Kurz się wzbija na Patriarszych Prudach.
Oto nadchodzą nowi prezesi Massolitu wszechmocni, redaktorzy ponad stan oczytani. Sprężystym krokiem, już bez poetów ikoną podszytych, suną i snują: plany na wieczór, na lata i stulecia. Dla siebie, ludzkości, dla tych co być mają i nie mają.
Upaja ich ten widok spraw toczących się rytmem wyznaczonym, dopiętych na ostatni guzik tak, że tchu w sumieniu braknie. Błoga zaś bezkarność chłodzi, jak ciepły napój morelowy.
Pieni się w umysłach pycha żywota szyderstwem z bezsilnych pariasów zaprawiona, nie mniej krwawo, niż w Berliozowej czaszce.
Chwilowo niezwyciężeni, w mniemaniu swoim wznoszą się nad ludzi, anioły i demony.
Tymczasem jeszcze chwila i nowi podążą starym śladem.
Nie czytali Starca Bułhakowa.
Zaprawdę bowiem, dla bezbożnych nowych Michałów Aleksandrowiczów,
Annuszka nie tylko kupiła olej słonecznikowy,
ale może go nawet już wylała.