albo za dużo. Jak refren wraca świadomość, że to nie do końca tak, że w zasadzie "nic jeszcze nie zaczęła"... Oczywiście, można to wyleczyć. Najskuteczniejszy lek to interpretacja Reguły. Zwykle podaje się ją najpierw w małych dawkach, a potem już całymi haustami. Podczas i po takiej kuracji franciszkański pacjent uważa, że wszystko jest w jak najlepszym porząsiu.
Tyle, że nerwica franciszkańska jest spadkiem po św. Franciszku i wypływa z samego sedna jego duchowości.
I tutaj zagadka: od czego specjalistą jest św. Franciszek?
- od ekologii? - źle.
- od zwierzątek? - źle.
- od pojednania z matką ziemią, siostrą księżycem, bratem słońcem i wujkiem greenpeace'm? - w ogóle poza konkurencją; panteizmowi mówimy: nie!
- od łagodności? - źle.
- od ubóstwa? - źle.
- od związków zawodowych i walki klasowej o wolność, równość i braterstwo? - znowu poza konkurencją, komunizmowi i jego prababce rewolucji już dziękujemy.
- od tworzenia wspólnoty braterskiej? - źle.
- od umniejszania się i stawiania zawsze pod stopami innych? - źle.
- od cudów i stygmatów? - źle.
- od franciszkanizmu? - hahaha! (zaśmiewamy się szczególnie my, którzy znamy historię naszego Zakonu)
Więc od czego?
Wiele z tych rzeczy to prawda o sposobie życia Franciszka i jego braci, ale żadna "dziedzina" nie wyczerpuje tego, o co chodziło Franciszkowi przez całe życie. A chodziło tak naprawdę o jedno: "aby (...) zachowywać naukę i naśladować przykład Pana naszego Jezusa Chrystusa" (tak zaczyna się pierwsza Reguła, napisana dla braci). I kropka. W Testamencie jeszcze dopisze, żeby pod żadnym pozorem nie mówić, że "należy to rozumieć tak, czy inaczej", ponieważ chodzi właśnie o to, żeby jak najwierniej naśladować Pana naszego Jezusa Chrystusa. A to już w punkcie wyjścia zakłada nieustanne nawracanie się, "przymierzanie" swojego serca i życia do Jezusa Chrystusa (a Wzorzec taki, że poprawki są konieczne do końca życia). Ewangelia w sposób prosty ukazuje nam sedno sprawy. Sposób ów jest tak prosty i jasny, że wydaje się aż niemożliwy dla "normalnego człowieka". A Franciszek się uparł, że Ewangelia jest dla ludzi. I już. Od żłóbka po Kalwarię. I dopiero z tego naśladowania wypłynie i ubóstwo, i braterstwo, i miłość do stworzeń, itd.
I tu zaczyna się historia każdego "pączkowania" kolejnej gałęzi franciszkańskiej (nie mówię o II, czy III Zakonie, tylko o kolejnych odłamach fanciszkanów i klarysek). Już za życia Franciszka, bracia widzieli "pewne ograniczone możliwości" wcielania wizji życia braci mniejszych, jakie przedstawiał Franciszek. Przez stulecia, mimo wszystko, uformowały się interpretacje pism św. Franciszka, które pozwalały znośnie znaleźć się w ówczesnym (lub współczesnym) społeczeństwie.
Jednak od czasu do czasu znaleźli się bracia, czy siostry, którzy próbowali żyć bez interpretacji. Ponieważ w już ukształtowanych strukturach "starych" zakonów było to niemożliwe, "odrywali się", pozostając w rodzinie franciszkańskiej. Tak, m.in. powstali reformaci, kapucyni, a ostatnio od kapucynów "franciszkanie z Bronxu", czyli Franciszkańscy Bracia Odnowy. Podobnie było z klaryskami.
Wraz z podziałami przyszła pokusa ulegania mentalności "my wy oni". Franciszkanie jednak nie byliby synami św. Franciszka, gdyby pozwolili sobie ulec jej na dobre. Mimo, że każda gałąź ma specyficzny sposób życia według Reguły, to wszyscy tworzymy jedną, wielką rodzinę franciszkańską.
I chociaż boli i zawstydza świadomość, że co jakiś czas trzeba, żeby drzewo puściło świeży, radykalniejszy pączek, to w gruncie rzeczy dobry znak: że pragnienie jak najwierniejszego naśladowania Jezusa Chrystusa jest wciąż żywe i niepokoi gorliwe serca.
Z tym kluczem w ręce zapraszam do przeczytania pism św. Franciszka.