29 maja 2014

o celibacie - ekspert praktykujący

Kochamy ekspertów, specjalistów i znawców tematu. Z tytułami i elokwencją medialną. Nic to, że najczęściej samozwańczy lub namaszczeni przez media. Wierzymy takim bardziej, niż Bogu na niebie...

Celibat. Wdzięczny i wiecznie gorący temat. Na jego temat najchętniej wypowiadają się ci, którzy go nie praktykują lub ci, którzy szukają oswobodzenia z jego "kajdan". Tymczasem rzadko kto pokusi się spytać o celibat celibatariusza, i jeszcze - dodajmy - szczęśliwego celibatariusza. Czemu?
Wysłuchanie szczęśliwego kapłana wymaga wysiłku: celibat ze względu na Jezusa Chrystusa wymaga wiary w Niego. Zarówno od tego, kto żyje w celibacie, jak i od tego, kto chce zrozumieć celibat. Bez przyjęcia prawdy (z jej logiką i konsekwencjami), że Bóg jest Bogiem, celibat jawi się jako wszystko możliwe (patologia lub jej źródło, system społeczno-ekonomiczny formacji kościelnych, relikt czasów zabobonnych, nieludzkie wymagania, których nikt nie jest w stanie spełnić, itp.) tylko nie to, czym jest w Kościele i dla samych celibatariuszy.

Poniżej wypowiedzi abpa Fultona J. Sheena. Przeżył całe swoje życie tak szczęśliwie, że starają się o nazwanie go "błogosławionym". Zapraszam do lektury i do dania wiary nam, żyjącym w czystości ze względu na Chrystusa, że w najwyższym stopniu rzeczywista jest więź i przynależność do żywego Boga. I że sprawia ona, że człowiek powołany i należący do Boga jest szczęśliwy tylko wtedy, kiedy wobec kolejnej próby wybiera Boga samego. Módlmy się za tych, którzy stoją wobec takich prób, żeby wytrwali na drodze do prawdziwego szczęścia.


Libido lub popęd seksualny jest jednym z najsilniejszych instynktów człowieka. Jednym z największych mitów związanych z niektórymi rodzajami edukacji seksualnej jest założenie, iż jeśli dzieci poznają niektóre ze złych skutków ekscesów seksualnych, będą one unikać lekkomyślnych zachowań w tej dziedzinie. Jest to nieprawda. Żaden śmiertelnik, który widzi drzwi opatrzone napisem gorączka tyfoidalna, nie odczuwa potrzeby wtargnięcia do środka, aby zarazić się chorobą. Lecz gdy na drzwiach widnieje słowo seks, pojawia się potrzeba przełamania barier.

[...]

Uwierzcie mi, że pokusa złamania ślubów czystości jest zjawiskiem częstym i silnym; w samotności łatwo jest wyobraźni szukać schronienia w myśli: Jezabel mnie rozumie. Gdy celibatariusz łamie swoje śluby i bierze sobie Jezabel, często musi praktykować wiele spośród tych samych cnót wyrzeczenia, które winien był zachowywać zanim porzucił kapłaństwo i które, gdyby tylko praktykował je na plebanii, pozwoliłyby mu dochować ślubu czystości i uczyniłyby go człowiekiem szczęśliwym. Gdy erotomania bierze we władanie środki komunikacji i gdy kontakty towarzyskie stają się coraz łatwiejsze, iskry łatwo zamieniają się w płomienie a umiłowanie cnoty łatwo przeradza się w miłość do konkretnej osoby, która ucieleśnia te cnoty. Jeśli ksiądz jest lubiany lub cieszy się popularnością, dochowywanie wierności niewidzialnej miłości Chrystusa stanowi prawdziwą walkę. Każde najdrobniejsze naruszenie obowiązków stanu kapłańskiego wywołuje wewnętrzne cierpienie. Jak twierdzi św. Paweł, może wynikać to z bliskiego związku ciała i duszy. Zdecydowanie mniej żalu wiąże się z grzechem pychy niż z nieczystym pragnieniem. Dlatego Pismo Święte trafnie napomina: Nie zasmucajcie Ducha Świętego.

