W tle dzisiejszego czytania pojawia się postać Nabuchodonozora, o którym Daniel - wyjaśniając tajemnicę napisu na ścianie - tak mówi:
Królu, Najwyższy Bóg dał twemu ojcu, Nabuchodonozorowi, królestwo, wielkość, chwałę i majestat.
Z powodu wielkości mu udzielonej wszystkie ludy, narody i języki odczuwały bojaźń i drżały przed nim. Zabijał, kogo chciał, i pozostawiał przy życiu, kogo chciał; kogo chciał, wywyższał, a kogo chciał, poniżał.
Gdy jednak jego serce uniosło się [pychą], a jego duch utrwalił się w hardości, złożono go z królewskiego tronu i odebrano mu chwałę.
Wypędzono go spośród ludzi, jego serce upodobniło się do serca zwierząt, i przebywał z dzikimi osłami. Żywiono go jak woły trawą, jego ciało zaś zwilżała rosa z nieba, dopóki nie uznał, że Najwyższy Bóg panuje nad królestwem ludzi i że kogo chce, ustanawia nad nimi.
Wydaje mi się, że intelektualnie nie jest to takie oczywiste, ale spoglądając na sprawę wzrokiem ducha i wiary, widać jasno, że im więcej pokory, tym więcej szlachetności, a im bardziej ktoś popada w pychę, tym więcej staje się prostacki, brutalny, odpychający, a wreszcie zwierzęcy.
Potwierdzają to niezliczone historie ludzi będących na szczycie chwały, a jednocześnie na dnie człowieczeństwa. Być może to samo prawo odnosi się także do dziczejącej cywilizacji...
Dla równowagi, załącznik muzyczny: