28 kwietnia 2009

po prostu księżniczka...

Kiedy przeczytałam artykuł o niej w Gościu, byłam poruszona, a długo potem brzmiało mi ostatnie zdanie - jej wyznanie: Kiedy słyszę, że należy dopuścić aborcję w sytuacji, gdy dziecko może być upośledzone, to w moim sercu rozgrywa się horror. Cóż to za arogancja silnych, którzy chcą decydować, kto może żyć, a kto nie. A przecież tym, co ich samych utrzymuje przy życiu, jest miłosierdzie Boga, nawet jeśli oni Go nienawidzą – podkreśla Gianna. O sobie mówi, że jedynym, czego pragnie, jest sprawić, żeby Bóg się uśmiechał.

Dzisiaj za frondą zajrzałam na youtube, gdzie można obejrzeć jej przemówienie. Zapraszam do wysłuchania tego, co ma do powiedzenia Gianna Jessen:



20 kwietnia 2009

autostradą do...

Nie da się zaprzeczyć temu, że gdy wspomożesz się medytacją buddyjską,
to jakbyś ze ścieżki wyjechał na autostradę.

Zważ jednak na to, że jedziesz w odwrotnym kierunku...


"Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!" (Mt 7,13-14)

14 kwietnia 2009

wielkanocna piosenka o Leninie

Usłyszałam ją przy wielkanocnym stole od naszej siostry, która pracuje w Petersburgu.
Wpadła mi w ucho i teraz niezmiennie poprawia mi nastrój. Jej autorem i niezmordowanym propagatorem jest legendarna dla rosyjskiego Kościoła Katolickiego postać don Bernardo Antoniniego. Jego proces beatyfikacyjny zaczął się w marcu. On to - według opowiadań naszych sióstr, które zresztą z nim współpracowały - kiedy sprowadził się do komunistycznej Moskwy, mieszkał w bloku na nastym (niech będzie, że siedemnastym) piętrze i tam też odprawiał Mszę Św. Kiedy było Przeistoczenie, otwierał okno i rękę z kielichem wystawiał na zewtnątrz - aby Pan zbawił to miasto...

Miał też niewiarygodną ufność w Opatrzność Bożą. Zakładał radio Maryja (nawiasem mówiąc: proszę bez skojarzeń - wszystkie radia Maryja, jakie znam w innych krajach, nie są tak rydzykowne, jak nasze...). Oczywiście potrzebował je zarejestrować. Odbyło się to mniej więcej tak:
- Radio chcecie założyć?
-Tak.
- A kto was będzie finansował?
- Opatrzność.
- Opatrzność? A co to za organizacja? Gdzie ona jest?
- Duża. Na całym świecie.
(zapisano "Opatrzność")
- A jak będzie się to radio nazywało?
- Maryja.
- Maryja? A dlaczego?
- To kobieta, którą bardzo kocham.
(zapisano; pozwolenie wydano)

No, ale przecież piosenka, piosenka...
Śpiewał ją z upodobaniem wszędzie (aż dziw, że go za nią nie zesłali... Opatrzność?...)

Melodia:
Chrystus Wodzem

Słowa:
Lenin umierł
Stalin umierł

Christos, Christos, Christos WASKRES!!!

(i jak tu go nie lubić?)

10 kwietnia 2009

opowieść wielkanocna

Proponuję fragment książki, ktorej nigdy nie czytałam, ale zdarzenie znam dobrze skądinąd...
Jest to opis męczeństwa naszej siostry, które miało miejsce właśnie w Wielką Sobotę...
A pod spodem - refleksyjne (a jakże) życzenia wielkanocne.

W Opolu ukazała się w tym roku książka ks. Andrzeja Hanicha, poświęcona męczennikom II Wojny Światowej spośród duchowieństwa na Śląsku Opolskim. Wśród wielu opisów bohaterskich śmierci, znajdujemy dramatyczną Wielkanoc naszych sióstr z Kietrza w 1945 roku. Oto fragment dotyczący śmierci s. Gabrielis (Moniki von Ballestrem):
W początkach lutego 1945r. Kietrz znalazł się w ogniu walk frontowych. Większość
mieszkańców uciekła, a ci, którzy z różnych powodów nie mogli tego uczynić, schronili się w klasztorze Franciszkanek Misjonarek Maryi. Szukających schronienia było ok. 300-400 osób.
Podczas dwóch miesięcy siostry żyły w bezpośredniej bliskości frontu z wszelkimi niedogodnościami i w wielkim niebezpieczeństwie, ale znosiły to z heroiczną odwagą, gotowe w dzień, jak i w nocy przyjść z pomocą potrzebującym. Wobec dobiegających zewsząd zatrważających wieści o okrucieństwie czerwonoarmistów, za radą proboszcza, Emila Komarka, przełożona klasztoru zasugerowała siostrom możliwość ucieczki, ale żadna z zakonnic nie podjęła tej myśli. Siostra Gabrielis – Monika von Ballestrem, która niedosłyszała z powodu wrodzonej wady słuchu, zapytała wówczas: „Czy jest się męczennica, gdy ofiaruje się swoje życie w
obronie niewinności?”. Gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą, wtedy powiedziała mocno i zdecydowanie: „Zatem zostanę!”
W Niedzielę Palmową wojska radzieckie okrążyły miasto i zbombardowały je. Walki wokół Kietrza trwały jednak jeszcze przez cały tydzień. Przed wkroczeniem oddziałów radzieckich do miasta, co stało się w Wielką Sobotę, wszyscy zdrowi uciekinierzy zdążyli opuścić klasztor, w którym pozostało tylko kilka starszych kobiet. W Wielka Sobotę rano, podczas liturgii celebrowanej dla sióstr w klasztornym oratorium, dał się raptem słyszeć krzyk trwogi: „Rosjanie, bolszewicy!”, a po chwili do oratorium wszedł pijany oficer radziecki i stanął z rewolwerem w dłoni obok odprawiającego Mszę Św. kapelana sióstr, ks. E. Mullera SAC. Gdy ktoś z uczestniczących we Mszy Świętej próbował uciec, wówczas w zamieszaniu ksiądz zdążył podać siostrom kielich mszalny, aby udzieliły sobie Komunii Świętej i opróżniły go. Oficer zabrał kapelana i wyszli obaj do mieszkania ks. Müllera, gdzie oficer upił się winem i zasnął. Po dłuższej chwili kapelan wrócił do oratorium i dokończył przerwana Mszę Świętą. W tym czasie żołnierze radzieccy plądrowali klasztor. Trwało to cały dzień. Wieczorem wszystkie siostry zgromadziły się w refektarzu razem z chorą s. Arcadią, która poruszała się na wózku. Zabarykadowały drzwi klasztoru, zakładając na nie żelazne sztaby. Wkrótce jednak dały się słyszeć krzyki i uderzenia siekierą w drzwi – żołnierze ponownie weszli do klasztoru. Siostry pospiesznie zamknęły się w refektarzu. Napastnicy przedostali się jednak od strony kuchni i przez okienko, przez które podawano posiłki do refektarza, mierząc z rewolweru wymusili na zakonnicach otwarcie drzwi.
Po odblokowaniu wejścia żołnierze weszli do refektarza i tu próbowali zniewolić siostry. Te jednak broniąc się trzymały się mocno razem, obejmując jedna drugą. Czerwonoarmiści, nie mogąc oderwać je od siebie, bili siostry kolbami. Siostry nie bały się śmierci, ale lękały się poniżenia i gwałtu. Jedna z nich trzymała mocno krucyfiks, przyciskając go do siebie. Szamocąc się z nią żołnierz wyrwał jej ten krucyfiks i rzucił nim o ziemię. Drugi żołnierz jednak podniósł go i oddał siostrze, a następnie wyprowadził agresywnego współtowarzysza i w ten sposób siostry zostały tym razem uratowane.
Między pierwszą a drugą godziną Wielkiej Nocy trzej żołnierze wrócili raz jeszcze do refektarza po siostry. Te jednak broniły się, mimo powtarzających się ciosów, które zadawali im napastnicy. W końcu udało się wyrwać Rosjanom młodą s. Alojzę. Gdy przełożona usiłowała ją obronić, żołnierz uderzył przełożoną pistoletem w głowę i ta upadła na podłogę. Wydawało się wówczas, że jest martwa.. Ponownie więc czerwonoarmista zaczął napastować siostry, a w napadzie szału coraz bardziej okładał pięściami i kopał siostry butami. Wówczas s. Gabrielis zaintonowała „Ave Maris Stella!”” i sama próbowała odciągnąć żołnierza. W szamotaninie oboje upadli na ziemię. Wtedy żołnierz wyciągnął rewolwer i strzelił jej w głowę. Siostra Gabrielis osunęła się na ziemię bez słowa. Widząc to inny żołnierz, który nie był aż tak pijany, jak inni, wyprowadził mordercę z refektarza. Zakrystianka pośpiesznie przyprowadziła proboszcza, ks. Emila Komarka, mieszkającego od tygodnia w klasztorze (ks. E. Müller SAC został zabrany przez Rosjan), który udzielił konającej sakramentu namaszczenia chorych. Siostra Gabrielis jeszcze żyła, ale oddech jej był już coraz słabszy. Kiedy siostry skończyły odmawiać różaniec s. Gabrielis umarła. Było to około godziny 2.00 w nocy. Żołnierze, którzy weszli po chwili, na widok leżącej w kałuży krwi zakonnicy od razu wychodzili bez słowa. Jeden z nich nawet zdjął hełm i przyklęknął, a wychodząc odwrócił się i zasalutował.
Pozostałe siostry śmiertelnie zmęczone położyły się dookoła zmarłej i tak doczekały wielkanocnego poranka. W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, 1.4.1945r., ks. E. Komarek odprawił w oratorium Mszę Św. za śp. s. Gabrielis. Z powodu braku trumny ciało zmarłej, ubrane w biały habit, zostało owinięte w prześcieradło i położone w przedsionku chóru. Późnym popołudniem siostry pochowały s. Gabrielis na polu za ogrodem.


7 kwietnia 2009

wielkotygodniowa nadinterpretacja

Słuchałam tego tak, jakby piosenkę tę napisal sam Jezus, wspominając to wszystko, co było między mną a Nim... Posłuchaj tak i Ty... To taka "podszewka" Wielkiego Tygodnia.

Nie opuszczaj mnie
Każda moja łza
Szepcze, że co złe
Się zapomnieć da
Zapomnijmy ten
Utracony czas
Co oddalał nas
Co zabijał nas
I pytania złe
I natrętne tak
Jak, dlaczego, jak
Zapomnijmy je
Nie opuszczaj mnie

Ja deszczowym dniem
Ci przyniosę z ziem
Gdzie nie pada deszcz
Pereł deszczu sznur
Jeśli umrę z chmur
Spłynie do twych rąk
Światła złoty krąg
I to będę ja
W świecie ziemskich spraw
Miłowanie me
Będzie pierwszym z praw
Królem stanę się
A królową ty
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Ja wymyślę ci słowa
Których sens pojmiesz tylko ty
Z nich ułożę baśń
Jak się serca dwa pokochały
Na przekór ludziom złym
Z nich ułożę baśń
O tym królu co
Umarł z żalu bo
Nie mógł kochać cię
Nie opuszczaj mnie

Przecież zdarza się
Że największy żar
Ciska wulkan co
Niby dawno zmarł
Pól spalonych skraj
Więcej zrodzi zbóż
Niż zielony maj
W czas wiosennych burz
Gdy księżyca cierń
Lśni na nieba tle
A z czerwienią czerń
Nie chcą złączyć się
Nie opuszczaj mnie

Nie opuszczaj mnie
Już nie będzie łez
Już nie będzie słów
Dobrze jest jak jest
Tylko taki kąt
Mały kąt mi wskaż
Gdzie twój słychać śmiech
Widać twoją twarz
Chcę gdy złoty krąg słońca wzejdzie
Być co dnia
Cieniem twoich rąk
Cieniem twego psa
Nie opuszczaj mnie


Naprawdę, jest On Bogiem wzgardzonej miłości...