Kapłan postrzega grzech w jego prawdziwej naturze, nie tylko jako złamanie prawa. Nikt, kto przekroczył limit prędkości, nie pochyla się nad kierownicą po powrocie do garażu, aby odmówić Akt Żalu. Lecz gdy my w jakikolwiek sposób narazimy na szwank miłość Chrystusa w naszej duszy i zbagatelizujemy naszą rolę jako Jego ambasadorów, wiemy, że grzech jest zranieniem kogoś, kogo kochamy. Wyobraź sobie dwóch mężczyzn, którzy poślubili złośnice; jeden z nich był uprzednio żonaty z uroczą, piękną żoną, która umarła. Drugi nigdy przedtem nie był żonaty. Który z nich bardziej będzie cierpiał z powodu żony-sekutnicy? Z pewnością ten, który dostąpił uprzednio lepszej miłości. Podobnie jest z nami: torturują nas wyrzuty sumienia, niepokój i smutek - nie dlatego, że złamaliśmy prawo kościelne - ta myśl nigdy nie przychodzi nam do głowy. Dlatego, że zdradziliśmy najlepszą z miłości.

Gdybym miał wybrać jedną scenę w Piśmie Świętym, która najlepiej opisuje walkę toczącą się w duszy kapłana, byłaby to scena opisująca duchowe doświadczenia Jakuba. Gdy był on młodym człowiekiem, miał wizję drabiny - sen o chwale i o Bożej opiece, mimo iż zawarł on z Bogiem rodzaj umowy. Tak wielu z nas rozpoczyna swoje kapłańskie życie w pokoju, sympatycznej atmosferze i na zielonych pastwiskach. Dwadzieścia lat później życie się zmienia, jak wówczas, gdy Jakub stawił czoła Ezawowi. Kryzys duchowy dopada niektórych na początku ich drogi kapłańskiej, lecz inni, z powodu słabości lub wad ich własnego charakteru, padają ofiarą tego kryzysu w późniejszym wieku.

Jakub mocował się z kimś. Nie wiedział, kto jest jego przeciwnikiem, tylko że zmaga się z jakąś postacią. Po chwili obaj przeciwnicy stali się bardziej widoczni w świetle poranka. [Ową postacią był] Niebiański Zapaśnik, który w końcu dotknął stawu biodrowego Jakuba i unieruchomił go. Wówczas walka zmieniła swoją naturę; siła ustąpiła błaganiu, aby Anioł nie odchodził, dopóki nie pobłogosławi Jakuba.

Podobnie w naszym życiu Chrystus pojawia się jako przeciwnik w nocy naszej duszy, gdy jesteśmy przepełnieni wstydem za to, co uczyniliśmy. Gdy siłujemy się z wielkim przeciwnikiem w naszym sercu, unikamy Jego wzroku i spuszczamy nasze głowy ze wstydu. Jesteśmy w konflikcie z samymi sobą i w konflikcie z Nim. Krążymy po omacku w ciemnościach i zapominamy, że nawet w ciemnościach On siłuje się z nami i zachęca nas do powrotu. Gdy sumienie zmaga się z kapłanem, zawsze ma ono postać Chrystusa; spotyka On nas w naszych godzinach ciszy; przemawia On do nas nawet wśród zgiełku; konfrontuje nas z wizją tego, jacy moglibyśmy być.

[...]

Dochowanie celibatu jest dozgonnym wysiłkiem, częściowo na skutek ludzkiej słabości. Dwie wielkie tragedie życia polegają na tym, że dostajemy to, czego chcemy i że nie dostajemy tego, czego chcemy. Ptaki w klatce chcą się uwolnić, a ptaki na wolności pragną znaleźć się w klatce. Rozmowa o miłości nigdy nie jest tym samym, co miłość. Rozmowa o cebuli nigdy nie powoduje, że z naszych oczu zaczną płynąć łzy.

[...]

Jest doświadczeniem każdego kapłana, a na pewno było tak w moim własnym przypadku, że najtrudniej jest przyprowadzić na powrót do Chrystusa te dusze, które zgrzeszyły pychą i samowolą, ponieważ pycha nadyma ich ego. Ogromne wyzwanie stanowi także prowadzenie do Chrystusa tych dusz, które stały się chciwe i zachłanne, ponieważ pieniądze są rodzajem ekonomicznej gwarancji nieśmiertelności: Zobaczcie, ile posiadam. Moje stodoły są pełne.

