Z niedowierzaniem, choć - niestety - bez zdziwienia czytam rewelacje historyka (sic!) na temat św. Franciszka: Historyk, o. John O’Malley, autor m. in. „Historii papieży”, twierdzi, że papież Franciszek może wprowadzić Kościół w „nową epokę reform”.
"Symboliczne znaczenie miało już imię wybrane przez papieża. – Święty Franciszek kochał biednych, był zaniepokojony stanem środowiska naturalnego i był człowiekiem pokoju. Myślę, że w ten sposób (papież - przyp. red.) określił swoje najważniejsze priorytety i to jest jego wielka wizja – dodał amerykański jezuita".
I nie dowierzam: czy ów historyk mówi o jakimś innym św. Franciszku? Czy nie doczytał? A może ma dostęp do źródeł przez 800 lat ukrywanych przed światem? Gdzie leży granica interpretacji faktów według hermeneutyki ideologii a priori przyjętej?
Wiedza, którą ja mam o św. Franciszku wygląda raczej tak:
"Św. Franciszek kochał w biednych cierpiącego i ukrzyżowanego Chrystusa; był zaniepokojony brakiem czci oddawanej Najświętszemu Sakramentowi i związanym z tym stanem świątyń i ich wyposażenia; był człowiekiem pokornego oddania się w posłuszeństwie Kościołowi i przez to - w pokoju, a nie w kolejnej schizmie - przyczynił się do uzdrowienia i odrodzenia Kościoła".
(jeden z komentarzy poniżej artykułu)