26 stycznia 2012

Dlaczego jedyny? (autoreklama)

Zdarzyło mi się. Wydałam książkę. Powstała ona jako praca magisterska pod dźwięcznie brzmiącym tytułem: "Jedyność i powszechność tajemnicy zbawczej Jezusa Chrystusa jako podstawa dialogu międzyreligijnego według deklaracji Dominus Iesus". Mimo tego nadaje się jednak do czytania :)

Kiedy postawiłam temat-tezę nawet nie spodziewałam się tego, że badania zaprowadzą mnie w sam środek nie tylko wielkiego współczesnego sporu teologicznego, ale w sam środek wielkiego kryzysu w teologii. I że będę musiała to jakoś ogarnąć, zrozumieć, uporządkować (przynajmniej w dziedzinie, którą opisywałam).
Pisanie pracy magisterskiej, zamiast być nudnym ciułaniem zdań nie swoich, stało się często mrożącym krew w żyłach poznawaniem korzeni, zakresu, działania, perspektyw i w pewnym sensie bardzo praktycznych przejawów kryzysu w teologii i w Kościele. Ja sama,  pod wpływem lektur bohaterów mojej książki, ze skraju modernizmu w te pędy skierowałam się ku niezmiennej od 2000 tysięcy lat nauce Kościoła Katolickiego i w ten sposób stałam się gorliwą ratzingerystką.

Przyznaję, książka jest teologiczna i choć starałam się pisać ludzkim językiem, w wielu miejscach wymaga solidnych żuchw intelektualnych, żeby móc przeżuć co-autor-chciał-powiedzieć. Ci, którzy ją czytali jako pracę magisterską, przemyślnymi wysiłkami zmusili mnie do wydania tejże.



W ramach reklamy pozwolę sobie zamieścić fragment przedmowy, napisanej przez x. Zbigniewa Chromego:

Książka, którą czytelnik otrzymuje do rąk obszernie podejmuje temat dialogu międzyreligijnego w kontekście katolickiej nauki o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa, ukazując tę naukę jako niezbędny warunek dialogu chrześcijaństwa z innymi religiami. Praca ta jest twórczym komentarzem do wspomnianej wyżej deklaracji Dominus Iesus. Przekazuje ona obok katolickiego punktu widzenia, także ujęcie pluralistycznej teologii religii w jej trzech klasycznych wariantach, referując poglądy R. Panikkara, J. Hicka i P. Knittera – głównych przedstawicieli nurtu pluralistycznego. To stosunkowo niewielkie dzieło jest doskonałym wprowadzeniem w złożoną problematykę dialogu międzyreligijnego, mogącym stanowić swego rodzaju elementarz dla osób pragnących poznać złożone kwestie dotyczące teologii religii.
x. dr Zbigniew Chromy
A jako przystawkę - fragment wstępu:
Dlaczego deklaracja korygująca błędy doktrynalne została potraktowana na jako punkt zwrotny (tudzież krytyczny) całego dialogu międzyreligijnego? (...) Czy deklaracja o jedyności i powszechności zbawczej
Jezusa Chrystusa i Kościoła wskazuje pozytywne wyjście z sytuacji, którą krytykuje, i może być dokumentem inspirującym do dalszego rozwijania dialogu międzyreligijnego?
i zakończenia:
Propozycje Dominus Iesus dla dialogu międzyreligijnego nie dorównują śmiałym perspektywom wizji pluralistów. Przypominają raczej dreptanie w miejscu, a nawet zawracanie. Ale wydaje się, że również ta powściągliwość jest wyrazem troski o dialog międzyreligijny aby przede wszystkim zachowywał swój charakter chrześcijański. Na pytanie, czy treść dokumentu może być inspiracją dla teologów zajmujących się dialogiem międzyreligijnym – wydaje się, że trzeba mimo wszystko odpowiedzieć twierdząco. Właściwie w odniesieniu do opcji pluralistycznej kryje w sobie wręcz rewolucyjne wezwanie do zgoła innego niż Hickowski „przewrotu kopernikańskiego”: do szukania rozwiązania paradoksu dialogu międzyreligijnego i misji wiernej ortodoksji wewnątrz paradoksu bóstwa i człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, a nie poza nim. Wiąże się to z zawróceniem i pewnym „marnotrawstwem” części dotychczasowych wysiłków, ale jak zauważa we wstępie do „The Great Divorce” C.S. Lewis:
„Próba [małżeństwa Nieba z Piekłem] zasadza się na przekonaniu, że rzeczywistość nigdy nie każe nam stanąć przed wyborem ostatecznym „albo-albo” (…); że zwyczajny rozwój, przystosowanie albo udoskonalenie w jakiś sposób przemienią zło w dobro, bez żądania od nas ostatecznego i całkowitego wyrzeczenia się wszystkiego, co chcielibyśmy zatrzymać. To przekonanie uważam za katastrofalny błąd (…). Nie żyjemy w świecie, gdzie wszystkie drogi są promieniami koła i jeśli podążać którąś dostatecznie długo zbliżają się do siebie, żeby w końcu spotykać sie w jednym punkcie (…). Dobro, kiedy dojrzewa, staje się coraz bardziej różne nie tylko od zła, ale i od innego dobra. Nie sądzę, żeby wszyscy, którzy wybierają złe drogi przepadli, ale myślę, że ich ratunek jest w zawróceniu na dobrą drogę. Ostateczny wynik może okazać się dobry, ale tylko wtedy, jeśli się wróci do miejsca, w którym został popełniony błąd i zacznie się jeszcze raz z tego samego miejsca, a nigdy przez zwyczajne brnięcie dalej. Zło może być cofnięte, ale nie może rozwinąć się w dobro”