Celibat jest dochowywany najlepiej i rozumiany najlepiej przez wzgląd na Chrystusa. My, kapłani, naśladujemy Go. Nosimy krzyż, aby przedłużać Jego odkupienie i każde naruszenie celibatu zawsze interpretowane jest przez dobrych kapłanów jako zranienie Chrystusa. Mąż nigdy by nie powiedział: Wiem, że podbiłem żonie oko, rozbiłem jej też nos, biłem ją, ale nigdy nie ugryzłem jej w ucho. Jeśli mąż prawdziwie kocha swoją żonę, nie zacznie wprowadzać stopniowań odnośnie do tego, jak bardzo ją zranił. Mimo że ksiądz w stosunku do Chrystusa nie próbuje definiować stopnia, w jakim Go zranił, nawet nasze najmniejsze przewinienie boli nas, albowiem zraniliśmy naszego Zbawiciela. Jeśli należę do nowego rodzaju ludzkiego, który został zrodzony z Dziewicy, dlaczego miałbym nie żyć wyłącznie dla Pana? Nigdy nie czułem, że wyrzekłem się miłości poprzez przyjęcie ślubu celibatu; po prostu wybrałem wyższy rodzaj miłości. Jeśli ktokolwiek sądzi, że celibat działa szkodliwie na psychikę kapłanów, powinien zakraść się na spotkanie księży. Jestem pewien, że wśród księży panuje weselszy nastrój niż wśród jakiejkolwiek grupy zawodowej na świecie.

Im bardziej kochamy Chrystusa, tym łatwiej jest należeć wyłącznie do Niego. Skąd wiem, że jestem w łachmanach? Ponieważ widzę Jego piękno w stule i ornacie Jego kapłaństwa. Skąd wiem, że każda sadzawka, z której piję, jest zatęchła? Ponieważ widzę, jak świeże wody wypływają z Jego boku. Podróż kapłańskiego życia prowadzi zatem nie do bagien i mokradeł, lecz do oceanu miłości. Wykrywam wszystkie złe dźwięki w moim życiu przysłuchując się muzyce Jego głosu. Gdy trzyma mnie On w swoich ramionach, poznaję głębokość mojej skruchy. Pragnę wtedy, gdy znajduję się u Jego wód. To na widok Jego Eucharystycznej Manny odczuwam głód. Łkam, gdy spogląda na mnie z uśmiechem. To z powodu Jego miłości nie mogę znieść samego siebie. To Jego miłosierdzie przepełnia mnie skruchą. Możemy mieć aniołów, aby nas strzegli - tak - ale aniołowie nas nie osądzają. Jedynie Doskonała Dobroć nas osądzi i w tym musimy pokładać naszą jedyną nadzieję. I to nas ratuje. Zatem pokładam ufność w Jego miłosierdziu i kocham Go ponad wszelkie miłości, i nigdy nie zdołam Mu podziękować za to, że otrzymałem łaskę kapłaństwa. Wstąpiłem w stan kapłański z głębokim poczuciem niegodności. Kończę swe kapłańskie życie w jeszcze głębszym poczuciem niegodności i mimo, iż chodzę w łachmanach, pamiętam, że syn marnotrawny został przyodziany w szatę sprawiedliwości.

23 maja 2014

Wilcze doły trywialne

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wilcze_do%C5%82y_%28fortyfikacja%29

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wilcze_do%C5%82y_%28fortyfikacja%29Rzecz o duchowej walce bez fajerwerków. 
Trywialnej, niedocenianej pułapce Złego.
Gorąco polecam nie tylko przeczytanie, ale także odważne zanurkowanie w głębię własnego serca: czy aby nie wykrwawiam się właśnie, tkwiąc w wilczym dole?



O. Józef Witko: Uraza to najniebezpieczniejsza pułapka złego ducha

- Jeśli nie przebaczam, sam siebie krzywdzę. Ten człowiek może już dawno o mnie zapomniał, ale we mnie ta nienawiść będzie trwała i będzie mnie niszczyć – mówi dla Fronda.pl ojciec Józef Witko.

Co się dzieje z człowiekiem, który nie chce przebaczyć doznanych krzywd?

