27 maja 2020

Aniołowie, buble i książęta


Gdyby chcieli, aniołowie wygraliby wszystkie konkursy łowców talentów. W mig rozwiązaliby wszystkie palące problemy ludzkości. Pod ich kuratelą rozwój cywilizacji wystrzeliłby jak rakieta. Sęk w tym, że nie chcą. Nie po to zostali stworzeni i nie po to zostali obdarzeni tak niedoścignionym pięknem, mocą i mądrością.

Całe swoje oszałamiające bogactwo talentów używają tylko po to, żeby służyć i chronić. Ronią z niego po kropelce według Bożej recepty: w tym a tym momencie tyle i tyle, ile Boży rozkaz mówi. A potem kryją się w pośpiechu, aby odkrycie ich działania nie przyniosło niepożądanych skutków. Ale nie odchodzą. Czuwają, aby na każde skinienie być Bogu pod ręką. I człowiekowi. To jest szczęściem i chwałą niebieskich książąt.

Ludzie lubiący porządkować świat mówią, że Bóg bubli nie tworzy. Niestety, nie  bardzo wiedzą, co zrobić, kiedy staną oko w oko z tymi, którzy dalecy są od doskonałości: Mocno uszkodzone ciąże, tu chromosom za dużo, tam tlenu przy porodzie za mało. Nie mówi, nie myśli, nie czuje. I tak nie przeżyje, a jeśli już, to co to za życie, jak jakaś  roślinka…

Książęta nowego i samozwańczo wspaniałego świata pewnym ruchem heblują ludzkość, aby kształt jej coraz lepiej pasował do świetlanych ideałów. I jako pierwsze wióry (nie ostatnie) do Szeolu spadają ci najbardziej niedoskonali. Nieproduktywni, zużywający zasoby, zostawiający zwęglony ślad w sumieniach tych, którym udało się (jak na razie) utrzymać przy życiu.

Książęta owi bezpruderyjnie wyciągają ręce po dary Księcia tego świata, którymi niegdyś wzgardził Chrystus. Jaśnieje w ich oczach coraz potężniejsza władza nad narodami, upaja wizja własnej chwały i geniuszu wznoszącego się ponad masy otępiałych homo sapiens. Książęce rody z pokolenia na pokolenie z podziwu godną wytrwałością wdrapują się własnym wysiłkiem na trony wysoko wznoszące się nad okręgiem ziemi.

Tylko że to wyścig po buble. Cóż z tego, że miliardy istnień ludzkich chcąc, nie chcąc wypełniają ich tajemne plany. Na próżno mienią się panami życia i śmierci, czując się lepsi od tych gorszych. Kiedy czas (mimo wszystko) dla nich się kończy i wstępują na próg wieczności, cała chwała rozwiewa się jak mgła, cała potęga osuwa się w otchłań. Wszystko okazuje się iluzją i fatamorganą. Cóż z nimi? Nie umiem powiedzieć. Wzrok mój sięga tylko do progu i nie wiem, czy skoczą za osuwającą się w szyderczy niebyt wielkością, czy w ostatniej chwili cofną się w skrusze i żalu.

Tak sobie biegają moje myśli puszczone samopas, kiedy podaję kolejną łyżeczkę prawdziwej księżniczce. Nastolatka o wątłym ciałku wychudzonej pięciolatki. Filigranową rączką bawi się moim medalionem. Jej duże oczy wpatrzone są w moje, kiedy jak niemowlak w lekkim transie połyka zmiksowany obiadek. Jej majestat pozostaje dyskretnie ukryty pod głęboką niepełnosprawnością.

Święty Paweł odsłania mi tajemnice Niebieskiej arystokracji:
To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same (…) Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne - ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne.

Cóż za rzadkie ziarno ukrył Bóg w tej budzącej litość łupince? Jaka będzie, kiedy powstanie niezniszczalne, chwalebne i mocne? Na czas siewu powierzył je naszej pełnosprawności.

Jak i kiedy straciliśmy ostrość spojrzenia, że pozwalamy, by odmawiano prawa do życia tym, którym Bóg powiedział: „Będziesz żył! Wyniosę Cię do godności, którą niegdyś wzgardzili moi aniołowie pragnąc własnej chwały!”

- Że mimo wszystko są ciężarem? Nigdzie tak, jak przy niepełnosprawnych nie nauczyłam się anielskiego podejścia do tej sprawy: właśnie po to dostałam moje siły i zdolności, aby trzymać je w pogotowiu i po kropelce, kiedy i jak Bóg rozkaże, służyć nimi tym, których On mi powierza.

Jaśniejąca na niedoskonałych twarzach chwała Boża jest moim szczęściem i chwałą. Pewną i wieczną. Nie bublem tego świata.