Gdyby chcieli, aniołowie wygraliby wszystkie konkursy łowców
talentów. W mig rozwiązaliby wszystkie palące problemy ludzkości. Pod ich
kuratelą rozwój cywilizacji wystrzeliłby jak rakieta. Sęk w tym, że nie chcą.
Nie po to zostali stworzeni i nie po to zostali obdarzeni tak niedoścignionym
pięknem, mocą i mądrością.
Całe swoje oszałamiające bogactwo talentów używają tylko po
to, żeby służyć i chronić. Ronią z niego po kropelce według Bożej recepty: w
tym a tym momencie tyle i tyle, ile Boży rozkaz mówi. A potem kryją się w
pośpiechu, aby odkrycie ich działania nie przyniosło niepożądanych skutków. Ale
nie odchodzą. Czuwają, aby na każde skinienie być Bogu pod ręką. I człowiekowi.
To jest szczęściem i chwałą niebieskich książąt.
Ludzie lubiący porządkować świat mówią,
że Bóg bubli nie tworzy. Niestety, nie bardzo
wiedzą, co zrobić, kiedy staną oko w oko z tymi, którzy dalecy są od
doskonałości: Mocno uszkodzone ciąże, tu chromosom za dużo, tam tlenu przy
porodzie za mało. Nie mówi, nie myśli, nie czuje. I tak nie przeżyje, a jeśli
już, to co to za życie, jak jakaś roślinka…
Książęta nowego i samozwańczo
wspaniałego świata pewnym ruchem heblują ludzkość, aby kształt jej coraz lepiej
pasował do świetlanych ideałów. I jako pierwsze wióry (nie ostatnie) do Szeolu
spadają ci najbardziej niedoskonali. Nieproduktywni, zużywający zasoby,
zostawiający zwęglony ślad w sumieniach tych, którym udało się (jak na razie)
utrzymać przy życiu.
Książęta owi bezpruderyjnie
wyciągają ręce po dary Księcia tego świata, którymi niegdyś wzgardził Chrystus.
Jaśnieje w ich oczach coraz potężniejsza władza nad narodami, upaja wizja
własnej chwały i geniuszu wznoszącego się ponad masy otępiałych homo sapiens. Książęce
rody z pokolenia na pokolenie z podziwu godną wytrwałością wdrapują się własnym
wysiłkiem na trony wysoko wznoszące się nad okręgiem ziemi.
Tylko że to wyścig po buble. Cóż
z tego, że miliardy istnień ludzkich chcąc, nie chcąc wypełniają ich tajemne
plany. Na próżno mienią się panami życia i śmierci, czując się lepsi od tych
gorszych. Kiedy czas (mimo wszystko) dla nich się kończy i wstępują na próg
wieczności, cała chwała rozwiewa się jak mgła, cała potęga osuwa się w otchłań.
Wszystko okazuje się iluzją i fatamorganą. Cóż z nimi? Nie umiem powiedzieć. Wzrok
mój sięga tylko do progu i nie wiem, czy skoczą za osuwającą się w szyderczy
niebyt wielkością, czy w ostatniej chwili cofną się w skrusze i żalu.
Tak sobie biegają moje myśli
puszczone samopas, kiedy podaję kolejną łyżeczkę prawdziwej księżniczce. Nastolatka
o wątłym ciałku wychudzonej pięciolatki. Filigranową rączką bawi się moim
medalionem. Jej duże oczy wpatrzone są w moje, kiedy jak niemowlak w lekkim
transie połyka zmiksowany obiadek. Jej majestat pozostaje dyskretnie ukryty pod
głęboką niepełnosprawnością.
Święty Paweł odsłania mi
tajemnice Niebieskiej arystokracji:
To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe. Nie wszystkie ciała są takie same (…) Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne - ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne.
Cóż za rzadkie ziarno ukrył Bóg w
tej budzącej litość łupince? Jaka będzie, kiedy powstanie niezniszczalne, chwalebne i mocne? Na czas siewu powierzył je naszej pełnosprawności.
Jak i kiedy straciliśmy ostrość
spojrzenia, że pozwalamy, by odmawiano prawa do życia tym, którym Bóg powiedział:
„Będziesz żył! Wyniosę Cię do godności, którą niegdyś wzgardzili moi aniołowie
pragnąc własnej chwały!”
- Że mimo wszystko są ciężarem?
Nigdzie tak, jak przy niepełnosprawnych nie nauczyłam się anielskiego podejścia
do tej sprawy: właśnie po to dostałam moje siły i zdolności, aby trzymać je w
pogotowiu i po kropelce, kiedy i jak Bóg rozkaże, służyć nimi tym, których On mi
powierza.
Jaśniejąca na niedoskonałych
twarzach chwała Boża jest moim szczęściem i chwałą. Pewną i wieczną. Nie bublem
tego świata.