Żeby Piotr i inni mogli zrozumieć, czym jest przebaczenie, Jezus opowiedział przypowieść o nielitościwym dłużniku. W tej przypowieści król daruje swemu słudze ogromny dług – 10 tysięcy talentów. Ale ten, któremu podarowano dług, nie mógł podarować stu denarów swemu współsłudze. Jezus mówi, że rozgniewany król kazał tego sługę wtrącić do więzienia, dopóki mu całego długu nie odda. Został on wydany katom. Analogiczna sytuacja ma miejsce, kiedy my nie chcemy przebaczyć bliźniemu – też zostajemy wydani katom. Owi kaci, to złe duchy, które mają dostęp do nas z powodu naszego zamknięcia sie, braku przebaczenia, na człowieka, który nas zranił. Złe duchy mogą nas wtedy dręczyć psychicznie (np. przez koszmary nocne, natrętne lub samobójcze myśli, niechęć do życia), mogą powodować problemy w relacjach, zgorzknienie, złość i gniew. Mogą także powodować różnego rodzaju problemy zdrowotne jak nadciśnienie, problemy z sercem, bóle głowy, bóle stawów, a nawet raka. Zdarzają się nawet przypadki opętania z powodu nienawiści, bo im częściej toleruję brak przebaczenia, który przeradza się w nienawiść, tym trudniej jest mi kochać i coraz większa jest władza złych duchów nade mną.

W swojej książce „Uzdrawiająca moc przebaczenia” pisze Ojciec, że uraza jest najniebezpieczniejszą pułapką, jaką zastawia na nas zły duch

Uraza nas zamyka i na człowieka i na Boga. Bóg jest miłością, pisze św. Jan. A skoro tak, to w momencie dopuszczenia urazy do serca, zamykam się na miłość. Bóg nie tylko jest miłością, ale też i źródłem miłości. Zatem zamknięcie się na miłość jest poniekąd też zamknięciem się na Boga. Pułapka złego ducha polega na tym, że my często nie zdajemy sobie sprawę z tego, że uraza jest tak niebezpieczna. Wmawiamy sobie np.: „mam prawo milczeć, mam prawo się do ciebie nie odzywać, bo mnie skrzywdziłeś, mam prawo być złym, mam prawo być urażonym, itd”. Uraza zamyka nam serce i osłabia miłość, aż w pewnym momencie stajemy się niezdolni do miłości. A przecież zostaliśmy stworzeni do relacji opartych na miłości i szacunku. A skoro tak, uraza jest bardzo niebezpieczną przynętą, która pozbawia nas możliwości okazywania miłości i szacunku, a tym samym doświadczania tego samego od innych. Kiedy Jezus mówi o czasach ostatecznych, to mówi, że pojawią się takie znaki, jak głód, trzęsienia ziemi, zaraza wojny… I dodaje: Ale to jeszcze nie będzie koniec, to będzie dopiero początek boleści (Mk 13,8). Mówi, że koniec nastąpi wtedy, kiedy osłabnie miłość wielu. Ten opis wydaje mi się bardzo trafny, bo kiedy nie będzie miłości, to już nie będzie świata, zło go zniszczy – ludzie się pozabijają.

Dlaczego tak trudno przebaczyć?

Myślę, że główną przyczyną braku przebaczenia jest brak świadomości tego, jak jest ono ważne, czyli brak poważnego potraktowania słów Chrystusa o konieczności przebaczania. Szatan ma tak ogromny wpływ, że wydaje nam się, że brak przebaczenia sprawia jakąś ulgę w cierpieniu. Ale prawda jest inna – tak naprawdę to ja cierpię, nie zaś ten drugi człowiek. Jeśli nie przebaczam, sam siebie krzywdzę, sam siebie niszczę. Ten człowiek może już dawno o mnie zapomniał, ale we mnie ta nienawiść będzie trwała i będzie mnie niszczyć. Brak przebaczenia wynika też z pychy, bo pycha sprawia, że kiedy nie chcę przebaczyć, to czuję, że mam jakąś władzę nad tamtym człowiekiem. Mogę go kontrolować, może nie w rzeczywistości, ale w moim umyśle i mogę go z zemsty krzywdzić. To daje jakąś taką satysfakcję, którą zło bardzo wykorzystuje. Niekiedy wydaje nam się, że jeśli będziemy chowali urazę, to będziemy chronieni i ten ktoś już więcej nas nie zrani. Jednak kiedy przebaczymy, to wówczas przede wszystkim sobie okazujemy miłosierdzie, bo przebaczając, odcinamy się od zgorzknienia, złych uczuć, gniewu i złości oraz nienawiści. O Anselm Grün podkreśla, że przebaczenie dotyczy doznanej krzywdy, więc kiedy przebaczam, odcinam się od tej krzywdy, a tym samym przestaję cierpieć.

