Dzisiaj w naszym Zakonie obchodzimy święto Stygmatów św. Franciszka. Tego prawdziwego. Bo ten medialny: ekologiczny, tolerancyjny, międzyreligijny i skupiony na uprzejmości i relacjach międzyludzkich to jakaś - delikatnie mówiąc - pomyłka. To tak, jakby skupić się na wzorze tkaniny jego habitu i ze splotów nici wróżyć jego duchowy testament dla ludzkości.
Franciszek jest prawdziwy w jego własnych słowach, w relacji braci, którzy z nim żyli. Tam możemy zobaczyć, że jedynym kluczem do zrozumienia i naśladowania św. Franciszka jest miłość do prawdziwie wcielonego Słowa - dlatego Reguła naszego Zakonu to po prostu jak najwierniejsze naśladowanie Ewangelii. To jest miłość do prawdziwego Ciała i Krwi Pańskiej - stąd w jego pismach tyle wezwań do czci Najświętszego Sakramentu i do Jego szafarzy, jakimi by nie byli. Wreszcie to miłość do Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego - jednym z darów naszego Zakonu dla Kościoła jest gorące nabożeństwo do Męki i Śmierci naszego Pana.
Św. Franciszek całe życie, odkąd spotkał Ukrzyżowanego twarzą w twarz w kościółku św. Damiana, z wszystkich sił i na wszelkie sposoby starał się upodobnić do Ukrzyżowanego. Być ubogi, jak On, wzgardzony, posłuszny aż do śmierci, miłujący nawet oprawców, dobrowolnie się uniżający...
W końcu, Pan sam ukoronował pracę Franciszka, dokończył dzieła upodabniania się, znacząc go stygmatami. Franciszek umarł jako zupełnie podobny do Chrystusa.
Osiąganie podobieństwa, upodabnianie się jest tajemnicą życia, kluczem do zrozumienia każdego z nas. Pytanie tylko, do kogo się upodabniamy? Ten proces nie zachodzi sam z siebie. Jest dziełem przeżytych przez nas kolejnych dni.