Zainteresowanych moją książką proszę o kontakt mailowy (zakładka "o mnie") - jakoś się dogadamy ;)

23 stycznia 2012

dla zagubionych w czasie (i przestrzeni)

W liście św. Teresy Benedykty od Krzyża znalezione:

Bóg czyni wszystko we właściwym czasie. Niczego nie czyni poza czasem, lecz zawsze wszystko w najlepszej chwili, dając mi co trzeba we właściwym momencie.
(św Ambroży, z komentarza do Psalmu 118)
I współczesny, bardziej frywolny komentarz w tym temacie:

6 stycznia 2012

poznajmy kandydata na świętego

Chodzi o abpa Fultona J. Sheena, którego kazanie o Mszy Świętej niedawno zamieściłam. Pojawił się blog z wypowiedziami arcybiskupa. Niniejszym reklamuję, ponieważ - moim zdaniem - warto posłuchać tego, co abp Sheen ma nam do powiedzenia.









Przyznaję, że teksty abpa Sheena podobają mi się tak bardzo, że trudno było mi wybrać jeden, czy dwa na reklamę. Zamieściłam ich więcej :)

 Msza święta nie jest pamiątką. Gdy idziesz na Mszę świętą, to nie jest to samo, co pójście, na przykład, na wzgórze Golgoty, oderwanie kawałka skały i powiedzenie: "to jest pamiątka z miejsca, na którym umarł nasz Pan". Nie, Msza święta jest wizją, jest ona akcją w czasie i w wieczności. Jest ona akcją w czasie, gdyż ma ona miejsce na naszych oczach, na ołtarzu. Jest ona również akcją w wieczności, jeśli chodzi o jej zbawczą wartość. Wszystkie zasługi śmierci, zmartwychwstania, wniebowstąpienia i uwielbienia naszego Pana odnoszą się do nas. Jednoczymy się z tym wielkim aktem Miłości. Msza święta nie jest zatem pamiątką odrębną od krzyża. Jeśli w trakcie Mszy świętej zamkniemy oczy i skoncentrujemy się na jej tajemnicy, znajdziemy się u stóp krzyża wraz z Maryją, Marią Magdaleną i świętym Janem.

Czy zauważyliście kiedyś, jak bardzo współczesna architektura pozbawiona jest dekoracji? W jakim kontraście stoi ona wobec katedr, w których znaleźć było można wszystko, nawet krowy i anioły, czasem również małe diabły wyglądające zza węgła! Dawna architektura zawsze wykorzystywała rzeczy materialne jako symbole spraw duchowych. Dzisiaj nasza architektura jest nudna, nic tylko stal i szkło, prawie jak pudełko krakersów. Dlaczego tak jest? Ponieważ nasi architekci nie mają do przekazania żadnego duchowego przesłania. Materiały budowlane są tylko materiałami, niczym więcej, stąd brak detalu, brak doniosłości, brak znaczenia, brak duszy. Zastanawiam się, czy detal i dekoracja w architekturze nie zanikły w świecie w tym samym czasie, w którym zanikła uprzejmość. Z całą pewnością nie jesteśmy w tym stuleciu tak uprzejmi, jak byliśmy w innych stuleciach. Prawdopodobnie przyczyną jest to, że nie wierzymy już, iż ludzie mają dusze. Są po prostu innymi zwierzętami i dlatego powinni być traktowani jako środek do realizacji naszych celów. Gdy uwierzysz, że obok ciała istnieje też dusza, zaczynasz nabierać wielkiego szacunku wobec osoby.
 
Ten srebrny krucyfiks, który noszę, noszę w ramach zadośćuczynienia. Pewnego dnia byłem w żydowskim sklepie jubilerskim w Nowym Jorku; znałem tego jubilera od dwudziestu lub dwudziestu pięciu lat. Powiedział do mnie: "Mam dla ciebie trochę srebrnych krucyfiksów." Podał mi torbę wypełnioną srebrnymi krucyfiksami, było ich ponad sto. Spytałem: "Skąd je wziąłeś?". "Och" - odpowiedział - "od zakonnic, przyniosły je i powiedziały: 'nie będziemy już nosić krucyfiksu, za bardzo oddziela nas od świata. Ile nam za nie zapłacisz?' ". Jubiler powiedział: "Odważyłem im trzydzieści srebrnych monet". Później spytał mnie: "Co jest nie tak z twoim Kościołem? Myślałem, że krucyfiks coś dla was znaczy." Opowiedziałem mu zatem, co było nie tak. Trzy miesiące później przyjąłem go na łono Kościoła. 
 
Pewnego razu głosiłem rekolekcje w więzieniu o szczególnie zaostrzonym rygorze, w którym było osadzonych 1979 więźniów. Wszyscy z nich myśleli oczywiście, że ja noszę biały kapelusz, a oni - kapelusze czarne*; że oni są źli, a ja jestem dobry. Od jakich słów mogłem zacząć moje kazanie? Rozpocząłem je w ten sposób: "Panowie, chcę, abyście wiedzieli, że istnieje między wami a mną jedna ogromna różnica. Wy zostaliście schwytani, a ja nie". Innymi słowy, wszyscy jesteśmy grzesznikami.