Przebaczenie oczywiście nie jest łatwe, dlatego bez pomocy Jezusa jest ono niemożliwe (beze Mnie nic uczynić nie możecie J 15,5). Ono jest łaską. A skoro tak, to muszę o nią prosić. Bóg daje każdemu kto o nią prosi – Proście, a otrzymacie (Łk 11,9). Kiedy uważamy, że sami potrafimy przebaczyć, może to być bardzo złudne. Tak było w przypadku biblijnego Józefa, który został sprzedany przez swoich braci. Jemu wydawało się, że przebaczył, a nawet zapomniał…

….i dopiero spotkanie po latach z braćmi uświadomiło mu, że jednak im nie przebaczył

Kiedy ich zobaczył, to wówczas na nowo odżyły negatywne uczucia, które kiedyś do nich żywił. Dobrze, że na trzy dni wtrącił ich do więzienia, bo nie wiadomo, co by zrobił w tej złości… (śmiech). Ta historia pokazuje, że dopiero spotkanie z drugim człowiekiem może być takim miernikiem, czy rzeczywiście przebaczyliśmy. Podobnie Corrie ten Boom, choć sama głosiła konferencje o ważności przebaczenia po drugiej wojnie światowej, to jednak podczas spotkania ze swoim katem, nie potrafiła wyciągnąć do niego ręki, kiedy chciał się z nią pojednać. W tamtym momencie zrozumiała, że tylko wydawało jej się, że przebaczyła. Ale gdy zwróciła się w modlitwie do Pana Boga, by pomógł jej przebaczyć, pokonała wewnętrzne opory i stała się zdolna podać rękę temu człowiekowi. Więc tak naprawdę, dopiero w momencie, w którym dojdzie do pojednania, mogę być pewny, że przebaczyłem. Póki to nie nastąpi, każdego dnia muszę modlić się za tego człowieka, bo w ten sposób wyraża się moja miłość i troska o niego.

Jezus wzywał przecież, by nie poprzestawać na samej gotowości do przebaczania, ale by miłować nieprzyjaciół

Jezus mówił: Módlcie się za tych którzy was prześladują, błogosławcie tych, którzy was przeklinają (Mt 5,44). To jest jedyna droga. Jeśli modlę się i błogosławię człowieka, który mnie skrzywdził, to znaczy, że go kocham. Nawet, jeśli uczucia są negatywne. Uczucia są zmienne, choć uzdrowienie uczuć też wymaga czasu.

Co tak naprawdę oznacza postawa obojętności w relacji z bliźnimi?

Kiedy uraza dostanie się do serca, to rodzi złość, gniew, nienawiść. Nienawiść jest jak kij, który ma dwa końce. Z jednej strony jest ta nienawiść czynna, która wyrządza zło bliźniemu poprzez konkretne czyny, a z drugiej jest bierna – mogę traktować drugiego człowieka jak powietrze, czyli z obojętnością. Jestem obojętny wobec drugiego człowieka, obojętny na jego osobę, na jego potrzeby… To świadczy o tym, że dalej jest we mnie nienawiść. Powinniśmy się troszczyć o siebie nawzajem, a więc miłość polega na tym, że nie mogę być obojętny na czyjś brak, na czyjeś cierpienie, trudną sytuację. Jeśli sobie tego nie uświadamiam, to nie mam grzechu, ale konsekwencje są straszne, bo słabnie ogień miłości. Później dziwię się, że jakoś nie potrafię kochać, cieszyć się życiem być cierpliwym… A musi tego być jakaś przyczyna.

Jak zmienia się stan naszego ducha, kiedy przebaczamy?

Przede wszystkim, otwieramy się na Ducha Świętego. Przebaczenie, to otwarcie się na miłość, a wiemy, że Duch Święty jest osobową miłością. Przebaczenie jest możliwie tylko dzięki łasce Bożej, ale kiedy człowiek na to przebaczenie się otwiera, to automatycznie doświadcza obecności Boga. Poprawia się jakość jego modlitwy i uczestnictwa we Mszy św. To jest największa łaska, że teraz staję się zdolny do miłości kogoś, kto mnie skrzywdził. Obecność Ducha Świętego mogę poznać po owocach. Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. (Ga 5, 22-23). Im częściej przebaczam, a więc wybieram drogę miłości, tym bardziej wewnętrznie przybliżam się do Boga, a tym samym oddalam się od złego. Coraz częściej będę doświadczał obecności Ducha Świętego przez tę wewnętrzną pewność, że Pan jest ze mną i dzięki Niemu oprę się złu. Rośnie we mnie świadomość, że staję przed wyborem takiej lub innej drogi i wybieram drogę błogosławieństw, a odrzucam drogę urazy i nienawiści.

