Usiadłam do pisania trzeciego rozdziału - w końcu postanowiłam w miarę regularnie zapełniać kolejne kartki – i... Winnam ci kilka słów wyjaśnienia:
O wyrobie przetworów z myśli
Myśli są to zbłąkane wyładowania nad-, pod- i samej świadomości, które czasem przybierają nawet logiczny sens (sens jest kolonią myśli, które łączą się w kształt znośny dla prawidłowego funkcjonowania biednego ich właściciela). U niektórych osobników homo sapiens występują tak obficie, że trzeba je co jakiś czas z powierzchni świata wewnętrznego zbierać i przetwarzać.
Przetwory nadobfitości myśli zwane są popularnie sztuką. Dziś zajmiemy się przetwarzaniem myśli na słowa. Oto mój autorski przepis na lekkostrawny tekścik:
- Zbłąkanym myślom należy się z daleka przyjrzeć, czy nie zaczynają gromadzić się w kolonię, ale trzeba pamiętać, aby zachować odpowiedni dystans – myśli nie mogą się zorientować, że są podglądane, w przeciwnym razie zamiast logicznego sensu tworzą tak zwane schematy myślowe.
- Kiedy kolonia logicznego sensu jest w miarę stabilna, należy ostrożnie przesadzić ją w pobliże innych sensów, o podobnych kształtach. (U mnie ten proces dokonuje się poza moją świadomością, doprawdy nie wiem, jak one się wzajemnie odnajdują... Podejrzewam, że występują u mnie szczepy myśli koczowniczych...)
- Kiedy orientujemy się, że sensu mamy już zdecydowanie za dużo, aby pomieścił się w naszym wewnętrznym świecie, należy przygotować sobie kartkę papieru (albo otworzyć dokument Worda) i wpatrywać się intensywnie w porażającą biel pustej kartki.
- Nie zniechęcając się nagłym zniknięciem myśli z pola świadomości, należy siedzieć nieruchomo i łagodnymi wysiłkami woli przywoływać je pojedynczo z powrotem.
- Jeśli mimo naszych wysiłków nie reagują, należy zostawić je jeszcze na pewien czas – widocznie są jeszcze niedojrzałe i mają jeszcze dość miejsca w zakamarkach świadomości, żeby się chować przed kartką papieru.
- Dojrzałe należy wprowadzić w lekki trans – czyni się to za pomocą rytmu. Poszukiwania odpowiedniego rytmu, który wyprowadzi myśli na kartkę papieru są najprawdopodobniej najtrudniejszym etapem przetworów.
- Należy pisać.
- Napisany tekst odkładamy do dojrzenia – najlepiej, na co najmniej dwa dni. (W tym czasie puste obszary świadomości mogą zacząć kolonizować tzw. Myśli z zupełnie innej beczki.)
- Po dwóch dniach należy powrócić do tekstu, aby pozbyć się wyrazów przypadkowych. (Tu kluczowa uwaga: punkty od 9. do 12. należy wykonywać rano lub - od biedy - za dnia, ponieważ wieczorami i nocami mamy na języku zawsze więcej słów, niż sensu.). Tekst należy po oczyszczeniu odłożyć i do niego nie wracać.
- Czynność oczyszczania ze zbędnych słów należy powtarzać kilkakrotnie (w przypadku tekstów do gazety zaleca się powtarzanie tej czynności aż do uzyskania odpowiedniej liczby znaków ze spacjami ;-) )
- Potem należy jeszcze raz odłożyć tekst na kilka dni leżakowania (czasem chodzi tu o miesiące, a nawet lata). W tym czasie świadomość zostaje na dobre zamieszkana przez zupełnie inne gatunki myśli, które są słabo lub w ogóle związane z praszczepem przetworzonym w słowa.
- Po okresie leżakowania (potocznie nazywa się to: kiedy mi się przypomni, chyba, że jest to tekst pisany na zamówienie, wtedy oczywiście jest to tuż przed terminem oddania tekstu ;-) ) należy skonfrontować przetwór ze świeżymi myślami i ostatecznie poprawić.
I dopiero taki tekst jest wystarczająco lekkostrawny do intelektualnego (tudzież kulturalnego) spożycia.
A te rozdziały, które czytasz, to nie żadne wino sensu, tylko soczek wyciskany przez czeladnika przyuczającego się dopiero do toczenia prawdziwych przetworów...