Ale nie o moich kontuzjach chciałam mówić... Dostałam to przed chwilą i są co najmniej trzy powody, dla których chciałabym się tym podzielić: dwa zawierają się w samej nazwie KARMEL z BETLEHEM (znowuż odsyłam do prywatnych dociekań...)
A trzecie to listy, jakie sa do tego zdjęcia dołączone:
Fragmenty listów s. Lucyny od Krzyża OCD z Betlejem pisanych do brata, ks prof. H.Seweryniaka, 6 – 8 marca 1008)
(List pisany w nocy z czwartku na piątek)
[...] u nas jest teraz koło północy... Trwa walka, bardzo ostra, blisko naszego domu i to już ponad godzinę. Nie wiem dokładnie, o co chodzi, bo późno (inaczej ktoś z Betlejem do nas dzwoni i mówi, co się dzieje). Widać tylko czołgi, mnóstwo izraelskich samochodów wojskowych, które weszły do miasta. To wszystko tuż koło nas. Wybuchy są bardzo silne. Może znowu szukają naszego słynnego sąsiada, któremu już kilka lat udaje się zawsze umknąć... Ponoć nie ma to związku z zamachem w Jerozolimie, który był tego wieczoru...
Modlimy się, nie da się spać. Ale nie czujemy strachu.
Dziwne doświadczenie. Przecież któregoś dnia to może być takie nagłe odejście... Mała Arabka pisała: „"Czy może coś się stać mrówce, która pozostaje w cieniu Króla królów?" Kochana ta nasza NIC! Tak bym chciała mieć coś z jej ducha, zwłaszcza to, że Jezus jest jej wszystkim, ale tak na całego!
Dobrej nocy! Jakby cichło... S. ML od Krzyża
cd.
(List pisany w piątek)
[...] akcja trwała całą noc: 18 samochodów pancernych wkroczyło do Betlejem, parę czołgów. W tej dolinie miedzy naszym kościołem a ulica, którą szliśmy ostatnio do Bazyliki - rano zobaczyłam - dom dosłownie zrównany z ziemi, ten człowiek zabrany do wiezienia... Całe Betlejem miało od wczoraj wieczorem do dziś do 5-tej nad ranem akcje super; nie wiem, ile spaliśmy... Na Hebronie w tym samym czasie ujęto chyba sześciu. Ale to nie nasz słynny sąsiad Muhamet. Czyli jeszcze nas coś czeka ... ten się ukrywa sprytnie.
Dziś kwitnąco, pięknie... tylko przez megafony zabraniają zbliżać się do ruin – mogły zostać jeszcze materiały wybuchowe. A dzieci i tak biegają po ruinach...
cd.
(List pisany w nocy z soboty na niedzielę)
[...]
Dziś po południu przeczytałam pożegnalny List Pasterski Patriarchy. Jeśli starczy mi odwagi, podziękuję mu e-mailem, bo widzę, że odbiera i reaguje... Któż go tak rozumie jak my, Polki, kiedy walczy o naród, o państwo. I o to, żeby kapłani kształtowali wiernych w wierze, ale też w świadomym uczestnictwie i odpowiedzialności za Ojczyznę... W tym Liście Patriarcha pisze, że powołaniem Kościoła Jerozolimskiego od początku było pozostawać „małym”. W czasach Pana Jezusa z Apostołami, 72-oma uczniami, kobietami i iloma tam wiernymi...ich liczba może nie przekraczała 100! Ale – Patriarcha przypomina słowa Jezusa - gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: „Przenieś się”... W komentarzu Patriarcha cały czas mówi o wierze ... Tą górą, podkreśla, może być całe społeczeństwo... Wszystko podprowadza do „oddania życia za...” Teraz lepiej rozumiem nasze bycie tutaj. A także Braci trapistow z Tyberine. Przełożony w ostatnich ich dniach wciąż mówił im o oddaniu życia z Chrystusem i dla Chrystusa.
W tym duchu módlcie się za nas, proszę.
Z wdzięcznością – S. M Lucyna