Pewnego poranka w skrzynkach pocztowych małego miasta pojawiły się tajemnicze paczuszki. Żadna z nich nie miała adresu, ale każdy, kto zajrzał do skrzynki, miał pewność, że to była wysłana specjalnie do niego. Zamiast nadawcy, zwyczajną czcionką było wypisane niezwykłe zdanie: „Droga do szczęścia” W środku była zapisana drobnym maczkiem kartka i woreczek z ziarenkami.
Wśród mieszkańców zawrzało. Nikt nie wiedział, skąd wzięły
się owe paczki. Nikt nie widział listonosza. Każdy natomiast miał zupełnie inne
zdanie o tym, co należy zrobić z tajemniczą zawartością.
Pyszny uśmiechnął się kpiąco, patrząc na skromną paczkę,
rzucił okiem na zapisaną kartkę.
- Doprawdy? Moje życie płynie
właściwym torem, jaki mu sam nadałem. Nawet nie wiem, od kogo jest ten
woreczek, czy warto się tym w ogóle zajmować? Co mógłby mi ten nieznajomy dać, czego już sam swoją pracą i
przenikliwością nie osiągnąłem?
Mówiąc to rzucił paczkę w krzaki i wrócił do domu.
- Niezwykłe – pomyślał.
Wysypał ziarenka na stół.
Pobłyskiwały złoto-perłowym odblaskiem. Przyjrzał się z nadzieję bliżej, poddał
próbie i… Ostatecznie wszystko wylądowało w koszu. Nie były to ziarenka złota,
ani małe perełki, które pocieszyły by zawiedzionego chciwca.
Na ziarenka zupełnie inaczej
zareagował Łakomczuch. Przeczytał karteczkę i w lot zorientował się, że tu
chodzi o coś innego, niż zwykłe ziarenka. Usiadł na chwilę, zastanowił się i
przyniósł do pokoju doniczkę. Tajemnicza wiadomość zaczynała się bowiem od
słów: „Jeśli chcesz odnaleźć drogę do szczęścia, zasadź jedno ziarenko. Kiedy
wzejdzie i wyda owoc, wskaże ci, co masz zrobić, żeby je znaleźć.”
- Tylko jedno ziarenko. Przecież mam
ich tutaj cały woreczek. – Uspokajała strachliwe sumienie.
Smak oszałamiał i sprawiał, że
zapominała o całym świecie. Ale jak tylko je rozgryzła i połknęła, pozostała w
niej gorycz i bezpańska tęsknota. Sięgnęła po drugie, trzecie. I wkrótce nie
było już żadnego ziarenka. Tylko żal. Ale nawet nie za zmarnowaną drogą do
szczęścia. Tylko za smakiem, który oszałamiał i rzucał w gorycz.
U ciotki Acedii rozegrała się zgoła
inna historia. Otóż przyniosła paczuszkę do domu, rozpakowała i przeczytała
Kartkę. Właściwie „przeczytała” to zbyt optymistyczne słowo. Tak naprawdę,
rzuciła okiem na pierwsze zdanie, westchnęła i odłożyła paczuszkę na półkę nad
kominkiem.
Nie wierzyła nawet, że istnieje
naprawdę. Pogrążyła się w rozmyślaniach i zapomniała o przesyłce. Po kilku
dniach znów zwróciła uwagę na paczkę. Przeczytała ponownie, nawet zajrzała do
woreczka. Bez przekonania zasadziła ziarenko i podlała je. Kiełek wychylił się
spomiędzy grudek ziemi. Przez twarz Acedii przemknęła nadzieja. Ale szybko
zgasła, jakby zdmuchnięta jakimś wewnętrznym powiewem. Rzuciła się znów na
fotel przed kominkiem rozmyślać o własnym nieszczęściu. Znów zapomniała o
ziarenku. I to na tak długo, że gdy się ocknęła, z wyschniętej skorupy w
doniczce wystawało zasuszone wspomnienie nadziei. Rozgoryczona rzuciła
paczuszkę w kąt. Więcej na nią nawet nie spojrzała. Siedziała znów przed
kominkiem i do litanii straconych złudzeń, którą skwapliwie odmawiała każdego
dnia od rana do wieczora, dorzuciła wezwania o daremnych próbach, zawiedzionych
nadziejach i dwóch lewych rękach.
