11 listopada 2020

Wielu gromów wspólny błysk: Jeśli biologia mówi co innego, to tym gorzej dla biologii.

 

Jeśli biologia mówi co innego, to tym gorzej dla biologii.


W pewnym momencie zaskoczył mnie oczywisty absurd twierdzenia, jakoby wybór był możliwy a nawet konieczny tylko w trakcie ciąży, a nie po jej zakończeniu. 
Dlaczego właściwie nie można doprowadzić ciąży do końca? Nie umiem logicznie odpowiedzieć na to pytanie. 

Z biologicznego punktu widzenia, ciąża jest nie tylko procesem naturalnym, ale – dla organizmu kobiety – jednym z kluczowych, do którego przygotowuje się hormonalnie, metabolicznie. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, jej cały organizm przestawia się na zapewnienie dziecku wszystkiego, co potrzebne do jego rozwoju. Jest tak również wtedy, kiedy dziecko jest mocno uszkodzone, ale żyje. Proces ciążowy, związany z nim metabolizm kobiecy, są "nastawione" na dziewięciomiesięczną "pracę". Jest to proces według planu, który ma swoją dynamikę, swój rytm. Jeśli dziecko w tym czasie obumrze, albo jeśli np. zagnieździ się poza macicą, organizm kobiety reaguje chorobowo. I to jest naturalne. 

Dlaczego wyborem i "ratowaniem" kobiety miałaby być ingerencja, a powiedziałabym nawet z punktu fizjologicznego gwałt, wymuszająca przedwczesny poród (tak bowiem wygląda aborcja eugeniczna) lub – co gorsza, w przypadku skrobanek – mechaniczna rzeź w macicy nastawionej na obronę i wykarmienie zagnieżdżonego tam dziecka?

Ciąża zakończona o czasie jest gwarancją harmonijnego powrotu ogranizmu kobiety do zwykłego trybu funkcjonowania. Naprawdę sądzimy, że wyszarpywanie dziecka w środku ciąży jest dla kobiety "dobrem" i "wyzwoleniem"?