Przemysł medialny od kilku lat dosłownie produkuje gwiazdy na masową skalę. Najczęściej są to gwiazdki sezonowe, które rodzą się w programach typu Idol, Mam Talent, X Factor, The Voice i tym podobnych, parę zaś miesięcy później więdną w zapomnieniu. Seria tych programów to sukces alchemików show businessu. Formuła działa doskonale, zapewniając stałą publiczność i pieniądze producentom programów, nowe nabytki (najczęściej wokalne) producentom muzycznym i nadzieję, że "kiedyś i mnie się uda" rzeszom śmiałków czekających na eliminacje do następnych sezonów. Swoiste perpetum mobile.
Jak działa ta machina? Otóż sekret jest ten sam, jaki kryje w sobie baśń o kopciuszku:
Cicho i spokojnie żyje sobie niewypowiedzianie piękna dziewczyna... nie zauważona i nie doceniona przez nikogo, wyśmiewana, poniżana i odrzucona. I oto nadchodzi jej dzień, jej cudowny bal, na którym zachwyca księcia, okazuje się najpiękniejsza w całym królestwie, książę traci głowę i... żyją w bogactwie i pomyślności długo i szczęśliwie.
Tak właśnie jest opracowana formuła tego typu programów: na scenę, przynajmniej co jakiś czas, powinien wyjść ktoś, kto wzbudzi silne emocje. Wszystko jedno jakie: małe dziecko, jak Connie Talbot albo staruszka, jak Janey Cutler. Jeszcze lepiej działa niespodzianka ukryta w drobnej Carly Rose Soneclar, dziecinnej Biance Ryan, lub budzącego uśmieszki widowni Johnatana.
W przypadku s. Christiny elementem budzącym emocje jest... tak, habit. Działa to równie skutecznie, jak nadwaga Johnatana, czy niewinna buźka Rose. Takie są prawa przemysłu rozrywkowego. Tylko, że przemysł nie zajmuje się człowiekiem, ale używa go do wyprodukowania zysków. Uczestnicy programu przychodzą i odchodzą i są tylko elementami napędowymi. Mniej lub bardziej, zasadę zna każdy i nikt o to nie ma pretensji. Wszyscy świetnie się bawią, a te parę szczęśliwców dostaje wymarzony kontrakt z producentem lub przynajmniej może się poczuć gwiazdą youtube.
Tylko, że w przypadku siostry zakonnej jest trochę inaczej. Odłóżmy emocje, skupmy się na istocie rzeczy. Siostra jest osobą konsekrowaną. Co to znaczy?
Konsekracja, znaczy dosłownie poświęcenie (od łac. consecratio). Termin ten oznacza wyłączenie czegoś ze świeckiego użytku i przeznaczenie przez szczególne błogosławieństwo na użytek służby Bożej. Ponadto z pojęciem konsekracji łączy się błogosławieństwo dokonane przez biskupa i połączone z namaszczeniem osoby lub rzeczy konsekrowanej olejem świętym. Znamy np. konsekrację biskupów, opatów, kapłanów albo ołtarzy, dzwonów itp.
(Ks. Marian Kowalewski, Mały Słownik Teologiczny, Księgarnia św. Wojciecha 1960)
Niekatolikom może być trudno zrozumieć głęboki smutek na widok kościołów zamienionych na mieszkania. Z architektonicznego punktu widzenia to niecodzienne wyzwanie i najczęściej bardzo ciekawe rozwiązania. Niepowtarzalna koncepcja wnętrza, tajemniczy klimat połączony z nowoczesnością, itp. Nie ma się czego czepić.
Ale my na budynek, który został zbudowany i przeznaczony TYLKO dla Boga i Najświętszych Czynności, a który teraz służy do czegokolwiek innego, patrzymy z punktu widzenia wiary w prawdziwego Boga. Takie wykorzystanie kościoła jest profanacją, czyli wydarciem go ze sfery świętości i rzuceniem w świeckość.