Rzadko chyba zdarza się tak, aby przebaczenie nastąpiło w jednym momencie np. w czasie nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie, zazwyczaj jest to proces. Na jakie łaski się otwieramy, kiedy wchodzimy na drogę przebaczenia?

Im większa krzywda, tym więcej potrzeba czasu, aby przebaczyć. Każda rana jest inna. Są rany cięte, szarpane, kłute. Każda z tych ran inaczej i w innym czasie się goi. Podobnie rany naszego serca. Wymagają one czasu zanim się zagoją. Pan Bóg może oczywiście udzielić łaski, że przebaczymy w jednym momencie, ale jeśli tego nie czyni, to dlatego, że chce, byśmy dojrzeli do przyjęcia tej łaski. Ja zawsze powtarzam, że im więcej mamy czasu na przyjęcie łaski, tym lepiej, bo jej nie zmarnujemy. Kiedy przechodzę przez proces przebaczenia, mam czas, żeby sobie wiele rzeczy uświadomić. Przede wszystkim to, że to nie jest tylko kwestia między mną, a drugim człowiekiem. Kiedy nie przebaczam, obrażam Pana Boga, nie liczę się z Nim. Uświadamiam sobie też, że ranię samego siebie, bo wybieram nienawiść, która jest zabójcza dla człowieka. To też nie jest bez znaczenia dla Kościoła. Z powodu mojego braku przebaczenia cierpi też Kościół. Muszę zatem za to Pana Boga przeprosić. Nienawiść to straszny grzech, który niszczy miłość, a przecież miłość jest naszym przeznaczeniem. Odkrywam, że jestem wielkim grzesznikiem, bo wybrałem drogę braku przebaczenia. To ogromny dar, jeśli sobie uświadomię, że jestem grzesznikiem, bo dla grzesznika jest przebaczenie, a nie dla tego, który nie uważa się za grzesznika. Łatwiej mi późnej przebaczyć, kiedy sam doświadczyłem Bożego miłosierdzia. Uświadamiam sobie też, że do tego aby przebaczyć, potrzebuję Boga. My nie mamy tej siły, aby przebaczyć sobie czy bliźniemu bez pomocy Boga i bez uprzedniego doświadczenia Jego miłosierdzia nad nami. Ale kiedy doświadczyliśmy Bożego miłosierdzia, to mamy obowiązek przebaczyć sobie i bliźniemu, ponieważ Bóg nam przebaczył. Wiadomo, że grzech dosięga Boga, ale dosięga też stworzenia. Więc dosięga Kościoła, bo nie żyję sam, tylko we wspólnocie. Kiedy wybrałem urazę, to zraniłem Kościół, który jest osłabiony. Jeżeli to sobie uświadamiam, to uświadamiam sobie, że potrzebuję Kościoła do pojednania.

Wkraczając na drogę przebaczenia, uwalniamy się też spod działania złych duchów. Mimo, że nie doszło jeszcze do pojednania czy przebaczenia, to w momencie, kiedy decyduję się przebaczyć, już jestem chroniony Bożą opieką, wyrwany spod panowania zła. Złe duchy oczywiście mogą się wściekać i w jakiś sposób dawać o sobie znać, ale nic nie mogą zrobić, mogą mnie jedynie wystraszyć czy próbować zniechęcić. A ten pokój i radość, które pojawiają się wraz z obecnością Ducha Świętego, są dla mnie znakiem, że idę właściwą drogą.