Czy więc nadawca tych paczek poniósł
całkowitą porażkę?
- Hura! Wiem, co to będzie! To tak
jak w bajce o ogromnej fasoli! Babciu, zasadźmy ją, proszę…
Babcia uśmiechnęła się przez łzy, bo ona akurat pomyślała sobie, że
nie jest godna odnaleźć drogi do szczęścia i tak naprawdę, to jej szczęście
właśnie biega po całym domu szukając doniczki.
Zasadzili. Podlewali i czekali.
Wiele dni upłynęło, zanim spodziewana „fasola” wyrosła na wysokość Wnuczka, a potem
na – niewiele większą – wysokość Babci. Ciągle nie było kwiatów. Babcia
westchnęła, że może zrobili coś źle, może nie są godni, żeby cudowna roślina
zakwitła, ale Wnuczek nie tracił nadziei i kiedy roślina dosięgła sufitu, jak
strzała pobiegł do kuchni:
- Babciu, babciu! Tam na górze jest
mały kwiat!
Rzeczywiście. Ich wytrwałość została
nagrodzona. Po kilku dniach kwiat przekwitł, a na jego miejscu pojawił się mały
owoc. Nie można było go jednak dosięgnąć. Babcia sięgnęła po kartkę. Zarzekała
się później, że tego zdania nie było, kiedy pierwszy raz czytała ją na głos.
„Wrzuć następne ziarenko. Ono pozwoli ci zebrać owoce.”
Wrzuciła. I znów czekali i
podlewali. A druga roślina z dnia na dzień oplotła pierwszą łodygę i zwiędła.
Babcia się zasmuciła. Ale Wnuczek widział to inaczej: wspiął się po uschniętej
łodydze i zerwał owoc.
Kiedy już miał go w ręku, Babcia
zobaczyła na kartce zdanie, którego – znów, mogłaby przysiąc – nie było na niej
wcześniej: „Zasadź resztę ziarenek i posil się owocem. Potem ruszajcie w
drogę”.
I stało się tak, jak w bajce.
Roślina przebiła sufit i dach, ziarenka wykiełkowały i puściły się pędem
dookoła już nie łodygi, ale pnia. Babcia z Wnuczkiem podzielili się owocem i
nagle Babci odjęło, a Wnuczkowi przybyło lat. Ze śmiechem zaczęli się wspinać
wprost do nieba.
- To się nie powinno udać! Nie
zasługują na to! To niesprawiedliwe, że ta grzesznica i to głupie dziecko
dostali dobre ziarna!
Jej pełne żółci myśli pobiegły do
tajemniczego nadawcy. Złość wzbierała w niej coraz bardziej. W końcu wyłamała
zamek w bramie, żeby dostać się do skrzynki pocztowej. Wyszarpała paczkę,
rozpruła tuż przy skrzynce i rozsypała ziarenka.
- Niech gniją! Gardzę Twoją
niesprawiedliwością! – krzyknęła buńczucznie i z powrotem zabarykadowała się w
swoim domu.
Ziarenka wykiełkowały za
zatrzaśniętą bramą. Na próżno. Sąsiedzi, każdy zza firan swojego okna,
obserwowali ten niemy dramat. I dziwili się, jak to się stało, że Babci i
Wnuczkowi udało się znaleźć drogę do szczęścia. Zbyt trudne było dla nich
pojąć, że serce skruszone nie pogardzi Panem, a nadzieja – ta, zawieźć nie
może.