Spróbujmy, również bez emocji, popatrzeć tak na występ s. Christiny. Jako osoba konsekrowana oddaje całe swoje jestestwo na własność Bogu. Nawet, jeśli nie oddziela się od świata murem klasztornym, nie należy już do świata - pozostaje na świecie tylko dlatego, żeby spełniać wolę Boga. Jest takim "agentem" niebios na ziemi.
Problem nie polega na tym, że siostra śpiewa i kocha śpiew. Nawet nie na tym, że śpiewa na scenie i że to nie jest śpiew gregoriański. Krytyka krytyków występu siostry, która sprowadza się do słów "życie zakonne nie jest cmentarzyskiem talentów" to tylko szczęk broni w potyczce słownej. Muzyka chrześcijańska rozwija się całkiem nieźle i ma wielu wykonawców w habitach i sutannach. Można spokojnie rozwijać talent i pozostać "wyłączonym z użytku świeckiego".
Romans osoby konsekrowanej z przemysłem muzycznym kończy się tragicznie dla samej konsekracji. Artyści, którzy chcą tworzyć nie podlegając jego dyktatom, pozostają artystami niszowymi, ponieważ inaczej musieliby się podporządkować wymaganiom przemysłu. Seria w/w programów nie zajmuje się artystami niszowymi - to (w wypadku sukcesu uczestnika) zasilanie rozrywki dla mas kolejnym PRODUKTEM. Konsekracja, wierność konsekracji i wzrastanie w niej są dla osoby poświęconej Bogu niezwykle wymagające: całe życie jest wybieraniem Boga i tego, czego On chce, aby jeszcze bardziej należeć do Niego, aż do całkowitego zjednoczenia z Nim. W tym zjednoczeniu i byciu całkowicie i bez reszty "Bożym" leży szczęście i spełnienie osoby konsekrowanej. To prawo działa zarówno w zakonach zamkniętych, jak i zajmujących się pracą apostolską.
Naiwnością (wszak siostra nie przekroczyła jeszcze 30 lat; choć jej przełożeni zapewne przekroczyli i tu należy się trochę dziwić...) jest sądzić, że można wejść w tryby przemysłu muzycznego i częściowo przyjmując reguły gry "rozsadzić system od środka" przez ogień, jaki płonie w sercu.
Od św. Pawła począwszy, przez długą listę świętych (i omal-świętych) można dosadnie się przekonać, że nosimy ten skarb w naczyniach glinianych. Człowiek jest słaby i jak przekonuje historia ot, choćby słynnej Sister Smile, nie potrafi obronić w sobie tego, co najświętsze i najbardziej kruche. I łatwo upada na samo dno.
U s. Christiny dodatkowym niepokojem napawa łatwość kokietowania Złego przez beztroskie (i niestety bezmyślne) używanie znaku powszechnie uznawanego za satanistyczny (W tym momencie, niestety, muszę obalić twierdzenie, jakoby pokazała rogi w znaczeniu "kocham cię". Kontekst wypowiedzi sędziów, a także ich reakcje nie pozwalają obronić takiego usprawiedliwienia). Jeśli s. Christina uparcie będzie kontynuować drogę kariery w przemyśle muzyki świeckiej, szybko znajdzie usprawiedliwienie dla porzucenia życia zakonnego. I tu, coś mi mówi, że spotka ją gorzki zawód. Bowiem z przykrością muszę stwierdzić, że to nie głos zrobił furorę, a głos w habicie. Jeśli siostra przestanie być siostrą, nie utrzyma się w światku rozrywki inaczej, jak tylko przez bycie "celebrytką", czego jej z serca nie życzę.
Moim zdaniem pozostaje nam modlić się za s. Christinę i jej przełożonych o dostrzeżenie drogi s. Christiny w szerszym świetle. I o zawrócenie jej z tej drogi.
I nie tylko za s. Christinę. Nie ona jedna ulega złudzeniu, że można zapalić Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.