Bywa jednak tak, że człowiek ma żal do Pana Boga i Panu Bogu nie potrafi przebaczyć, a co dopiero sobie i bliźniemu…

Jeśli mam jakąś urazę do Pana Boga, bo np. mnie nie wysłuchał, dopuścił jakąś chorobę lub nieszczęście czy też zabrał ukochaną osobę, to jest to wyraz ludzkiej pychy, chęci panowania nad czasem, nad czyimś życiem, decydowania o tym co dla mnie jest dobre, a co tym dobrem nie jest. Uświadamiając sobie urazę, gniew, złość, nienawiść powinienem za to przeprosić Pana Boga i prosić Go o łaskę, bym stał się pokorniejszy i bardziej Mu ufał. Ja jestem stworzeniem, a Bóg moim Stwórcą, a także Ojcem, który pragnie dla mnie dobra. Zanim pojednamy się z Bogiem, też może minąć trochę czasu. My niekoniecznie musimy wszystko rozumieć. Chodzi o to, żeby zaufać, że to, co się wydarzyło, też wpisuję się w wolę Bożą. Mimo, że jest to złe, to jednak nie dzieje się to bez woli Bożej, a skoro tak, to Bóg z tego wyprowadza dobro. Więc kiedy dojdzie do pojednania, zaczynam patrzeć na trudne sytuacje, na doznane zło, jako na okazje do doświadczenia dobra, które Bóg z tego zła wyprowadza. Kiedy odkryję w sobie pychę, związaną z chęcią panowania nad drugim człowiekiem, nad czasem i okolicznościami, to pomaga mi to później przebaczyć sobie i drugiemu człowiekowi. Bo kiedy przebaczam człowiekowi, albo sobie, to nie zawsze sobie uświadamiam, że jest we mnie pycha. M.in. dlatego powinniśmy najpierw zacząć od pojednania z Bogiem.

Jak ważne jest przebaczenie, kiedy modlimy się o uzdrowienie duchowe czy fizyczne?

Przebaczenie to pierwszy krok otwarcia się na uzdrowienie. Bez przebaczenia nie ma uzdrowienia fizycznego, jeśli jakaś choroba jest spowodowana brakiem przebaczenia. Natomiast kiedy przebaczam, duchowo od razu zdrowieję. Znam wiele świadectw osób, które zostały uzdrowione nie przez modlitwę o uzdrowienie, tylko dzięki temu, że przebaczyły. Zresztą powrót do zdrowia jest też znakiem, że musiało nastąpić przebaczenie. Pewna osoba chora na raka, przed operacją postanowiła się pojednać ze wszystkimi, z którymi była skonfliktowana. Okazało się, że choroba całkowicie zniknęła.

We wspomnianej książce podkreśla Ojciec, że z przebaczenia powinniśmy uczynić styl życia, tak, aby przebaczać zawsze i wszystkim. Co może nam w tym pomóc?

Jeśli wchodzę na drogę przebaczenia, to uświadamiam sobie, że nie mogę dopuścić do takiego stanu, kiedy po latach dopiero staram się przebaczyć. Jeśli mnie ktoś zrani, od razu, zamiast przekleństwa, wybieram błogosławieństwo. Pan Bóg w Starym Testamencie mówi: Kładę przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie życie, abyście żyli. (Pwt 30, 15. 19) Kiedy ktoś np. mówi mi przykre słowo, mam ten moment wyboru: albo zdecyduję się na złość i gniew czyli na przekleństwo, albo przebaczam i decyduję się na błogosławieństwo. Wiadomo, że może się tak zdarzyć, że może się we mnie zrodzić wściekłość, bo ktoś mnie zranił. To normalne, że mamy takie uczucia, ale kiedy sobie już to uświadomimy, trzeba powiedzieć: „Panie Boże, żałuję że się zezłościłem, że wypowiedziałem brzydkie słowa. Przebacz mi, odwołuję te słowa”. Trzeba je wtedy zastąpić dobrymi myślami o tym człowieku i prosić Pana Boga, aby mu pobłogosławił i postanowić, że będę bardziej czujny na to, co mówię i jak się zachowuję. Gdy robię rachunek sumienia każdego dnia wieczorem, to jest mi łatwiej. Jeśli ktoś nie robi rachunku sumienia, to może o tym zapomnieć, a to jest bardzo niebezpieczne. Ludzie mogą nas ranić na różne sposoby, a my nawet sobie nie uświadamiając z jakiego powodu, już inaczej na kogoś patrzymy. Miłość jest osłabiona, a jeśli to się powtarza, może ona zostać zniszczona. Ale jeśli mamy tego świadomość, przebaczymy. Ta miłość nie doznaje wtedy uszczerbku, a mało tego – zyskuje. Wzmacnia się tym doświadczeniem obecności Ducha Świętego.

Rozmawiała Emilia Drożdż

źródło: fronda.pl