27 czerwca 2012

akt strzelisty do języka ojczystego (wymówka)

Zamilkłam. 
Ale tylko po polsku, ponieważ od kilku tygodni dokonuję czynów zuchwałych, pisząc felietony po węgiersku, po czym własnej zuchwałości granice jeszcze przekraczam, odczytując je publicznie w radiu.
Morduję siebie regularnie, przepuszczając myśli przez ubogie sito mojej znajomości tegoż języka. 

I właśnie przed chwilą wyrwał mi się strzelisty akt - kolejne wyznanie miłości do mojego przebogatego i nieposkromionego w zawiłości języka ojczystego, w którym - jak mi się nieraz zdaje - odpowiednio dobranym słowem mogę nadać myśli ów szelmowski błysk w oczach lub też innym, równie zręcznym, wydać czytelnika na pastwę czyhających na jego nieświadomość skojarzeń. A tu po węgiersku... pustkami i sierocymi słowami świecę. Ech, języku ojczysty...

(Felietonów na język polski tłumaczyć nie zamierzam. Raz mi się przydarzyło tłumaczyć swój węgierski artykuł na język polski - dodatkowa męka; przy tym czułam się - jako niewolnik tłumaczonego tekstu - wobec mojego ukochanego języka jak Judasz).

Tymczasem, z podkulonym słownictwem, powracam do mąk twórczych w języku naszych bratanków.