5 kwietnia 2009

o Benedykcie, łotrach na krzyżu i zakonnej sztuce starzenia się

Pierwszy niech będzie BenedyktXVI.
Dołączam sie niniejszym do akcji, która spotkałam jakiś czas temu w jej pierwotnej wersji - niemieckiej. Teraz jest w wielu innych językach.
Poparcia dla naszego Papieża nigdy za wiele, wobec tgo, co się dzieje...

* * *

Rzecz druga: z dzisiejszej Ewangelii w mojej głowinie wyszło przed szereg jedno zdanie:
Lżyli Go także ci, którzy byli z Nim ukrzyżowani.
To o nas. O wszystkich księżach, zakonnikach, zakonnicach, bardzo głeboko zaangażowanych w wiarę chrześcijanach.
Bo to przecież my wzięliśmy krzyż i poszliśmy na to samo wzgórze i daliśmy się przybić razem z Nim, składając śluby, przyrzeczenia, zobowiązania. Ilu z nas, wisząc już na krzyżu razem z Jezusem, lży Go właśnie?

* * *

I wreszcie o starości w zakonie: redagując numer poswięcony starości, wiłam się na myśl o własnym felietonie. No bo jak ma mówić o starości ooba, która ledwie minęła trzydziestkę? I zostałam uratowana pewnym tekstem - anonimem jednej z naszych starszych sióstr, który bez skrupułów wpakowałam zamiast własnych przemyśleń młodzika.
Myślę, że starość traktuje się w dzisiejszym świecie po macoszemu, co skutkuje zupełną nieumiejętnością dobrego przeyżwania starości. I ten czas łaski po prostu się marnuje.
Jedną z ról klasztorów (być może) będzie przechowanie umiejętności chrześcijańskiego starzenia się:

Gdy dostrzegam nadchodzącą starość
Wiem, Panie, że nie ma na nią żadnego lekarstwa. Powoli, zjawia się. Puka do moich drzwi. Przychodzi bez pytania o pozwolenie. Muszę się z nią liczyć. Wymagania ma wielkie. Czy to już rzeczywiście zbliża się koniec? A przecież mam głowę pełną planów.
Ty, Panie, wiesz lepiej niż ja, że starzeję się. Pozwól mi zrozumieć, że wkroczyłam w najważniejszy etap mojego życia, że ten wiek jest łaską. Wymaga ode mnie duchowego ustawienia. Proszę Cię, pozwól mi dojść do przekonania, że nie jestem niezbędna i że otoczenie da sobie rade beze mnie. Jest więc najwyższy czas uczyć się pokory. Innych wprowadzać na swoje miejsce. Nie dozwól, abym popadła w puste gadanie i czuła się zobowiązana na lewo i na prawo udzielać rad, powołując się przy tym na moje niezawodne doświadczenie.
Choć mi trudno przychodzi, muszę przyzwyczaić się także do samotności, co nie oznacza, że mogę pozwolić sobie być mrukiem i cierpką. Panie i ja mam nerwy. Ty nakazujesz mi być radosną i cierpliwą, gdy ktoś przychodzi do mnie ze swoimi kłopotami. Czas ucieka, płynie jak młodość, jak wiosna.
Nie dopuść, abym ciągle wracała myślami do tego, co przeminęło, abym ciągle powtarzała: „Dawniej było lepiej niż dziś”.
Św. Benedykt poleca kochać młodych, nawet, gdy oni nie mają względu na naszą starość. Muszę wierzyć wbrew wierze, że Twoja Opatrzność działa tak wczoraj, jak i dziś i że młode pokolenie posiada też Twoje dary.
W końcu ten starszy wiek to wymarzony czas do modlitwy, do ofiary. Moim głównym zadaniem jest modlitwa za Kościół, za świat, za moje otoczenie. Modlitwa w milczeniu. Ofiara wieczorna, dzień za dniem...
Muszę się przyzwyczaić do tego, że śmierć się zbliżą... nie, nie śmierć, ale życie! Że Twoje nieskończone miłosierdzie czeka na mnie z otwartymi ramionami!