Przygotowuję wiązankę (na pewno niekompletną) zjawisk, na które – moim zdaniem – warto zwrócić uwagę tak w naszym osobistym jak i wspólnotowym życiu chrześcijańskim. Krótkie moje rozważania to raczej przyczynek do obserwacji, przemyśleń, wniosków i przeciwdziałania, niż próba erudycji akrobatycznej.
Zdaje mi się też, że są to zjawiska wielce
zaraźliwe i – przynajmniej jako pokusa zainfekowania – nie omijają nikogo.
A
jak Archeologia
W efekcie mimo, iż dumnie i szumnie
powołujemy się „pierwotne chrześcijaństwo”, w istocie wcielamy w życie nasze własne
mniej lub bardziej wysublimowane wyobrażenia o nim.
Drugie niebezpieczeństwo upodobania
do staroci to wysyłanie Ducha Świętego na ponad półtora tysiąca lat wakacji. Czyli:
wraz z wyjściem chrześcijaństwa z katakumb Duch Święty odfrunął w nieznane, aby
powrócić incognito pod koniec XIX w., a całkiem oficjalnie w drugiej połowie
wieku XX.
Myślę, że większość gorliwych
chrześcijan byłaby zaskoczona, gdyby odkryli, jak wielki wpływ na ich myślenie o
Kościele ma ów schemat myślowy, według którego wszystkie albo przynajmniej
większość oficjalnych decyzji i praktyk Kościoła od 313 r. były powolnym
procesem degradacji, zaprzeczania oryginalnej woli Chrystusa i wprzęgania
wiernych w coraz bardziej zmurszałą instytucję, a tragiczny proces przerwała
dopiero rewolucja po Soborze Watykańskim II.
Tymczasem Kościół nieprzerwanie
wzrastał w rozumieniu i wypełnianiu woli Bożej dzięki nieustannej asystencji
Ducha Świętego, który to przeprowadzał Ciało Mistyczne Chrystusa przez niejeden
poważny kryzys, ale zawsze ku pełniejszej jedności ze swym Oblubieńcem. Dowody?
Wystarczy popatrzeć na świętych.
Przykładem może być kuriozalna „liturgiczna
choroba kolan”, u nas w Polsce – na szczęście - jeszcze tak nie
rozpowszechniona, która każe – powołując się na godność Dzieci Bożych - dumnie
odmawiać klękania jako „wyrazu średniowiecznego feudalizmu niezgodnego z
praktyką judeochrześcijańską” (nota bene jest to wynik niedoczytania Biblii,
gdyż w postawie klęczącej modlono się już w Starym Testamencie, nie wspominając
o wiecznej Liturgii Niebieskiej opisanej w Apokalipsie św. Jana).
Pragnienie powrotu do źródeł samo w sobie nie jest złe, ale aby znaleźć źródło nie wolno odstępować strumienia, który z niego wypłynął. Inaczej stracimy i jedno i drugie, utknąwszy przy pulsującym bajorku naszej wyobraźni.