szóstego dnia to było, Panie
(pamiętna szóstość jest po dziś dzień
ostrą krawędzią mej skończoności)
lepiąc mój byt zwyczajny
z glinianych grudek nicości
zamyśliłeś się, a Słowo Twe świetliste
(warkocz jego dźwięków rozgrzanych
żarzy się conocnym widzeniem)
obsunęło się poza odmienność
runęło przez ciała powszedniość
i oparło się ciszą świętą
o dno duszy
ocknąłeś się, już świtał Szabat
(a drgnienie ocknienia tak wiecznotrwałe
jest mojej tęsknoty wytchnieniem)
lepianka stworzenia - wypalona
gotowa była do Odpoczynku