Jeśli biologia mówi co innego, to tym gorzej dla biologii.
W pewnym momencie zaskoczył mnie
oczywisty absurd twierdzenia, jakoby wybór był możliwy a nawet
konieczny tylko w trakcie ciąży, a nie po jej zakończeniu.
Dlaczego właściwie nie można doprowadzić ciąży do końca? Nie
umiem logicznie odpowiedzieć na to pytanie.
Z biologicznego punktu
widzenia, ciąża jest nie tylko procesem naturalnym, ale – dla
organizmu kobiety – jednym z kluczowych, do którego przygotowuje
się hormonalnie, metabolicznie. Kiedy kobieta zachodzi w ciążę,
jej cały organizm przestawia się na zapewnienie dziecku
wszystkiego, co potrzebne do jego rozwoju. Jest tak również wtedy, kiedy
dziecko jest mocno uszkodzone, ale żyje. Proces ciążowy, związany
z nim metabolizm kobiecy, są "nastawione" na
dziewięciomiesięczną "pracę". Jest to proces według
planu, który ma swoją dynamikę, swój rytm. Jeśli dziecko w tym
czasie obumrze, albo jeśli np. zagnieździ się poza macicą,
organizm kobiety reaguje chorobowo. I to jest naturalne.
Dlaczego
wyborem i "ratowaniem" kobiety miałaby być ingerencja, a
powiedziałabym nawet z punktu fizjologicznego gwałt, wymuszająca
przedwczesny poród (tak bowiem wygląda aborcja eugeniczna) lub –
co gorsza, w przypadku skrobanek – mechaniczna rzeź w macicy
nastawionej na obronę i wykarmienie zagnieżdżonego tam dziecka?
Ciąża zakończona o czasie jest gwarancją harmonijnego powrotu ogranizmu kobiety do zwykłego trybu funkcjonowania. Naprawdę sądzimy, że wyszarpywanie dziecka w środku ciąży jest dla kobiety "dobrem" i "wyzwoleniem"?