24 listopada 2020

Wielu gromów wspólny błysk: Eugenika na pstrym koniu jeździ.

 Eugenika na pstrym koniu jeździ


Kiedy karmię lub przewijam nasze leżące dziewczyny, często sobie myślę o tym, jak się nam – (pełno?)sprawnym poprzewracało w głowach. Kim jesteśmy, za kogo się uważamy, żeby decydować, kto może żyć a kto nie może? Już samo postawienie tego pytania u wielu wywołuje bezsilną w argumenty i dlatego agresywną furię. No bo jak tu odmawiać boskich praw człowiekowi, któy ubóstwił sam siebie? 


Ale trzeba wiedzieć, że bycie samozwańczym bogiem  to skazanie się na niepewność i bijatyki na Olimpie. Eugenika kapryśną jest i łatwo może podwyższyć poprzeczkę wymagań. Dzisiaj zespół Downa, jutro minimum 120 punktów IQ, pojutrze maksimum 160 (geniusze też nie są wygodni, za dużo rozumieją). Odpowiednie ciało, odpowiednia osobowość, pożądane zdolności... I co? Może się szybko okazać, że dzisiejszy bóg lub bogini już się do życia nie kwalifikuje... 

Poglądy na prawo do życia drastycznie się zmieniają z chwilą, kiedy dotyczą kogoś osobiście.

Bo łatwo mamimy się niewypowiedzianym dogmatem o konieczności własnego życia. 
Jak to nieraz kąśliwie zauważają słuchający aborcjonistów: "Wszyscy, którzy domagają się aborcji, zdążyli się urodzić". 

Propagatorzy aborcji starają się być głusi na świadectwa ludzi ocalonych z aborcji. Nie mają na nie kontrargumentów. Często zaś sami nie są świadomi, że ich własne życie też było zagrożone. Rada "lekarza", chwila niepewności, zawirowania życiowe, których skutkiem ubocznym jest nie do końca chciane dziecko... Ile tajemnic kryją nie dzielone z nikim wspomnienia rodziców. Cóż za dramat je odkryć. 
Ale – koniec końców – to nie ich wolą człowiek przychodzi na świat. To Bóg tworzy każdego oddzielnie, nie tłumacząc się nikomu, dlaczego tym rodzicom, któych też zresztą stworzył, powierza akurat tego małego człowieka. Również wtedy, gdy z sobie znanych powodów przeznacza mu na ziemi tylko kilka godzin albo dni. 

W spojrzeniu na ludzkie życie potrzeba tej szczypty pokory, która pozwala uznać, że zbyt ograniczeni jesteśmy, żeby przeniknąć, w całości ogarnąć i osądzić Boże zamysły.

17 listopada 2020

Wielu gromów wspólny błysk: Kawoszka i niepełnosprawność w negatywie

Kawoszka i niepełnosprawność w negatywie


Pracuję w DPS-ie dla niepełnosprawnych intelektualnie dziewcząt i kobiet. Pięćdziesiąt takich, które by się z pewnością nie urodziły, gdyby ich matki chciały sobie ułatwić życie. Upośledzone, część z nich fizycznie zdeformowana. Są też takie, które nie mówią lub nie widzą. Na niektóre strach spojrzeć, jeśli się nie jest przyzwyczajonym do widoku niepełnosprawności. 

A jednak, nie ma tam ani jednej, która by nie chciała żyć, która by się – na swoje możliwości – nie cieszyła życiem. Podczas gdy tylu zdrowych i pełno-sprawnych tego nie potrafi... 

Jeśli chcesz się nauczyć cieszyć życiem, przyjedź i pobądź trochę z nimi. Okaże się szybko, że to Ty jesteś niepełnosprawny nie umiejąc żyć w szczerości, prostocie. Szybko zobaczysz, że musisz pokornie nauczyć się patrzeć i słuchać, żeby zacząć widzieć i słyszeć to kim naprawde są, a nie to, co sobie o nich wyobrażasz. 


Jak się w ostatnich dniach okazało, czasem nawet ci, którzy pracują z niepełnosprawnymi, odmawiają im prawa do życia swoim życiem. Fałszywe współczucie narzuca swoją interpretację tam, gdzie nie potrafi porzucić swojej manii wyższości. 

Weźmy Kawoszkę. Jest u nas dziesiątki lat. Nie była na czas poddana fizjoterapii, więc spastyki nie udało się powstrzymać i na pierwszy rzut oka wygląda makabrycznie. Poważne uszkodzenie okołoporodowe skończyło się porażeniem mózgowym. 
Ponoć ma młodszą siosrtę, która nosi jej imię. Taka wersja 2.0, poprawiona... 

Nie mówi, ale łatwo poznać jej osobowość i ją polubić, bo jest niezwykle łagodna, cierpliwa, ma poczucie humoru i nie przezpuści absurdów codzienności bez szerokiego uśmiechu. Poza tym, całkiem zwyczajnie - uwielbia kawę. Ma ciepłe ciemne oczy i – powiem szczerze – nie jeden raz myślałam sobie, co takiego może się dziać w ich głębi: zdradzają - naprawdę – nietuzinkową postać. Że pokręcona, usztywniona i nie mówi? To raczej nam zbywa na inteligencji, żeby księżniczkę uwięzioną w tym ciele odnaleźć, wysłuchać, docenić i pokochać. Czekam na ciał zmartwychwstanie, bo wiem, że wtedy wybiegnie ku nam z uśmiechem tak samo promiennym i to ona będzie nas oprowadzać po Niebie, jak po swoich dobrze znanych włościach.

Tymczasem zmieniamy jej pieluchy, karmimy i przebieramy. Nie ma nikogo, kto by jej nie lubił. Dla kogoś, kto jej nie zna to tylko wegetacja, niegodna prawa do życia. 

Kawoszka ma inne zdanie. Kocha życie takim, jakim jest w stanie je przeżyć. Kto miałby prawo jej je odebrać?

14 listopada 2020

WIelu gromów wspólny błysk: Po ciemku, po wielkiemu ciemku

Przymus wyboru w ciemno


Jak już wspomniałam, w oczy rzuca mi się agresywna kalka myślowa: czy wybór musi być koniecznie dokonany przed urodzeniem dziecka? Pomijam już prawdę oczywistą: jest tyle przypadków mylnych diagnoz... Tyle dzieci miało się urodzić kalekami, a urodziło w bardzo dobrym stanie. Z drugiej strony tyle dzieci miało być zdrowe, a urodzilo się obciążone poważnymi wadami... 

Dlaczego koniecznie trzeba wybierać w ciemno? Ciemne są ekrany ultrasonografu, niewiele widać, łatwo się pomylić. Łatwo się też przestraszyć czegoś, czego się tylko domyślamy. Po ciemku łatwiej nazwać dziecko zlepkiem komórek, a zabójstwo usunięciem.

Nie neguję, że urodzenie i wychowanie dziecka z poważnymi wadami może kogoś przerastać. Ale wybór dokonany po urodzeniu ma zdecydowanie więcej zalet: 
- nie masz na sumieniu życia dziecka, 
-  może żyć swoim życiem, jeśli wada nie jest śmiercionośna,
- nawet jeśli nie jest zdolny przeżyć poza Twoim organizmem, umiera śmiercią naturalną, a nie tragiczną,
- Twoje łono nie stało się miejscem i ofiarą traumatycznej rzezi.


Serce kobiety jest jak przepaść


Głośne krzyki aborcjonistek jakoś nic nie mówią o piekle syndromu poaborcyjnego. Piskliwie zakrzykują księży, że się wtrącają, ale to oni najczęściej w zaciszu konfesjonału wysłuchują łkania, nawet po wielu latach, które nigdy nie udaje się całkowicie zagłuszyć. 

Kobieta i tak w głębi serca wie, że zabiła swoje dziecko. Jeśli głośno krzyczy coś innego, to tak naprawdę stara się zakrzyczeć samą siebie. 

Cóż z tego, jeśli się usprawiedliwia? Miejsce zbrodni nosi w sobie, a raz obudzona więź z życiem, które w sobie nosiła, nie umiera nigdy. Zapytajcie którejkolwiek matki. Nawet tej patologicznej. Serce matki pozostaje przy dziecku na zawsze. po aborcji pępowina macierzyństwa i wyrzutów sumienia rwie w Zaświaty.

W zamieszaniu, wyolbrzymionym lęku, braku wsparcia łatwo jest kobiecie wcisnąć na ramiona ciężar zabójstwa. To zabójcza "ciąża", którą nosi tylko ona. Nie kończy się narodzinami. Z każdym rokiem staje się cięższa, coraz głębiej ukryta i coraz bardziej destrukcyjna. Jest jak zabójczy rak niewidoczny dla wszystkich, z wyjątkiem jej samej. Uwolnić ze śmierci noszonej w łonie może tylko Bóg.

Nie wierzycie? Spytajcie księży spowiadających stare kobiety, które w młodości dokonały aborcji.

11 listopada 2020

Wielu gromów wspólny błysk: Jeśli biologia mówi co innego, to tym gorzej dla biologii.

 

Jeśli biologia mówi co innego, to tym gorzej dla biologii.


W pewnym momencie zaskoczył mnie oczywisty absurd twierdzenia, jakoby wybór był możliwy a nawet konieczny tylko w trakcie ciąży, a nie po jej zakończeniu. 
Dlaczego właściwie nie można doprowadzić ciąży do końca? Nie umiem logicznie odpowiedzieć na to pytanie. 

Z biologicznego punktu widzenia, ciąża jest nie tylko procesem naturalnym, ale – dla organizmu kobiety – jednym z kluczowych, do którego przygotowuje się hormonalnie, metabolicznie. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę, jej cały organizm przestawia się na zapewnienie dziecku wszystkiego, co potrzebne do jego rozwoju. Jest tak również wtedy, kiedy dziecko jest mocno uszkodzone, ale żyje. Proces ciążowy, związany z nim metabolizm kobiecy, są "nastawione" na dziewięciomiesięczną "pracę". Jest to proces według planu, który ma swoją dynamikę, swój rytm. Jeśli dziecko w tym czasie obumrze, albo jeśli np. zagnieździ się poza macicą, organizm kobiety reaguje chorobowo. I to jest naturalne. 

Dlaczego wyborem i "ratowaniem" kobiety miałaby być ingerencja, a powiedziałabym nawet z punktu fizjologicznego gwałt, wymuszająca przedwczesny poród (tak bowiem wygląda aborcja eugeniczna) lub – co gorsza, w przypadku skrobanek – mechaniczna rzeź w macicy nastawionej na obronę i wykarmienie zagnieżdżonego tam dziecka?

Ciąża zakończona o czasie jest gwarancją harmonijnego powrotu ogranizmu kobiety do zwykłego trybu funkcjonowania. Naprawdę sądzimy, że wyszarpywanie dziecka w środku ciąży jest dla kobiety "dobrem" i "wyzwoleniem"?


9 listopada 2020

Wielu gromów wspólny błysk: Zmanipuluję Cię, Kochanie

Kolejna próba wywołania rewolucji zwąca siebie "Protestem Kobiet" jest dla mnie rzeczywistością bolesną, ale też wielobarwną. Chciałabym pokazać, jak wygląda w moich oczach, przepuszczona przez różne filtry. Tyle już powiedziano i wykrzyczano, że niechętnie zabieram głos, ale być może te kilka krótkich refleksji pozwoli komuś spojrzeć na ten chaos innymi oczami.



Zmanipuluję Cię, Kochanie

W oparach emocji trudno dostrzec ślady zręcznych cięć i szwów chirurgów uwodzenia. Trzeba naprawdę dużego wysiłku intelektualnego, żeby się zorientować w  tym, że ktoś wielu z nas  profesjonalnie zretuszował postrzeganie rzeczywistości. Eugeniczne blizny są dość świeże, choć plastyka przeprowadzana według szkoły starej jak świat: 

Chodzi mianowicie o to, żeby zbudować nowe skojarzenia, umocnić je w świadomości tak, zeby wydawały się oczywiste i – voilà! 

- Jak doprowadzić do lóżka opierającą się zakochaną? Niech udowodni miłość.

- Jak uprawomocnić niemoralność? Duchem a nie literą. 

- Jak usprawiedliwić agresję? Robiąc z siebie ofiarę.

Prawda, że stare jak świat? I tak samo tutaj: 

- Jak zakrzyczeć w kobiecie macierzyństwo? Przekonać, że w brzuchu siedzi jej zniewolenie, a wolność da jej tylko aborcja. 

Jeden z moich znajomych, Damian Żurawski, na swoim profilu facebookowym ujął to tak:


Etapy zwycięstwa cynicznych mężczyzn nad szukającymi miłości kobietami. 

1. Wmówienie kobiecie że dziecko które nosi w brzuchu jest jej, a nie ich. 

2. Nazwanie dziecka brzuchem. 

3 Nazwanie aborcji - wyborem kobiety. 

Ręce umyte. Można używać do woli.